"Himalaya": REFLEKSJE REŻYSERA
"Za inspirację do tego filmu posłużyło życie dwóch moich przyjaciół Tybetańczyków. Pierwszy, Tinle to „yak-pa” inaczej „cowboy” – człowiek czynu, walki, doświadczony przywódca. Drugi, Norbou, to lama, zakonnik, malarz, całkowicie oddany modlitwom, sztuce, zanim go poznałem nigdy nie opuszczał klasztoru.
Obaj mieszkają w Dolpo, w jednym z najbardziej odosobnionych i najwyżej położonych rejonów tybetańskiego świata, w głębokich Himalajach nepalskich. W Dolpo, regionie oddzielonym barierami politycznymi i geograficznymi, bije jeszcze serce nienaruszonego Tybetu. Ukazanie życia tych dwóch postaci warte było powstania filmu. Tinle jest ojcem Norbou. Tragiczna śmierć spowoduje nagłe zbliżenie tych dwóch tak różnych postaci; zostaną wystawieni na nadludzką próbę, która odmieni przyszłość całej doliny.
Jako że najważniejszy był autentyzm, praca przy pisaniu z Olivier Dazat odbywała się przy współudziale Tinle, Norbou i innych osób tego filmu. Mówię raczej o postaciach a nie aktorach, ponieważ większość z tych osób, kobiet i mężczyzn nigdy wcześniej nie miała do czynienia z kamerą i odgrywają swoje własne role. Wszyscy mogliby być postaciami z powieści Jacka Londona czy Josepha Conrada. Akcja rozgrywa się przed nastaniem wiecznych śniegów, kiedy to olbrzymie karawany jaków przemierzają Himalaje zwożąc sól z górskich szczytów na równiny.
Film ten jest rodzajem westernu, westernu tybetańskiego, sagą uniwersalną i ponadczasową, która opowiada historię o władzy, dumie, odwadze. Chcąc uszanować tę rzeczywistość i nie zniekształcić jej, na czym szczególnie nam zależało, trzeba było kręcić sceny w autentycznym otoczeniu, pokazywać człowieka na łonie natury, która go ukształtowała. Dziewięć miesięcy kręcenia w głębokich Himalajach między 4 000
i 5 000 m n.p.m.. Prawdziwe wyzwanie fizyczne i techniczne, piękna przygoda dla około 20 francuskich techników.
Praca ekipy (20 techników to stosunkowo niewiele jak na taki film) była o wiele cięższa i wolniejsza niż ta, do której byłem przyzwyczajony. Jednak praca w ekipie pozwalała mi zrekonstruować i odtworzyć momenty ukazujące emocje zazwyczaj nieobecne w dokumencie. Zależało mi na ukazaniu głębi tego świata zewnętrznie tak różniącego się od naszego. Moja praca jako reżysera polegała więc na umożliwieniu postaciom wyrażenia siebie na swój sposób. Starałem się być na tyle otwarty na ile to było możliwe i usuwać się przed siłą i bogactwem ich własnego życia; to ich historię opowiadałem, oni byli nauczycielami, ja byłem ich uczniem. Nie chciałem, aby ten film stał się polityczny, jak się to zdarza u innych autorów, reżyserów. Pragnąłem jedynie ukazać życie ludzi z „kraju śniegu”, ich słabości, ich piękno, ich ludzkość.
Jak mawia mój przyjaciel Norbou, malarz: „Należało ten film zrobić tak, by stał się świadectwem zanim tradycja (całe dziedzictwo) nie stopnieje jak śnieg na słońcu”.
(Eric Valli – reżyser)