Reklama

"Harry, twój prawdziwy przyjaciel": WYWIAD Z DOMINIKIEM MOLL

DOMINIK MOLL

Urodził się w 1962 roku, w Bühl – Zachodnie Niemcy. Podczas studiów na Uniwersytecie Miasta Nowy Jork, potem zaś w paryskim IDHEC, nakręcił sześć filmów krótkometrażowych, między innymi „GINEKOLOG I JEGO SEKRETARKA.” W latach 1992-93 napisał i wyreżyserował swój pierwszy film fabularny, „INTIMACY”.


Pański pierwszy film fabularny, INTIMACY, cieszący się dużym uznaniem, traktował o romansie. HARRY należy do zupełnie innego gatunku!


Już w INTIMACY chodziło o ukazanie pewnego typu osobowości, w tym wypadku była to dziewczyna, która zakłóca życie małżeństwa. W HARRYM idea jest podobna, lecz jest to film, którym rządzą napięcie i suspens. Jest to po części film grozy, po części czarna komedia, w którym strach i śmiech idą w parze.

Reklama


Skąd wziął się pomysł postaci HARREGO pojawiającego się znikąd?


Kiedy zaczynałem pisanie tego scenariusza, moja partnerka i ja tkwiliśmy w szponach wczesnego rodzicielstwa. Nasze życie codzienne było nieodmiennie podporządkowane naszym dwóm córeczkom: pasmo niekończących się problemów, które trzeba rozwiązać, brak snu, poirytowanie i wyczerpanie... W końcu zawsze przychodzi moment, kiedy nie można tego dłużej znieść i myśli się na głos: „Jak u diabła wpakowałem się w ten bajzel?” Zdałem sobie sprawę, że większość moich przyjaciół, którzy posiadają dzieci, przechodzili podobne doświadczenia. Wywołało to u mnie uśmiech i zacząłem się zastanawiać, co by było, gdyby nagle pojawił się w moim życiu ktoś, kto zlikwidowałby wszystkie moje wątpliwości, frustracje i niepewność, rozwiązując je w prosty, logiczny sposób!


Scenariusz jest niezwykle wyważony. Igra pan z widzami. Drżą oni jednocześnie ze strachu i z lubości!


Lubię filmy, które wywołują u mnie przyjemne uczucie strachu jak „Lśnienie” czy „Ptaki”. Czyny Harrego są przerażające, ale jednocześnie ujmujące. Są przerażające, bo to przestępstwa, ale ujmują, gdyż prowadzą do wyzwolenia. Nie można było zbyt wcześnie zdradzić intrygi. Na przykład Harrego musiał zagrać aktor, który od pierwszego spojrzenia wzbudza sympatię i zaufanie. Uprzejmość Sergi Lopeza bardzo wiele wniosła do tej postaci. Nie podobają mi się filmy, w których od razu wiadomo, kto jest czarnym charakterem i po kim można się spodziewać wszystkiego, co najgorsze. Nie interesuje mnie bulwersowanie widzów. Chcę ich łagodnie wciągać w intrygę i sprawiać, żeby im się podobał, nawet w najstraszniejszych momentach. Dla porządku chcę podkreślić, że nie namawiam nikogo do zastosowania strategii Harrego wobec swoich rodziców czy dziewczyny! Niedawno pewien aktor przyznał mi się, że po obejrzeniu INTIMACY odszedł od żony. Tu i teraz odmawiam więc ponoszenia wszelkiej odpowiedzialności za Harrego!


Film otwiera scena, w której małżeństwo jedzie samochodem z trójką małych córeczek. Wzrost napięcia wiszącego w powietrzu wraz z pogarszaniem się sytuacji, ukazany jest z dużą dozą humoru. Ton opowieści jest dla nas jasny w ciągu kilku sekund.


Wszystkie moje wspomnienia związane z wyruszaniem na wakacje są okropne. Miałem troje rodzeństwa i wszyscy gnieździliśmy się wtedy na tylnym siedzeniu samochodu. W korkach i upale zawsze któreś z nas musiało się rozchorować! Naturalnie jest to wbrew skojarzeniu, jakie chcielibyśmy mieć na temat rozpoczęcia wakacji, że jest to zapowiedź przyjemności i odpoczynku. Myślę, że wszystkim zdarzyło się przeżyć coś takiego, wszyscy mogą się więc utożsamić z tą sceną i odebrać ją humorystycznie. Kocham moje córki, ale zawsze przychodzą takie chwile, kiedy ma się ochotę udusić własne potomstwo! Kiedy się prowadzi w dużym ruchu, a jedna z nich kopie w tył siedzenia kierowcy, druga zaś wrzeszczy, bo zapomniała zabrać z domu swoją Barbie...


Michel i Harry chodzili do jednego liceum 20 lat wcześniej. Kiedy spotykają się znowu, dzielą ich całe światy.


Michel wyznaje pragmatyczną zasadę „żyj i pozwól żyć innym”. Uważa, że słusznie postępuje starając się żyć tak, by unikać konfliktów czy to z żoną, czy ze swoimi rodzicami, czy z kimkolwiek innym. Filozofia Harrego jest znacznie bardziej drastyczna: każdy problem da się rozwiązać. Nie tymczasowo mu zaradzić, ale pozbyć się go raz na zawsze. Jest rozczarowany znajdując swego dawnego przyjaciela, Michela, uwikłanego w przyziemne problemy i jest zdecydowany mu pomóc. Kiedy zaczynałem pisać scenariusz, nie miałem jeszcze pojęcia, że rozwiązania proponowane przez Harrego będą tak drastyczne. Gdy zaangażowałem się już w historię na dobre, naciskany przez mojego współscenarzystę, Gilles’a Marchand, dałem się złapać we własne sidła.


Co najbardziej interesowało pana w osobowości Harrego?


Jego szczerość. To była moja pierwsza uwaga wypowiedziana do Sergi Lopeza na temat jego postaci. Harry to monolit. Jest szczery w swej miłości do Plum, jak i w chęci pomocy Michelowi. Nigdy nie kieruje się cynizmem, nie jest manipulantem. Nie ma w nim nic perwersyjnego. W szkole średniej miał swego rodzaju obsesję na punkcie Michela i jego pisarskiego „talentu”. Chce go uszczęśliwić. W przeciwieństwie do Michela, jest bezkompromisowy i to wręcz dziecinnie. Nie zawaha się przed niczym, by dopiąć swego celu.


Tak więc to trwająca wciąż młodzieńcza fascynacja łączy Michela i Harrego?


Tak. Jest to dość dziwna fascynacja, gdyż najwyraźniej nie byli oni z sobą zbyt blisko, nawet w szkole. Rozpoczęła się ona od wiersza, który Michel opublikował w szkolnej gazecie, a który wywarł niezatarte wrażenie na Harrym. Mnie bawi kontrast pomiędzy banalnością owego wiersza i niewspółmierną reakcją, z jaką spotyka się on u Harrego. Trudno przewidzieć, co może zrodzić obsesję pomiędzy dwojgiem ludzi.


W HARRYM, jak w INTIMACY, szczególną uwagę poświęca pan stosunkom między postaciami, ukazując je w ironicznym świetle.


Frapuje mnie złożoność związków między ludźmi. Jednocześnie wolę je ukazywać z dystansem, co pozostawia miejsce na humor. Nie przeszkadza mi to traktować wszystkich bohaterów z równą uwagą. Oni mnie wzruszają, więc ich bronię, rozumiem ich. W przeciwnym wypadku nie miałbym ochoty ich filmować. Podobają mi się postaci niejednoznaczne.


Harry i Plum to dopiero dziwna para!


W ich miłości jest szczerość. Plum jest dosyć typową „słodką idiotką”, utrzymywaną przez zamożnego mężczyznę. Lubię zajmować się banałami. W miarę rozwoju opowieści można bowiem wyłonić ich prawdziwą naturę. Plum nie jest głupia. W scenie, w której depilując nogi pyta Harrego: „Kiedy możemy pojechać na Matterhorn?”, wie co robi. Czuje, że Harry jej się wymyka. To kluczowa scena dla ukazaniu istoty ich związku: czujemy, że Plum pragnie zwyczajnego życia rodzinnego, zaś Harry pochłonięty jest bez reszty swą misją ratowania Michela.


Harrego dziwi, że rodzice mają wciąż tak ogromny wpływ na Michela.


Stosunki dzieci z rodzicami są zawsze szczególne. Nawet, gdy dorastamy, w oczach rodziców pozostajemy dziećmi, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ludzie różnie sobie z tym radzą. Albo kompletnie się od nich odgradzają, albo to znoszą...


...i przypłacają to łazienką w kolorze jaskrawego różu!


Od kiedy sam jestem ojcem, zdaję sobie sprawę, jak ogromną władzę mamy nad naszymi dziećmi. To przerażające! Dla niektórych śmierć ich rodziców może być bardzo wyzwalającym przeżyciem. Nareszcie dorosły! Po obejrzeniu filmu jeden z producentów zwrócił się do mnie: „Przyślij mi Harrego. Chciałbym go przedstawić moim rodzicom!”


HARRY jest również filmem mówiącym o tworzeniu. Michel, by znów móc pisać, musi przejść przez ciąg prób: musi stawić czoła swojej przeszłości, wątpliwościom, utracie rodziców, syndromowi pustej kartki... Film może być odebrany jako sen Michela, który raz po raz staje się koszmarem. Czy można go odczytać jako metaforę?


Nie chciałbym nikomu odmawiać prawa do własnej interpretacji tego filmu. Przeciwnie! Na tym polega cała zabawa. Najważniejsze jest to, by opowieść sama w sobie była spójna. Jeśli tak jest, można zacząć odczytywać ją na różnych poziomach. Harry przywołuje młodzieńcze ambicje Michela. Jako nastolatki wszyscy mamy jakieś marzenia i nadzieję, że kiedyś się one spełnią. Potem ich waga maleje albo w ogóle znikają z naszego życia weryfikowane w konfrontacji z rzeczywistością. Wszyscy zarzuciliśmy jakieś marzenia z dzieciństwa.


Czy można się pokusić o następującą interpretację filmu: Harry jest uosobieniem podświadomości Michela, jego „id”, pragnący przeżyć wszystko, co mu się zamarzy, kierując się wyłącznie chęcią doświadczania przyjemności, zaś Michel, to „superego”, człowiek pełen zahamowań, uwiązany szeregiem zasad, przyzwyczajony do zaspakajania pragnień innych?


Jak najbardziej. Możliwość takiego odczytania tej historii przyszła mi do głowy podczas pisania, nie chciałem jednak teoretyzować. Harry rzeczywiście stanowi katalizator dla pragnień i wątpliwości Michela. Można również założyć, że Harry stanowi „projekcję” czy „wymysł” Michela, gdyż ten potrzebuje go w tym jednym momencie. Jest w tym coś z Doktora Jekyll i Mr. Hyde.


Poetyckość i humor filmu wspierane są przez zabiegi wizualne: obraz fruwających małp, zbliżenie jajek, które zaczynają wyglądać jak jędrne piersi...


Kino to również sztuka tworzenia obrazów. Ten aspekt bardzo mnie pociąga. Lubię igrać z wyobraźnią. Jedną z rzeczy, która fascynuje mnie w robieniu filmów jest to, że wiele efektów można uzyskać najprostszymi środkami: skrajne zbliżenie, jazda kamery, stopniowe zanikanie obrazu, dźwięk etc. Uwielbiam odkrywać takie zabiegi, choć stosuję je oszczędnie, podporządkowuję je filmowi. W dziełach Hitchcocka, mojego ulubionego filmowca, czuje się przyjemność z tworzenia, potrzebę eksperymentowania. Jego filmy są piękne plastycznie, dają mi one wręcz fizycznego „kopa”.


Nie ukazuje pan w ogóle przemocy, a jednak jest ona obecna, zasugerowana w tak subtelny sposób, że widz odczuwa ją z tym większą siłą.


Nawykliśmy do oglądania przemocy w jej wszelkich formach. To się staje tak banalne, że przestało cokolwiek znaczyć. Okropne sceny obliczone na szokowanie publiczności zostawiają mnie obojętnym. Szokować jest bardzo łatwo. Mam znacznie więcej radości z budowania napięcia sugestią, niż z ukazywania lejącej się krwi.


Aktorów reżyseruje pan z podobną powściągliwością.

Nie lubię histerii. Jeśli scena jest sama w sobie „mocna”, nie ma w niej miejsca na histerię. Wolę powściągliwą grę. Proszę aktorów, by zachowali emocje w sobie, żeby jej nie pokazywali. Jeśli je naprawdę odczuwają, nie umniejsza to siły ich gry.


Zawsze pozostaje pan o krok od rzeczywistości.


Nie interesuje mnie naturalizm, co nie znaczy, że nie mogą mi się podobać filmy, które odwołują się do tej estetyki, jak na przykład piękne obrazy Cassavetesa. Zawsze stawiam sobie za cel zachowanie pewnego dystansu i humoru. Angielska szkoła jest mi bliższa, niż amerykańska. Uwielbiam anegdotę związaną z kręceniem „Marathon Man”. Dustin Hoffman miał być w jednej ze scen strasznie zdyszany po biegu, więc zrobił 30 okrążeń wokół studia i przybył na plan w takim właśnie stanie. Sir Lawrence Oliver był tym zdumiony i spytał, co się stało. „Biegałem, żeby być zdyszanym,” powiedział Dustin, na co Sir Lawrence odparł w bardzo brytyjski sposób: „Dlaczego tego nie zagrasz?”


Muzykę do filmu napisał David Whitaker. To jego pierwsza kompozycja filmowa od lat.


Tak, jego nazwisko stało się głośne dzięki muzyce, którą komponował do angielskich horrorów produkowanych między innymi przez Hammer Film. Później zaczął współpracować z francuskimi zespołami i piosenkarzami jak Johnny Hallyday, Etienne Daho czy Tanger. Przyjaciel jednego z producentów dał mi do przesłuchania utwory różnych kompozytorów, między innymi muzykę Whitakera do „The Sword and the Sorcerer”. Była to muzyka filmowa w starym stylu, przypominająca w niektórych miejscach „rzymskie epiki”, w innych zaś, cechujących się wspaniałą orkiestracją, brzmiała bardzo dziwnie. Spotkałem się z Whitakerem i natychmiast się dogadaliśmy. Kiedy tylko przeczytał scenariusz, właściwie nawet zanim się spotkaliśmy, napisał sonatinę na fortepian, która rozpoczyna film i powraca przy końcu w scenie, w której dziewczynki wręczają ojcu kwiaty. Uwielbiam ten utwór. Brzmi on tak niewinnie, że aż wzbudza podejrzenia! Po sekwencji, w której dziewczynki doprowadzają rodziców do rozpaczy w samochodzie, pewna naiwność tego utworu stwarza pierwszy zgrzyt, ironię, w której tak się lubuję. W ścieżce dźwiękowej są też inne, bardzo odmienne i dramatyczne fragmenty. Muzyka została nagrana w studiu Abbey Road.


Wersja „Ramony” w wykonaniu Dolores del Rio jest również dość zdumiewająca!


Szukałem motywu, który byłby identyfikowany z Harrym, a który powróciłby w końcowej scenie „rodzinnej sielanki”, jakby Michel go przejął dla siebie. Trafiłem na niego w zbiorze piosenek z Hollywood, którego słuchałem pisząc scenariusz. To dość nostalgiczny walc, pasujący jak ulał do drastycznych „rozwiązań” właściwych Harremu. Nagranie pochodzi z 1928 roku, zaś Dolores del Rio śpiewa z tak okropnym akcentem, że nie mogłem zrozumieć tekstu. W końcu podczas montażu dotarły do mnie słowa, a w nich: „ Jest ktoś, hen za górami, kto cierpliwie czeka, czeka tylko na mnie!” Wspaniale się dopasowało!


Proszę powiedzieć jak wybrał pan aktorów.


Chciałem, żeby Harry był naprawdę ujmujący, a trudno o kogoś bardziej ujmującego, niż Sergi Lopez. Do tej pory grywał właściwie wyłącznie miłych facetów. Byłem rad, ze mogę mu zaproponować rolę, która jest znacznie bogatsza. Już od pierwszych prób kamerowych wiedziałem, że będzie w stanie rozwinąć się w szaleństwie postaci nie tracąc nic z jej szczerości, na której tak mi zależało, a która czyni ją o wiele bardziej niepokojącą.


Krzyk Harrego, prowadzącego samochód w ciemnościach jest przerażający!


Sergi był bardzo spięty przed tą sceną. Kiedy ją nakręciliśmy, odwrócił się do mnie zdumiony i powiedział: „Nie wiedziałem, że potrafię tak krzyczeć!”


Laurent Lucas jest również znakomity.


Do tej pory widywałem go głównie w rolach drugoplanowych, jednak za każdym razem tworzył z nich silne, uderzające postaci. Jego wyrazistość opiera się na szczegółach gry. Bardzo podoba mi się oszczędność jego aktorstwa.


Mathilde Seigner i Sophie Guillemin obie grają kobiety, które wyraźnie kontrastują ze swymi partnerami.


Chcąc zrównoważyć skrajnie introwertyczną naturę Michela, do roli Claire potrzebowałem aktorki z prawdziwym temperamentem. Mathilde Seigner ma właśnie taki rodzaj energii! Prawdziwy charakter.

Sophie Guillemin była według mnie doskonała w L’ENNUI. Jest zaskakująca i ma w sobie tę świeżość, która idealnie pasuje do roli Plum. Sergi, Laurent, Mathilde i Sophie mają odmienne sposoby pracy nad rolą. Kiedy po raz pierwszy zgromadziłem ich wszystkich na planie, śmiertelnie się bałem. Nie miałem pojęcia, co wyniknie z tej mieszanki! Wkrótce zrozumiałem, że była to magiczna mikstura.


HARRY to pierwszy film w całości wyprodukowany przez Michel’a saint Jean. Jak doszło do waszej współpracy?


Michel w przeszłości zajmował się dystrybucją INTIMACY. Kiedy pojawiłem się u niego ze scenariuszem HARREGO, chciałem go prosić o to samo. Nie miałem pojęcia, że chce się zająć produkcją filmów. Przeczytał scenariusz i odtąd jego entuzjazm i oddanie dla tego filmu były bezgraniczne. Nasza przyjaźń okazała się owocna. Obaj podobnie chcieliśmy, by film odniósł sukces. Praca z nim była prawdziwą przyjemnością.


(Wywiad został przeprowadzony przez Gaillac-Morgue)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Harry, twój prawdziwy przyjaciel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy