Reklama

"Gerry": GUS VAN SANT O FILMIE

„Dokąd idziesz?”

„Nie wiem. Chcesz mi pomóc?”

Półtora roku temu Matt, Casey i ja rozmawialiśmy o tym by znów razem popracować. Casey i ja mieszkamy tuż obok siebie w Nowym Jorku, więc często się spotykamy. Współpracowaliśmy już wcześniej. Matt i Casey robili ze mną Buntownika bez powodu, Casey pracował też przy moim filmie Za wszelką cenę. Wszyscy chcieliśmy ponownie się spotkać. Matt i Casey pragnęli stworzyć coś nowego i oryginalnego. Chodziło im o to by przed rozpoczęciem zdjęć cały projekt był zaledwie szkicem, zarysem historii, który miała się rozwijać w trakcie kręcenia filmu.

Reklama

Matt opowiedział mi kiedyś prawdziwą historię o dwóch facetach, którzy zgubili się podczas wędrówki. Wyciągnęliśmy z tej historii możliwie dużo szczegółów. Dołożyliśmy do tego własne przeżycia, gdyż obaj odbywaliśmy wędrówki przez nieznane i dzikie tereny, choć w odróżnieniu od bohaterów filmu, nigdy się nie zgubiliśmy. Do tego wszystkiego doszły echa książek, które Casey czytał w tamtym okresie. Zaczęliśmy się zastanawiać jak połączyć te wszystkie elementy.

Byłem wtedy pod dużym wpływem dzieł Beli Tarra i starałem się przekazać moje przemyślenia Casey’owi i Mattowi. Mój pomysł polegał na tym by wydarzenia na ekranie pokazać w czasie rzeczywistym. Niektóre filmy Tarra, zwłaszcza te późniejsze, jak na przykład Satantango, mają szczególny rytm. Powiedzmy, że widzimy człowieka idącego przez pole. Zamiast pokazać, jak to się zazwyczaj dzieje, tylko fragment tej wędrówki, Bela Tarr pokazywał ją od początku do końca. Kiedy to oglądałem zacząłem zauważać mnóstwo rzeczy, choć tak naprawdę na ekranie zbyt wiele się nie działo. Obraz prowokował mnie do myślenia. Chciałem osiągnąć podobny efekt w moim filmie.

Pomyślałem o reżyserach i ich filmach, które zapadły mi w pamięć. Jednym z takich filmów jest The United States of America Jamesa Benninga, w którym jedzie on samochodem przez Stany. W filmach Andy Warhola, także mamy do czynienia z podobną techniką - kamera kręci bez przerwy przez bardzo długi czas. Nie sądzę by te filmy wywarły na mnie duży wpływ, ale z pewnością istnieje jakiś związek. Większy wpływ miały na mnie dzieła Tarkowskiego i Sokurowa, który był jego asystentem. Mogę też wymienić Chantal Ackerman i jej film Jeanne Dielmann, dzieła Fassbindera czy Blue Dereka Jarmana. Amerykańskie filmy są jak pokazy sztucznych ogni. Liczy się szybkie tempo, tak szybkie, by widzowie nie mieli czasu myśleć. Reżyserzy o których wspomniałem pozwalają myśleć. Jestem pod wielkim urokiem ich dzieł i pragnąłem stworzyć coś podobnego.

„Myślę, że musisz skakać.”

Od wielu lat myślałem o nakręceniu takiego film. Dlatego przejście od naszych rozmów o dwóch facetach wędrujących po pustyni do samego filmu było łatwe i szybkie. Zaczęliśmy od szkicu, który zawierał trzydzieści różnych wydarzeń i luźnych fragmentów akcji. Na tej podstawie Casey napisał scenariusz. Weźmy dla przykładu scenę w której bohater utknął na skale. W moim szkicu to zaledwie linijka, a w scenariuszu zajmuje ona dwadzieścia stron.

„Po drodze jest tylu różnych Gerrych.”

‘Gerry’ znaczy mniej więcej tyle co ‘złamas’. Często mówimy: ”Hej, chodź no tu, złamasie”, albo ”Popatrz na tego złamasa.” Bohaterowie filmu nie mają imion. Są właśnie takimi złamasami. To jedno ze słów takich jak ’facet’ albo ‘koleś’, z tym że znaczy coś więcej. Na początku chciałem żeby Matt i Casey podali mi pełną listę słów, których kiedykolwiek używali w tym znaczeniu. Wśród nich pojawiło się słowo ‘Gerry’. Opowiedzieli mi o nim mnóstwo historii. W końcu zapytałem Bena Afflecka: ”A co dla ciebie znaczy słowo ‘Gerry’?” Wyrecytował całą litanię. W życiu Matta, Casey'a i Bena pojawiło się wielu takich Gerrych. Niektórzy z nich byli w porządku, ale był też jeden złamas - manager Gerry. Znaleźli też płytę nagraną przez faceta o tym imieniu. To słowo jest określeniem różnego nieudaczników czy bezużytecznych rzeczy. Istnieje wiele słów które są myślowymi skrótami. Matt i Casey są sobie bardzo bliscy słowo i Gerry jest dla nich właśnie takim skrótem. Używają go mówiąc o znajomych czy postaciach z telewizji.

„Zdobyłem Teby”?

„Kiedy?”

„Dwa tygodnie temu.”

Razem postanowiliśmy, że dialogi nie powinny ujawniać zbyt wiele na temat bohaterów. Słuchając rozmowy dwóch ludzi podczas wędrówki nie możemy spodziewać że będziemy rozumieli wszystkie ich aluzje czy punkty odniesienia. Zwykle w filmach widzowie dostają dużo informacji o bohaterach i ich wzajemnych relacjach, zupełnie jakby znali ich od wielu lat. W naszym filmie brak zwyczajowej ekspozycji w której bohaterowie MUSZˇ rozmawiać. Nasi bohaterowie przed długi czas w ogóle się nie odzywają, a kiedy w końcu zaczynają rozmawiać trudno się domyślić czy rozmawiają o grze video czy telewizyjnym teleturnieju. Chcieliśmy by widzowie nie zawsze rozumieli to o czym mówią bohaterowie. Jedną z wielkich tragedii którą przyniosła ze sobą rewolucja dźwiękowa w kinie jest fakt że wszystko w filmie obraca się wokół gadania. W Gerrym dialogi dotyczą wyłącznie bohaterów, w ogóle nie odnoszą się do historii, którą oglądamy.

Z jednej strony pragnęliśmy, by widzowie podobnie jak bohaterowie filmu, zagubili się. Z drugiej jednak, chcieliśmy by odnaleźli się w proponowanej przez nas nowej estetyce i oderwali od dominującego obecnie w kinie amerykańskim stylu opowiadania. Sądzę że udało nam się uciec od tej konwencji.

„Nie widać niczego co już widzieliśmy. Czaisz o co mi chodzi? Nie minęliśmy żadnego pieprzonego punktu orientacyjnego, niczego co wygląda znajomo.”

To się zaczęło na przełomie zeszłego wieku, od sposobu w jaki filmy opowiadały historie. Od czasów Griffitha, który był produktem rewolucji przemysłowej, filmy się zmieniły. Ustalono filmowy kod, język planów średnich, dalekich, zbliżeń i cięć, którego, nawet dzisiaj, musimy używać by opowiadać historie na ekranie. Na projekcjach wczesnych filmów niemych widzowie śmiali się widząc zbliżenia, bo wyglądało to tak jakby aktorzy nie mieli nóg. Stopniowo jednak widzowie nauczyli się nowego języka. Dziś język filmu jest w gruncie rzeczy taki sam jak sto lat temu.

We wrześniu zeszłego roku The Museum of Modern Art pokazało retrospektywę dzieł Beli Tarra. Napisałem krótki artykuł do katalogu, który jej towarzyszył. Gdy oglądałem filmy Tarra uderzyło mnie, że swoim stylem nawiązują one do początków kina, do czasów gdy filmowcy stosowali długie, pojedyncze ujęcia np. pociągu wjeżdżającego na stację. To właśnie tak kiedyś kręcono filmy. Potem jednak do filmu zaczęły przenikać elementy teatru i literatury, i czysty spektakl, którym na początku było kino, zmienił się stopniowo w opowiadanie historii.

Gerry był dla nas zupełnie nowym doświadczeniem, odkrywaniem nieznanego. To prawda, w takich filmach jak Moje własne Idaho czy Drugstore Cowboy starałem się odchodzić od teatralnej konwencji i eksperymentowałem z czasem. Jednakże Gerry to coś całkowicie nowego pod względem stylistycznym. To mój powrót do początków kina, do czasów sprzed rewolucji przemysłowej. Pustynia jest miejscem, którego ta rewolucja nie dotknęła. Jest wciąż żywa i niezmieniona. Gerry równie dobrze mógłby opowiadać historię dwóch facetów, którzy się tam zgubili dwa tysiące lat temu.

„Wszystko prowadzi do tego samego miejsca.”

Pragnę określić w jakim kierunku może pójść kino. Gerry jest próbą odpowiedzi na pytanie dokąd teraz powinniśmy zmierzać, wołanie o to byśmy nie stali w tym samym miejscu. Gdy na początku lat osiemdziesiątych pojawiło się MTV reżyserzy poczuli się zagrożeni. Mówili: „To się nie sprawdzi. To tylko bzdurne filmiki towarzyszące piosenkom.” Wkrótce jednak niektórzy z nich zaczęli pracować dla MTV. Jeszcze później twórcy tacy jak Oliver Stone czy Darren Arnofsky zaczęli robić filmy w stylistyce MTV. Jeśli coś wygląda nie tak na ekranie, zmień taśmę na czarno-białą, rozhuśtaj kamerę, zaintryguj widza, nie pozwól mu wstać z fotela. Wszyscy tak robią. Ten styl przyjął się niezwykle szybko, z tym że niestety on donikąd nie prowadzi. Może jestem w ten sposób wstrzymuje postęp, ale nie odpowiada mi styl MTV.

No właśnie. Nie pozwolić widzowi oderwać się od ekranu. Dlaczego właśnie na tym ma polegać zadanie reżysera? Istnieje bardzo wiele sposobów by oczarować widza, a mimo to zauważyłem, że dzisiaj, bez względu na rodzaj filmu, reżyseria wygląda dokładnie tak samo. Wszystko jedno czy film opowiada jakąś dołującą historię czy pokazuje faceta, który ratuje świat przed zagładą. Chodzi o to by był ekscytujący, atrakcyjny dla widzów. Właśnie na tym polega dziś główne zadanie reżyserów. Dlatego filmy są do siebie tak podobne, zupełnie jak hamburgery z McDonalda. Właściwie wszystko jedno na jaki film pójdziemy do kina. W przeszłości było inaczej. Nie było jednego filmowego wzorca. Widz miał więcej możliwości do wyboru. Teraz mamy w zasadzie dwa gatunki: komedie i filmy akcji. Kiedyś wyglądało to inaczej. Na przykład Fassbinder - tworzył różne gatunki filmowe, kręcił wszystko co tylko przyszło mu do głowy. Był wolny. Musiał zarobić tylko kilkaset dolarów by dostać pieniądze na kolejny film. Był wolny także dlatego że nie czuł presji by robić filmy, które muszą się wszystkim podobać.

„Czy to jest droga, którą szliśmy?”

„Tak.”

Staraliśmy się sobie radzić bez wielu rzeczy. Był to nasz świadomy zamiar. Cała ekipa liczyła zaledwie trzydzieści osób. Zdjęcia zabrały nam dwadzieścia sześć dni. Nie mieliśmy ani oświetleniowców ani makijażystki. Mieliśmy niewielki dział zajmujący się transportem. Największą grupę w ekipie stanowili pracownicy techniczni, ponieważ trzeba było ułożyć prawie kilometr szyn pod kamerę.

Kiedy kręciłem swój pierwszy film Mala Noche, nie miałem prawie nic. Miałem jedną kamerę i jednego asystenta. Mimo to udało mi się zrobić film, który mi się podobał. Przy moim następnym filmie, Drugstore Cowboy , pracowało już około osiemdziesięciu ludzi. Czułem strach przed nieznanym. Nigdy wcześniej nie kręciłem na taśmie 35 mm. Nie miałem pojęcia o technicznych aspektach kręcenia takich filmów i dlatego do wszystkiego zatrudniliśmy specjalistów. Potrzebne były rekwizyty, więc zatrudniliśmy rekwizytora i jego dwóch asystentów. Nie znałem się na oświetlaniu planu, więc zatrudniliśmy ekipę oświetleniowców. Kiedy przy filmie pracuje tylu ludzi pojawiają się problemy z transportem i znalezieniem dla wszystkich miejsc w hotelu. To było dziwne uczucie. Przy Mala Noche tempo pracy było trzy razy szybsze. Musiałem rezygnować z niektórych pomysłów bo ekipa nie chciała ich zaakceptować. Z małą grupą pracuje się o wiele przyjemniej. Wielu ludzi nie robi filmów bo myśli, że potrzeba do tego wielkich pieniędzy i ton sprzętu. A przecież to nieprawda.

Źródło: Think Film, www.gerrythemovie.com

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Gerry
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy