Reklama

"Hi way": SZKATUŁKOWY HI WAY

Zwrot „HI WAY - film, który trzeba zobaczyć 2 do 3 razy” to nie jedynie reklamowe hasło obliczone na frekwencyjny sukces. O tym przekonać się może każdy kto zderzył się z filmową opowieścią. Bo oczywiście pierwsza lektura pozwala nam dostrzec linię fabularną, daje możliwość posmakowania osobliwego humoru, ale dopiero kolejna ujawnia bogactwo wzajemnych relacji, nakładek i w związku z tym nowych sensów. (Tu też zaczyna się zabawa w odnajdowanie realnych twarzy czy wątków, które stanowiły inspirację dla wyimaginowanego świata wizji Jaca.)

Reklama

Bo HI WAY to film o konstrukcji szkatułkowej, gdzie wszystko to, co oglądaliśmy – zarówno zdarzenia „prawdziwe” z planu rzeczywistego jak i „zmyślone” z planu wizyjnego - były jedynie elementem nadrzędnej opowieści, opowieści Jaca - człowieka o filmowych zainteresowaniach i aspiracjach - o czym widz dowiaduje się dopiero na końcu filmu. I wydawać mogłoby się, że historia została definitywnie zdeszyfrowana. Tymczasem zawiłość całej sytuacji i kolejne jej piętro demaskuje fakt, iż Jacek Borusiński grający Jaca w rzeczywistości jest autorem scenariusza i reżyserem filmu. Reżyser , który gra główną rolę w swoim filmie wzmaga Brechtowski „efekt obcości”, a zatem demaskuje powołany świat, który staje się na tyle umowny, że dopuszcza zaangażowanie reżysera w roli aktora jego własnego filmu. Tu efekt ten dodatkowo zostaje wzmocniony, bo Borusińskiego widzimy jako:

1) aktora w planie realnym opowiadającego „swoje” pomysły na filmy

2) aktora w wizjach (wcielonego w kilka różnych postaci) oraz

3) aktora grającego reżysera na strychu.

I to ta sytuacja ostatecznie modeluje sensy filmowego przekazu i generuje rodzaj gry jaką reżyser prowadzi z widzem.

Pod pozorem beztroskiej zabawy kryje się także kolejne ważne, jeśli nie prymarne, zagadnienie – to pytanie o to jak należy robić filmy.

Posłuchajmy bohatera opowieści pana Andrzeja w kluczowej dla analizy filmu scenie:

„Witam państwa. Nie chciałbym mówić

jedynie o małych, czy średnich

przedsiębiorcach. Chciałbym mówić

ogólnie o ludziach, którzy coś

„przedsię-biorą” – jacy powinniby

i jak powinni traktować swoją pracę.

Szanowni państwo, otóż kluczem,

swoistą podstawą, jest świadomość –

człowiek świadomy nie robi rzeczy

niepotrzebnych, wie „o czym jest

ten film”, jest skupiony na jednym

celi i ma plan ze swym początkiem

środkiem i końcem.

Jest świadom konstrukcji – rozległa

Budowla musi być oparta o 

odpowiednie normy, kanony, prawa.

Kolejna rzecz. Modelowy

przedsiębiorca jest konsekwentny –

poszczególne sekwencje pracy czy

` życia wynikają z siebie. Wiemy skąd

i dokąd konsekwentnie chcemy dojść

- widzimy koniec, finał.

Doświadczenie, odpowiedzialność

rozsądek. I sens – wszystko musi

mieć swój sens.

Ponadto narzędzia, wiedza – nie

zrobi biznesu ten, kto tylko udaje,

że coś potrafi. W końcu zostanie

przyłapany i zdemaskowany.

I dopiero później jest odwaga. Ale

odwaga poparta tymi elementami, o 

których mówiłem wcześniej – bez

nich można nazwać ją jedynie

bezczelnością.”

I chyba nie możemy tu mieć żadnych złudzeń. Dwukrotne powtórzenie tego monologu to coś więcej niż „żart” zafundowany widzom.

Podziwiam odwagę reżysera, który ustanawiając tak definitywne kryteria, prowokuje niejako publiczność (a przynajmniej tę jej część, która przyklaskuje twierdzeniom pana Andrzeja) do takiego osądu jego własnego dzieła. Tym bardziej, że patrząc na HI WAY mam nieodparte wrażenie, że sam autor raczej prowadzi rodzaj gry z wygłoszonymi tezami (i tak jak w pokerze czasem stawia na dobrą kartę, czasem blefuje…).

Bo to film częściowo improwizowany otwarty na nieprzewidywalność (co umożliwiła mu zamierzona z góry kompozycja mozaikowa), gdzie sporo ról powierzono naturszczykom.

I jeszcze jedna kwestia : HI WAY to cudowna opowieść o sile wyobraźni, która pozwala budować wizje surrealne, absurdalne, czasem przewrotne. Bo tak już tu jest, że real i wizja przenikają się i modelują, a ponieważ proces ten sterowany jest nieokiełzaną siłą twórczej imaginacji dlatego postać z wizji może wymknąć się spod kontroli twórcy i usiłować zniszczyć jego dzieło ( myślę tu o panu Andrzeju z wizji Pabla , który strojąc głupie miny szyderczo woła: głupie kino , głupie kino…). I tak naprawdę to nie wiemy czy w tym momencie mówi jeszcze głosem twórcy czy już swoim? Na ile mamy do czynienia z rebelią, a na ile z prowokacją.

Na koniec zaryzykowałabym jeszcze twierdzenie, że w HI WAY Borusiński opowiada o sobie, ukazując jedynie rozliczne odbicia w krzywym zwierciadle. Dlatego widz nigdy się nie dowie ile w tej opowieści jest prawdy, a ile autokreacji. Z seansu każdy wyjdzie z własną prawdą - na miarę samego siebie - swojej wrażliwości, wyobraźni, kompetencji, a może tylko oczekiwań, spełnionych lub zawiedzionych...

Marta B.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Hi way
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy