Reklama

"Grinch - Świąt nie będzie": REALIZACJA

Od momentu swojego pierwszego wydania w 1957 roku, klasyczna opowieść Dr. Seussa "How The Grinch Stole Christmas", czyli o tym jak to Grinch ukradł święta Bożego Narodzenia, przyciągała uwagę młodszych i starszych czytelników, oczarowując ich zachwycającą fabułą, ujmującymi postaciami, błyskotliwym humorem i ponadczasowym przesłaniem. Od dłuższego czasu trwały bezskuteczne próby hollywoodzkich twórców filmowych zdobycia praw do przeniesienia na ekran opowieści Dr. Seussa . Theodeor S. Geisel (Dr. Seuss) z uporem odrzucał wszystkie przedstawiane mu propozycje. Przyczyną tego mogły być złe doświadczenia na początku lat 50. z filmową wersją „The 5.000 Fingers of Dr. T” oraz fakt wcześniejszego przedstawienia historii Grincha w wersji animowanej, z której Geisel był bardzo zadowolony i w związku z tym nie sądził, aby można ją było przedstawić jeszcze lepiej.

Reklama

Po śmierci w 1991 roku Dr. Seussa, wdowa po nim - Audrey przez wiele lat skutecznie odpierała ataki potencjalnych producentów. Przyczyną zmiany zdania spadkobierczyni dziedzictwa Dr. Seussa był ogromny postęp w technice komputerowej.

Jak mówi pani Geisel: „Zdałam sobie sprawę z olbrzymiego potencjału jaki niesie ze sobą technologia komputerowa i zapragnęłam, aby Grinch ożył na nowo w jeszcze doskonalszej formie". Ostatecznie Audrey Geisel dziedzictwo swojego męża powierzyła producentowi Brianowi Grazerowi („Apollo 13”, „Gruby i chudszy” oraz „Kłamca, kłamca”).

Jak wspomina Brian Grazer: „Udałem się do domu pani Geisel w La Jolla (Kalifornia) i wyłożyłem przed nią wszystkie swoje pomysły, które jak sądziłem powinny były spodobać się jej. Jednak ona stwierdziła, że to nie to. Błagałem ją o jeszcze jedną szansę, ale ostatecznie nie otrzymałem ze strony pani Geisel żadnego wiążącego zobowiązania. Następny tydzień spędziłem w towarzystwie Rona Howarda próbując na nowo przedstawić tę historię.

Ostatecznie zgodziła się, a ja wiedziałem, że muszę zaprezentować przed nią coś takiego, co zmiecie ze stołu wszystkie pozostałe propozycje. Tak też się stało.”


Grazer nie miał wątpliwości co do tego, że wizualna strona tego przedsięwzięcia musi być czymś, czego nigdy wcześniej nie widział. „Projekt musiał być fascynującą kombinacją kształtów i kolorów, które silnie oddziaływałyby na wyobraźnię widzów. Świat ten miał być oryginalny i złożony, a jednocześnie wyszukany i atrakcyjny dla dzieci. Tworzymy świat prawdziwy, który po prostu nie jest naszym światem” - takie było zasadnicze przesłanie Howarda, które starał się przekazać kreatywnemu zespołowi twórców wspomagających go w filmowych wysiłkach. A były to wysiłki niebanalne - każdy prawie element musiał powstać od podstaw, każdy aktor musiał się poddać intensywnej charakteryzacji, a wszystkim wysiłkom miały towarzyszyć innowacyjne efekty wizualne. Ucieleśnieniu artystycznej idei Dr. Seussa stało się zadość. Mimo to, zabiegi stylistyczne to tylko mniej istotna część historii o Grinchu - cała reszta odwoływać się ma do uczuć i kreować tak ważne przesłanie emocjonalne.

„Kiedy wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że mamy do osiągnięcia wspólny cel, zjednoczyliśmy nasze wysiłki i poważnie zabraliśmy się do pracy” - mówi Ron Howard.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy