Reklama

"Grunt to rodzinka": JEAN RENO

Co sprawiło, ze chciał pan zagrać w filmie, którego akcja rozgrywają się na Korsyce?

Po pierwsze poszukiwałem dobrego pretekstu by zagrać jeszcze raz z Christianem Clavier. Jako wielki fan komiksu, zaintrygowała mnie adaptacja dzieła Pétillona. Co do Korsyki, to oczywiście odwiedziłem ją już kiedyś i byłem pod jej ogromnym wrażeniem. Czuje się tam niesamowite przywiązanie do rodziny, ale też dystans do życia, co jest źródłem niesamowitego poczucia humoru. Słuchając Korsykan, można podziwiać rzadkie wymieszanie szacunku dla wartości i filozofii, a także głębokiej uczuciowości. Jest to ściśle związane z ich geografią i historią, i wpływa na rytm życia, daleki od wielkomiejskiego pośpiechu i szaleństwa. Dzięki temu Korsykanie mają więcej okazji zastanowić się nad sobą, a my możemy im tego pozazdrościć.

Reklama

Co czyni z Ange’a Leoni postać szczególną w Pana filmografii?

To separatysta, ale w dużo przychylniejszym ujęciu niż ci, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Jest w nim dużo ciepła, a zaangażowanie w politykę nie popycha go do przemocy. Jest przywiązany do rodziny, ziemi i języka, którym się posługuje. Polubiłem go też za „chłopski rozum” i ironię, widoczną w stosunku do wielu rzeczy. Ma oczywiście też swoje wady, ale naszym zamierzeniem nie było go ani idealizować ani przedstawić jego karykaturę.

Pragnąłem oddać dwuznaczność atmosfery, jaka panuje na Korsyce, jej związek z ruchami wolnościowymi. Nie obyło się zatem bez przestudiowania akcentu lokalnego, który stanowi o kolorycie tej wyspy. Nikt nie chciał przecież, żeby Korsykanie pospadali z krzeseł, oglądając „Grunt to rodzinka”! Na miejscu starałem się nauczyć się melodii i rytmu ich mowy. Wygląda na to, że instynkt mnie nie zawiódł, bo jeden z miejscowych powiedział mi ostatnio: „Prawdziwy z ciebie Korsykanin, nawet gdy milczysz...”

Jak przebiegała kolejna już Pana współpraca z Christianem Clavier?

Znakomicie, gdyż Korsyka sprawiła, że czuł się jak w swoim żywiole. Odpowiada mu lokalna kultura, mógłby godzinami z pasją opowiadać o swoich przygodach na Korsyce. Zabawne było, że pierwsze sceny, jakie razem kręciliśmy, rzucały nas bezpośrednio w wir akcji – było to nagłe odnalezienie się Leoniego przed wozem Palmera tuż po jego zniknięciu z bagażnika. Nie mieliśmy zatem czasu „docierać się” aktorsko, co chyba działało na korzyść filmu. W naszych poprzednich filmach łączyły nas relacje „pan - giermek”, teraz on ściga mnie, a jego szalona podróż doprowadzi do zmian w naszych charakterach i bardzo ważnej decyzji w jego życiu. Doświadczenia, jakie zdobyliśmy pracując przez ostatnie kilka lat, pozwoliły nam skonstruować postaci „Grunt to rodzinka” z większą wiarą w naszą przyjaźń i chemię, jaka wytworzy się między Palmerem i Leonim.

Film ma niepowtarzalną atmosferę, m.in. dzięki relacjom, jakie wytwarzają się między bohaterami.

Atutem filmu jest pokazanie silnych więzi rodzinnych, które są lekarstwem na wariackie tempo współczesnego życia. Tajemnicą sukcesu naszego filmu jest przede wszystkim udział aktorów korsykańskich, którzy pozwolili lepiej zrozumieć podejście miejscowych do podstawowych wartości, zagłębić się w tak charakterystycznej mentalności.

Co jest łatwiej zagrać: sceny komediowe czy akcji?

Bardziej interesuje mnie komedia. Jest większym wyzwaniem aktorskim. Sceny akcji wymagają przede wszystkim sprawności technicznej. W przypadku „Grunt to rodzinka” te elementy tworzą jednak nierozerwalną całość, którą idealnie kontrolował Alain Berberian – człowiek, który naprawdę wie, czego chce! To, że udało się umieścić kilka kameralnych, niemal bukolicznych, scenek, wziętych z wnikliwej obserwacji życia, świadczy o jego ogromnym talencie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Grunt to rodzinka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy