"Gra wstępna": GŁOSY PRASY
Gra wstępna odbiła się szerokim echem w świecie krytyki. Film chwalono i atakowano, interpretowano jako feministyczny film zemsty, elaborat przeciwko przedmiotowemu podejściu japońskiego społeczeństwa do kobiet, rozprawę na temat seksu i sadyzmu, krwawy neo-brutalizm i mroczną farsę. Wszystkie te interpretacje mają rację bytu, co tylko udowadnia niepokojące bogactwo obrazu. Gra wstępna byłaby idealnym filmem na seanse o północy, gdyby nie to, że widz wychodziłby z kina o drugiej w nocy. Prosto w ciemności.
Gary Morris, „Bright Lights”
Co można powiedzieć o Grze wstępnej, psychotycznym thrillerze, który może was śmiertelnie przerazić albo zbulwersować? Podejrzewam, że nic, co obeszłoby Miike. Reżyser opowiadał, że po pokazie filmu na festiwalu filmowym w Rotterdamie widzowie podchodzili do niego i mówili: „Pan jest chory!”. To nieprawda. Miike ma po prostu świetne oko do obrazów i sekwencji, które zmrożą wam krew w żyłach.
Geoff Gardner, „Senses of Cinema”
Gra wstępna to stylowy i wciągający thriller, który zręcznie żongluje przewidywaniami widza. Film ma wiele warstw i można go postrzegać wyłącznie jako thriller, ale także jako krytykę japońskiego seksizmu. Choć pokazanie sadyzmu w filmie może dla wielu przygodnych widzów być zbyt wyraziste, jego artyzm i perfekcja na pewno przemówią do wielbicieli horrorów i japońskiego kina, czyli tych, którzy są przygotowani na okrucieństwo filmu.
“Destroy All Monsters”
Jakkolwiekby określić Grę wstępną – koszmarem męskich niepokojów seksualnych, drwiącą aluzją do Erosa i Tanatosa, psychotycznym filmem splatterowym – obraz Takashi Miike przypomina swoją pozorną niewinnością rosiczkę. Gra wstępna zaczyna się jak spokojny, smutny melodramat. Chwilę potem z ekranu zaczyna cienką strużką sączyć się lęk. Jednak nie jest to zwykła zmiana nastroju; po delikatnym podsyceniu atmosfery film nagle ulega całkowitemu wykolejeniu i z imponującą siłą zmierza w stronę praktycznie nieznośnego teatru okrucieństwa.
Dennis Lim, “Village Voice”
To najbardziej przewrotny, odrażający i bezwstydnie erotyczny horror ostatnich lat: makabryczny jak inkrustowany klejnotami sztylet albo starodawne narzędzie tortur. Niepokojący finał sprawia, że ciarki przechodzą po plecach. Reżyser Takashi Miike obmyślił współczesną wersję koszmaru jakobińskiej zemsty, gdzie zbrodnicze delirium wiarygodnie i spójnie rozwija się ze smutku codzienności.
Takashi Miike zasadził pięknie utrzymany i zadbany filmowy ogród pełen wymyślnych tortur, ślicznych oczek wodnych i zielonych przestrzeni o miłych dla oka geometrycznych formach. Gdzieś wewnątrz słychać krzyk bólu i rozkoszy: chory koszmar, w którym zależności pomiędzy kobietą i mężczyzną odegrane zostają w najbardziej barbarzyński, drastyczny sposób. Trudno ten film nazwać horrorem czy thrillerem, bardziej niż „kino artystyczne” pasuje tu określenie „kino okrucieństwa”. Nieprzejrzyste, enigmatyczne i potwornie niepokojące.
Peter Bradshaw, „Guardian”
Trudno porównać Grę wstępną z jakimkolwiek współczesnym filmem, ale spróbujmy wyobrazić sobie zrozumiałe Mulholland Drive, albo Uwięzioną Helenę, która jest dobrym filmem. Albo, że David Cronenberg dorasta w zamożnej i oziębłej rodzinie w Tokio. Albo jeszcze, że William S. Burroughs nakręcił film na kwasowym tripie.
Christopher Null, “Filmcritic”