Reklama

"Grabarz": MEDIA O FILMIE

"Z przesuwających się klatek zniekształconych zdjęć wyłaniają się natrętne jak myśli samobójcze surrealistyczne wizje. Doskonale ilustrują sytuację bohaterów sparaliżowanych wszechobecnością śmierci i beznadziei, ludzi, którzy nie mogą, nie chcą i nie mają po co opuszczać swojej wioski. Film węgierskiego reżysera Sándora Kardosa jest też ciekawą refleksją nad kinem, dociera do jego istoty - nie zdarzenia i reprezentacje są tu najważniejsze, ale każde nieznaczne zmiany w polu widzenia, nie sam ruch, ale pragnienie jego uchwycenia. Widz jest trochę jak ten chory królik, należący do jednej z bohaterek, któremu w powolnej agonii instynkt i przyzwyczajenie do końca karzą oczekiwać pomocy." (Ludwika Mastalerz, "Dwutygodnik", nr 62)

Reklama

"Optyka Grabarza przypomina doświadczenie fotoplastykonu, kolejne panoramiczne fotografie w sennym tempie przewijają się przed naszymi oczyma w trakcie trwania seansu. Celowo zdeformowane i połączone w jeden długi wizualny materiał, rozwijają się przed widzem jak cenne płótno. Grabarz jest kinem, dla którego odpowiedniejszym od sali kinowej miejscem jest przestrzeń galeryjna. Kardos poddaje bowiem w wątpliwość wszelkie przyzwyczajenia związane z kinową percepcją; już w wyborze horyzontalnej perspektywy - obrazy wypływają z lewej strony kadru i znikają po prawej stronie - zawiera się fundamentalna niezgoda Kardosa na kino jako wertykalny ciąg 24 klatek na sekundę. Przypomina się słynny film La Jette Chrisa Markera z... 1962 roku." (Tomasz Bielenia, interia.pl, 4.01.2012)

"Grabarz uwodzi i dowodzi, że najważniejsze to znaleźć formę. Grabarza na podstawie Rilkego Sandor Kardos zrealizował za pomocą aparatu rejestrującego podczas wyścigów konnych zawodników przekraczających linię mety i dlatego w tym utworze (filmem tego nie śmiem nazwać) nie ma w ogóle ruchu - konstytutywnego elementu kina. To właśnie możliwość zapisania ruchu zachwyciła pierwszych widzów. Zatem, co mamy? Czy to jest jeszcze kino?" (Katarzyna Taras, Stopklatka, 26.07.2011)

"Jeszcze ciekawszym eksperymentem był zrealizowany za pomocą aparatu używanego podczas wyścigów konnych, konkursowy Grabarz Sándora Kardosa; przepełniona romantyczną (w literackim tego słowa znaczeniu) melancholią ballada na podstawie opowiadania Rilkego, w której nowatorska/nowoczesna forma znakomicie sprawdzała się jako sposób na opowiedzenie historii w całości zanurzonej w czasie przeszłym, w dawno minionej - a może nawet nigdy niebyłej - rzeczywistości, co działało tak na poziomie czysto wizualnym (nawet jeśli przypadkowe, to jednak - wydaje się - nieuniknione są w tym przypadku skojarzenia z malarstwem Muncha, nawet Boscha) jak i treści. Czary." (Arek Szpak, no hay banda)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Grabarz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy