Reklama

"Hel": WYWIAD Z REŻYSERKĄ

KINGA DĘBSKA, REŻYSERKA I SCENARZYSTKA, OPOWIADA O FILMIE "HEL":

KINGA DĘBSKA, REŻYSERKA I SCENARZYSTKA, OPOWIADA O FILMIE "HEL":

Udała się Pani rzecz niezwykła. W Pani debiucie wystąpiła największa czeska aktorka, Anna Geislerová. Najwybitniejsi czescy reżyserzy Menzel, Dworak zabiegają, by u nich zagrała, a ona odmawia. Jak to się stało, że Pani ma ją w swojej obsadzie?

Kinga Dębska: To długa historia. Po studiach na Uniwersytecie Warszawskim, trafiłam do praskiej Szkoły Filmowej FAMU. Wówczas pisałam scenariusz "Helu". Mówiłam wszystkim, że marzę, by w moim filmie wystąpiła Anna Geislerová. Scenariusz na bieżąco obgadywałam z wykładowcami. Jednym z nich był reżyser Sasa Gedeon, któremu Geislerová dużo zawdzięcza. On napomknął jej o moim pomyśle. Później wróciłam do Polski i wydawało mi się, że mogę o wszystkim zapomnieć. Ale nie! Miałam szczęście. Okazało się, że filmem zainteresował się czeski producent Rudolf Biermann i został jego koproducentem. Wówczas zasugerował, że w rolę Hanki powinna wcielić się Anna Geislerová. Zaproponowaliśmy jej udział w filmie, a ona się zgodziła. W dodatku za symboliczną, jak na jej standardy, gażę.

Reklama

Tak po prostu?

- Też nie mogłam w to uwierzyć. Spodobał jej się scenariusz, uznała, że chce grać w moim filmie, że jest gotowa dla tej roli uczyć się polskiego. Brała lekcje przez kilka miesięcy.

Jak przyjęła ją polska ekipa?

- Anna jest gwiazdą. Jest przyzwyczajona do tego, że wszyscy tak ją traktują. Początkowo dla ekipy mogło to być trudne. Jednak szybko okazało się, że Czeszka potrafi rozkochiwać w sobie ludzi. Bardzo polubiła Lesława Żurka. Byli w świetnej komitywie.

Lesław Żurek zagrał w "Helu" dwudziestoparolatka z syndromem DDA (Dorosłe Dziecko Alkoholika). Ta rola mocno odbiega od tych, do których nas przyzwyczaił.

- Lesław zwykle gra role grzecznego, ułożonego, powściągliwego mężczyzny. Ja poszłam pod prąd. Obsadziłam go w roli zbuntowanego, pokiereszowanego przez życie chłopaka, który potrafi być opryskliwy i bardzo nieprzyjemny. Wypadł świetnie. Zagrał młodzika, więc trzeba było odjąć mu kilka lat. Kazałam mu podpatrywać styl zadziornych dwudziestoparolatków. Reszty dopełniła charakteryzacja i młodzieżowe ciuchy. Lesław jest aktorem, z którym chciałby pracować każdy reżyser. Zdolny, zdyscyplinowany, zawsze przygotowany i gotowy do pracy. Świetny do prowadzenia przez reżysera. Bardzo wczuł się w swoją rolę. Na planie między nim i Pawłem Królikowskim, który występował jako ojciec, rzeczywiście wytworzyła się jakaś specjalna więź. Lesław słuchał sugestii Pawła.

Głównego bohatera gra Paweł Królikowski. Posługując się prostymi środkami, udało mu się przekazać dramat człowieka uwikłanego w narkotyki. To musiała być dla niego trudna rola.

- Bez wątpienia. Jednak Paweł Królikowski jest aktorem totalnym, który moim zdaniem potrafi bardzo, bardzo wiele. Na planie nie cofał się przed niczym. Obserwowałam go wcześniej na planie "Pitbulla", gdzie byłam drugim reżyserem. Myślałam wówczas, że ma gigantyczny potencjał, którego żaden polski reżyser dotąd nie wykorzystał. Dlatego zależało mi, by to właśnie on zagrał Piotra - zwykłego faceta, który jednocześnie ma problem i nosi w sobie tajemnicę. Paweł jest wymarzony do tej roli. On jest prawdziwym facetem. Z jednej strony bardzo męskim, ale sprawiającym wrażenie opiekuńczego. Zależało mi, by te cechy znalazły się

w wykreowanej przez niego postaci.

Mogłoby się wydawać, że Pani bohater ma wszystko: piękną, mądrą kobietę, pracę, która go satysfakcjonuje, pieniądze. Jednak żadna z tych rzeczy nie jest go w stanie na dłużej wyrwać z nałogu. Jak Pani wymyślała tę postać?

- Piotr jest po czterdziestce, jest psychiatrą, pracuje w szpitalu. Jest interesującym, mądrym facetem. Ma dwudziestoletniego syna, o którego specjalnie nigdy nie dbał i który po rozwodzie został z matką. Taki był punkt wyjścia. Chciałam pokazać, że narkomanami mogą stać się zwykli ludzie. Wystarczy, że w pewnym momencie w życiu komuś zabraknie szczęścia, znajdzie się jakiś impuls i naprawdę można źle skończyć. Ta postać nie jest kimś wymyślonym na papierze. Zainspirował mnie artykuł "25 lat w nałogu" psychiatry Macieja Kozłowskiego. Sama znam takich ludzi. Mieli talent, pieniądze, dobre związki i w jakimś momencie, z różnych przyczyn, rozjeżdżali się z rzeczywistością. Sięgali po narkotyki, alkohol. Większość z nich sięgnęła dna. Mój bohater nie bez powodu jest uzależniony od heroiny. To narkotyk, od którego potrafią się uwolnić tylko najsilniejsi. Piotr próbuje od dwudziestu lat. Ma długie, nawet kilkuletnie okresy, kiedy nie bierze, ale potem znów zaczyna. Na tym polega jego dramat.

Mimo tego bohater wciąż i wciąż się dźwiga, a Pani film daje nadzieję. Nie kusiło Pani, by ją widzowi odebrać, pójść w naturalizm i pokazać całą grozę człowieka uzależnionego od heroiny?

- Kusiło, nie powiem, ale ostatecznie pomyślałam, że nie chcę robić obrazu problemu społecznego, tylko zależy mi na sportretowaniu człowieka. Chciałam pokazać, że człowiek jest taką niewiarygodną istotą, która ma jasną i ciemną stronę.

I dlatego toczy się w nim nieustanna walka. Wolałam stworzyć bohatera, który się ze sobą zmaga. Jest polem bitwy, a nie krajobrazem po bitwie.

Wcześniej robiła Pani filmy dokumentalne. "Hel" jest debiutem fabularnym, do którego napisała Pani scenariusz. Czy warsztat dokumentalistki pomógł Pani w pracy nad "Helem"?

- Bardzo pomógł. Dokument uczy dyscypliny, otwiera oczy i głowę. Sprawia,

że reżyser potrafi dostosowywać się do sytuacji i nie trzyma się kurczowo scenariusza. Pisałam tę historię 4 lata i gdyby nie doświadczenie w dokumencie, na pewno nie pozwoliłabym na najmniejszą nawet zmianę. Byłabym żandarmem.

Z niekorzyścią dla siebie i filmu. Poza tym dokument nauczył mnie, że trzeba łapać chwilę, dlatego na planie mieliśmy kamerę dokumentalną i gdy działo się coś ulotnego, Wojtek Staroń za nią chwytał i nagrywał. Dokumentalistka wychodziła ze mnie na każdym kroku też w fazie przygotowań. Spędziłam dużo czasu na oddziale dziennym szpitala psychiatrycznego, obserwując lekarzy i pacjentów, ciągnęłam tam też aktorów, a Lesława wysłałam nawet na spotkania grupy DDA (Dzieci Dorosłych Alkoholików). Dzięki temu wiedziałam, że w odpowiedniej chwili, gdy rozpoczną się zdjęcia wszystko zagra. I tak było!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Hel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy