Reklama

"Habemus papam - mamy papieża": NANNI MORETTI O FILMIE

POCZĄTEK

Wraz z Federicą Pontremoli i Francesco Piccolo pracowaliśmy nad kilkoma pomysłami jednocześnie. Po pewnym czasie postanowiliśmy jednak skoncentrować się na fabule "Habemus Papam". Punktem wyjścia do działania był dla nas jeden obraz: nowo wybrany papież nie jest w stanie się przemóc i wyjść na balkon, by powitać wiernych.

WIARA

Moi rodzice byli wierzący i zostałem wychowany w katolicyzmie (chociaż bez nadmiernej pobożności). Jednak ja sam nie jestem wierzący.

RÓWNOWAGA I SYMETRIA

Chciałem stworzyć połączenie komedii i dramatu, ton groteskowy spleść z realistycznym. Konklawe kardynałów przedstawiliśmy według naszych wyobrażeń, ale z zachowaniem rytuałów i liturgii prawdziwego konklawe. Papież wykrada się z Watykanu i spaceruje po mieście, gdzie znajduje się w sytuacjach, których od dawna nie doświadczał. Wędrówka po Rzymie prowokuje głównego bohatera i widzów do postawienia pewnych pytań. Tymczasem w Watykanie pozostaje psychoanalityk, który mimo początkowej dezorientacji zaczyna czuć się tam niemal swobodnie.

Reklama

KONTROWERSJE

Staram się unikać mówienia widzom tego, czego się spodziewają. Nie interesuje mnie powtarzanie rzeczy, które odbiorca doskonale wie. Nie lubię przemycania w filmach zawoalowanych przekazów nawiązujących do aktualnych wydarzeń. Skandale wokół Kościoła katolickiego opisują książki, filmy dokumentalne i artykuły w prasie. Staram się nie poddawać wpływowi bieżących wydarzeń. Pokazuję wymyśloną historię: mój film opowiada o moim Watykanie, moim konklawe i moich kardynałach.

UNIWERSALNOŚĆ

Pokazałem własną wersję określonego świata - Watykanu. Ale sądzę, że kwestie omawiane w filmie i rozterki bohatera można odnieść do innych sytuacji, innych środowisk; myślę, że mogą poruszyć widzów, dla których świat postaci z filmu jest zupełnie obcy.

DRWINA

W swoich filmach drwiłem z lewicy, z mojego pokolenia (gdy miałem 20, potem 30, a potem 40 lat...), z relacji pomiędzy rodzicami i dziećmi, z mojego środowiska, ze szkoły, ze świata filmu, a w "Dzienniku intymnym" śmiałem się nawet z raka, na którego chorowałem przed dwudziestu laty. Dlatego, jak sądzę, byłoby niesprawiedliwością z mojej strony, gdybym nie kpił również z psychoanalizy.

AUTOBIOGRAFIA

Jak zawsze to ogólny nastrój filmu jest autobiograficzny. A jeśli chodzi o szczegóły, to trochę siebie zawarłem w postaci psychoanalityka oraz w Melville'u z jego dręczącym poczuciem, że nie nadaje się do wyznaczonej mu roli.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy