Reklama

"Goście w Ameryce": EFEKTY SPECJALNE

Kiedy rycerz Thibault zaczyna majaczyć, Gaubert chciał, by zobaczył coś niezwykłego: „Chodziło mi o średniowieczne efekty specjalne. Trudno wprawdzie o coś cyfrowego z epoki, ale przypomniałem sobie włoskiego malarza barokowego Giuseppe Arcimbaldo (1527-1589), który malował obrazy przedstawiające ludzi jako warzywa. Mieli nosy i oczy z warzyw, a usta z róż i rzodkiewki. Jego obrazy są piękne. Arcimbaldo tworzył w XVI wieku, jestem pod wrażeniem jego dzieł i postanowiłem spróbować, aby i postacie z mojego filmu zamieniały się w warzywa. Na przykład, królowa matka mogłaby zamienić się w ogromnego buraka, którego Jean Reno zamierza trafić w nos, ponieważ nie widzi w niej kobiety. Toteż trafia w nos swej przyszłej teściowej, co nie jest najlepszą wróżbą w noc przed ożenkiem...”

Reklama

Aby pokazać, jak osoby przebywające w komnacie zamieniają się w warzywa, użyto dwóch typów masek oraz rozmaitych efektów specjalnych. Skonstruowano siedem specjalnych masek dla aktorów pierwszoplanowych i około dwudziestu dla statystów.

Igor Sekulic, który nadzorował efekty specjalne, opowiada: „Tworząc rekwizyty tak realistyczne i tak dostosowane dla określonego aktora trzeba bardzo uważać. Przede wszystkim maska musi być cienka - tak, by zakładający ją aktor był rozpoznawalny, a poza tym nie może mu przeszkadzać w pracy na planie”.

Zakładanie masek trwało około dwóch godzin, zdejmowanie - około 30 minut. Zrobione zostały z lateksu, który przyczepiano do skóry zwyczajnymi plastrami lekarskimi, a następnie pokrywano charakteryzacją, w rezultacie czego aktor odczuwał maskę nie jako ograniczenie, ale jako element rozwijający graną przez niego postać.

Mniej skomplikowane maski dla statystów zrobili studenci pod kierunkiem Penny Rose. „Reżyser chciał w jednym ujęciu pokazać, że również inni stołownicy zamienili się w warzywa, toteż potrzebowaliśmy mnóstwa masek. Zrobienie ich zaproponowaliśmy studentom. Nie oczekiwaliśmy, że wywiążą się z tego zadania tak dobrze. W rezultacie, zamiast szybkiego ujęcia zrobiliśmy panoramę, wyławiającą z tłumu szczegóły. Wygląda to tak, jakby cała komnata oszalała na oczach Jeana Reno. Studenckie maski naprawdę robią wrażenie”.

Kiedy bohaterowie powracają do sali po swojej podróży do współczesnego Chicago, zastają zastygły w czasie, skamieniały tłum. Filmowcy zaangażowali znakomitych angielskich rzeźbiarzy do odwzorowania postaci siedzących przy stole, aby można je było filmować w zbliżeniach.

„Od reżysera dostałem dwa zadania” - mówi Igor Sekulic. - Po pierwsze, miałem zadbać o wizję podróży w czasie, kluczowy moment filmu, który nie mógł być przemontowany. Po drugie zaś, stworzyć właściwą oprawę powrotu do wieków średnich, przejścia od czasów współczesnych do naszego wyobrażenia o dalekiej przeszłości. To dlatego wybraliśmy pogranicze Anglii i Walii z jego specyficznym krajobrazem. Tylko tam zamki wyglądają tak, jakby nie były prawdziwe”.

Gaubert sądzi, że postęp w technologii cyfrowej służy jego filmowi: „To dzieło epickie, bo nadszedł czas na epikę, czas na fantastykę i magię. Aby uwierzyć w magię, potrzeba efektów specjalnych. A te efekty wywodzą się jeszcze ze średniowiecza, gdzie co chwila ktoś walczył ze smokiem lub zamieniał się w smoka. To część naszej fabuły, naszej wyobraźni, a efekty cyfrowe rozwijają wyobraźnię i umożliwiają pokazanie bajki jak najbardziej realistycznej”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Goście w Ameryce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy