Reklama

"Happy, Texas": SUKCES W SUNDANCE

Film "Happy, Texas" miał swą premierę w 1999 roku w Utah, w czasie konkursu Sundance Film Festival. Dla twórców dzieła - reżysera i scenarzysty Marka Illsleya, współscenarzysty oraz producenta Eda Stone - projekcja stanowiła koniec jednego etapu ich podróży, jaką jest tworzenie filmu, a początek drugiego - rokoszowanie się uznaniem, jakie zdobył "Happy, Texas", z miejsca ogłoszony jednym z najważniejszych odkryć festiwalu.

Pochwały, jakimi widzowie festiwalu obsypali film przekroczyły najśmielsze marzenia Illsleya i Stone’a. Tak naprawdę, w chwili gdy dwaj starzy przyjaciele zasiedli nad scenariuszem wyobrażali sobie „proces produkcyjny” "Happy, Texas" jako bardzo proste przedsięwzięcie. Wydawało się, że wystarczy zgromadzić przyjaciół i sąsiadów na podwórku i dla zabawy zacząć kręcić film. Illsley przyznaje, że inspiracją towarzyszącą mu przy pisaniu scenariusza był autobiograficzny film Roberta Rodrigueza „Rebel Without a Crew” ("Buntownik bez ekipy filmowej"), dokumentujący powstawanie „El Mariachi”, filmu, który nakręcono za niewyobrażalnie małe pieniądze. Stworzony przez niego tekst wraz ze swymi dowcipnymi dialogami i barwnymi postaciami znacznie przekroczył jednak możliwości podwórkowego zebrania, nawet jak na standardy niezależnych produkcji. Ostatecznie, projekt przyciągnął uwagę najlepszych w Hollywood agentów, szefów od castingu i innych utalentowanych twórców związanych z kinem niezależnym.

Reklama


W czasie konferencji prasowej, która miała miejsce na festiwalu Sundance, twórcom zadawano raz po raz dość oczywiste pytanie: „Czy w Teksasie istnieje miasteczko o nazwie Happy?” Odpowiedzią jest wielkie TAK. Ed Stone pracował jako disc jockey w miasteczku oddalonym o kilka mil od Happy i do dziś pamięta swe rozbawienie, gdy dochodziły do niego wieści na temat sąsiadów, czy to o drużynie sportowej szkoły średniej w Happy, czy o innych wydarzeniach wśród tamtejszej społeczności. Pamięta też dobrze, że jedną z największych obsesji nielicznych mieszkańców Happy były konkursy piękności.

„Podobnie jak chyba w przypadku każdej mniejszej teksańskiej miejscowości, ludzie z Happy szaleli na punkcie konkursów piękności” - przypomina sobie Stone. „Jako DJ z innej części świata pozwalałem sobie czasami na mały żart na temat tej dziwnej obsesji związanej z konkursami na miss piękności. Nie uwierzylibyście, jak bardzo gniewało to ludzi! Powaga, z jaką ludzie ci traktują tego typu rozrywkę – jest naprawdę zaskakujące.” Nie trzeba dodawać, że Stone uznał połączenie tych dwóch elementów – miasteczko o nazwie Happy, a jednocześnie rejon świata ogarnięty obsesją na punkcie wyborów najpiękniejszej - to świetny materiał na pierwszy scenariusz.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Happy, Texas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy