"Heartbreaker. Licencja na uwodzenie": ZDJĘCIA
WYWIAD Z THIERRYM ARBOGASTEM - operatorem "Heartbrekera".
Jakie są atuty Pascala Chaumeila jako reżysera?
- Pascal znakomicie gospodaruje swoim czasem. To rzadkie przy debiucie fabularnym. Reżyser musi precyzyjnie zaplanować dzień pracy, żeby udało mu się zrealizować przewidzianą liczbę scen. Ma doskonałą technikę reżyserowania. Wie, czego chce. Wcześniej opracowuje montaż ujęć, a na planie tylko je wygładza.
Jakie były jego wymagania dotyczące światła, a co dodał Pan od siebie?
- Wyszliśmy z założenia, że światło ma być eleganckie, pełne uroku, nie zawsze padające od frontu. Wykorzystaliśmy także światło odbite od tła. Unikaliśmy światła rozproszonego. Używaliśmy starych obiektywów anamorficznych, które dawały efekt "dna butelki". Dzięki temu film nabrał delikatnego charakteru retro.
Wykorzystał pan w tym filmie anglosaskie savoir-faire?
- Pomieszczenia hotelowe odtworzyliśmy w studio. Wykorzystaliśmy technikę blue-box. Podobnie jeśli chodzi o wnętrza samochodów. To bardzo nowoczesny styl pracy. Późniejsza inkrustacja przy obróbce obrazu daje nieograniczone możliwości. Taka technika nadaje filmowi wartość wizualną znaną z kina amerykańskiego. Tamtejsi twórcy powszechnie ją stosują.
Jak udało się wam zrealizować tak ambitny film w 45 dni?
- Pracowaliśmy niezwykle intensywnie. Realizowaliśmy co najmniej kilkanaście scen dziennie. Często nawet 20 lub 25. Panowała znakomita atmosfera pracy. Niektóre sceny kręciliśmy dwiema kamerami, ale to nie była codzienna praktyka. Mieliśmy z Pascalem Chaumeilem taką umowę, że pracujemy na materiale uzyskanym z jednej kamery. To, co zarejestrowała druga, stanowiło dodatkowy materiał do montażu.
Czy zaskoczyła Pana atmosfera panująca na planie?
- Za klimat pracy odpowiedzialny jest reżyser. Pascal zadbał o atmosferę rodzinną, dzięki czemu aktorzy byli rozluźnieni. To ważne, gdy realizuje się komedię. Emir Kusturica powiedział: "Nie da się nakręcić komedii, gdy człowiek się wścieka".