Reklama

"Hi way": TROPY, SMAKI I MIELIZNY

Ironia i czułość

Hi Way - pierwszy, autorski, film Jacka Borusińskiego, artysty znanego do tej pory z dokonań scenicznych, współtwórcy kultowej grupy teatralno-kabaretowej Mumio i awangardowych reklam.

Używając nowego medium, autor (Borusiński napisał scenariusz, wyreżyserował film i zagrał jedną z głównych ról) nie zmienia dotychczasowej perspektywy, towarzyszy mu ta sama wrażliwość i poczucie humoru.

Groteskowa opowieść o wspólnej podróży „na chałturę“ dwóch niedowarzonych filmowców z prowincji (rolę drugiego gra, a jakże, niezastąpiony partner z Mumio, Dariusz Basiński, również współautor muzyki do filmu) jest jak zwykle pretekstem do specyficznego zgłębiania zasadniczej śmieszności bytu.

Reklama

Poczucie humoru Borusińskiego ma charakter raczej metafizyczny niż satyryczny. Skupione na postaciach i ich relacjach ze światem i społeczeństwem jest narzędziem ich poznawania.

Bo świat widziany oczami twórcy Hi Waya nie jest po prostu śmieszny: jest śmieszny głęboko. I jego śmieszność czyni go niewinnym.

Tu właśnie pojawia się istotne rozróżnienie: Borusiński wraz z Mumio, rozśmieszając nas już od dawna nie jest satyrykiem. Humor przez niego kreowany w nikogo nie godzi, niczego nie krytykuje. Bycie zabawną jest immanentnie przypisane rzeczywistości i jest częścią głębokiej prawdy o niej.

Jak się wydaje jest to prawda szczególnie autorowi droga i ten, pozornie obsuwający się w autotematyczność film, jej odsłanianie postawił sobie za cel.

Postaci filmu (jakoś nie bardzo właśnie pasuje słowo "bohaterowie"), jawią się nam tyleż ironicznie co z czułością. W tym felernym świecie nie ma silnych, nie ma wielkich, nie ma mądrych. I w tej pobłażliwej wizji nie widzimy też złych. Każdy śmieszniutki, każdy uroczy, każdy jakiś malutki.

Malutkość, dzieciństwo właśnie nurtuje autora bardzo. Więc mamy w Hi Way'u nieoczekiwane zmiany miejsc, dziecięce dziwactwa, nie opuszczające także dorosłych.

I dziecięce zadziwienie i dziecięce rozwiązania nurtujących nas pytań o błyskawicznie zmieniający się świat… No bo skąd, na przykład, proszę państwa, bierze się ten slang młodzieżowy, w którym starsi bracia już nie rozumieją młodszych?

I to ciągłe zmaganie ze światem, w którym wszyscy wydają się silniejsi, lepiej przystosowani, bogatsi, skuteczniejsi – bo jak laser skupieni na swoim celu…

A my próbujemy doścignąc, szukając prawdy w krzywych lustrach i goniąc za nią tramwajami... Twórca Hi Waya jest piewcą nieadekwatności, tego co a-społeczne, indywidualne - nawet jeżeli to właśnie nas ośmiesza. Borusiński pokazuje absurdalność naszej kondycji, lecz jego absurd jest raczej paradoksem niż nonsensem.

Borusiński po mistrzowsku pokazuje potęge konwencji, osłaniających jednostkę, zwłaszcza w relacjach z innymi ludźmi i kontrolującym społeczeństwem (w filmie reprezentowanym przez gremium sąsiadów z kamienicy). Największym zaś polem działania tych konwencji jest język. Język , który u Borusińskiego zawsze stoi blisko swojej granicy - bełkotu - nigdy jej jednak nie przekraczając, nie przestając znaczyć.

Znaczą też twarze, Hi Way jest pełen doskonałych twarzy: aktorskich i naturalnych. Pełen nadrabiania miną, widocznych obaw i z trudem skrywanego zakłopotania. Odrzucając wysoki ton film pogrąża się w mimicznej semantyce swojskości: od głupich min strojonych kiedy nikt nie patrzy, po oficjalne, fasadowe i profesjonalne. Wszystkie jakoś prawdziwe, bo przecież wszystkie ciągle przez nas używane.

I rzecz ostatnia. To nie jest film z jasno zarysowaną tezą. Odkrywa, opisuje i raczej nie poucza lecz ostatecznie napawa optymizmem. Hi Way jest filmem pełnym marzeń i nadziei. Marzeń o tym, że nie jesteśmy frajerami, nadziei na to, że zrealizujemy nasze świetne pomysły, że uciekniemy od unifikującej prozy życia, bo przecież wszystko jest możliwe.

A w naszych wymarzonych nowych domach może będzie nawet latająca brama sterowana pilotem. Edward B.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Hi way
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy