"Flyboys - bohaterska eskadra": WIELKA WOJNA NA EKRANACH KIN
Gdy producent Dean Devlin po raz pierwszy czytał scenariusz Flyboys -bohaterska eskadra, zdał sobie sprawę, że nikt dotąd nie nakręcił filmu, który prawdziwie opowiadałby o ludziach walczących na myśliwcach podczas I Wojny Światowej. "Nigdy nie widziałem na niebie takiego chaosu, jakiego doświadczyli ci ludzie", mówi Devlin. "Wiedziałem, że jeżeli użyjemy nowoczesnego sprzętu oraz efektów specjalnych, by odtworzyć tamte czasy, będziemy mogli pokazać, co się naprawdę wydarzyło i kim byli ci wyjątkowi, dzielni młodzi ludzie."
II Wojna Światowa została wyczerpująco udokumentowana; wydarzenia te stały się inspiracją dla wielu filmów i programów telewizyjnych, opowiadających o jej potwornościach i o jej bohaterach. Tymczasem I Wojna, w szczególności dotyczy to bezprecedensowych walk powietrznych, długo była ignorowana przez filmowców, dokumentalistów i autorów. O pilotach myśliwców walczących w I Wojnie powstało parę książek i jeszcze mniej filmów (wszystkie przy tym dziesiątki lat temu).
"Wyrosło wiele pokoleń, które nigdy nie widziały tych samolotów w akcji", mówi producent wykonawczy, Philip M. Goldfarb. "Ja sam pamiętam The Blue Max i Von Richthofen and Brown i to chyba wszystko? To było bardzo dawno temu."
W rzeczywistości nawet później, bo ponad 75 lat! Od tak dawna bowiem nie powstał żaden znaczący film, który przedstawiałby losy pamiętnej Eskadry Lafayette. Wings, pierwszy film, który o nich opowiadał, był też pierwszym obrazem nagrodzonym Oscarem w 1929 roku za najlepsze zdjęcia. Patrol i Aniołowie piekieł pojawiły się wkrótce po nim, w 1930 roku i również odniosły ogromny sukces. (Wymowny jest fakt, że wszystkie te filmy, podobnie jak Flyboys - bhaterska eskadra, reżyserowane były przez doświadczonych pilotów).
"I Wojna Światowa nie była prawdziwie przedstawiona w żadnym współczesnym filmie, z wyjątkiem francuskich Bardzo długich zaręczyn (2004) i nakręconego dwadzieścia kilka lat wcześniej australijskiego obrazu Gallipoli. Oba opowiadały zresztą o wojnie okopowej", mówi Devlin. "Minęło wiele lat, odkąd zobaczyliśmy cokolwiek o powietrznej bitwie. Myślę, że jednym z powodów, dla których nie oglądaliśmy takich filmów było to, że te samoloty od dawna nie istniały. Ponadto technologia kręcenia tego rodzaju bitew była w powijakach".
Pierwszym reżyserem, o którym pomyślał Devlin, gdy czytał scenariusz Flyboys - bohaterska eskadra, był jego wieloletni przyjaciel, uhonorowany Oscarem aktor, reżyser i producent, Tony Bill. Devlin wiedział, że Bill był nie tylko licencjonowanym pilotem akrobatycznym, ale również, że bardzo interesuje go I Wojna. Bill jest posiadaczem jednej z największych na świecie prywatnych kolekcji książek na ten temat. "Gdy wybuchła I Wojna, większość ludzi nigdy wcześniej nie widziała samolotu, a jeszcze mniej nim kiedykolwiek leciało", mówi reżyser Tony Bill. W owym czasie większość ludzi nie prowadziło nawet samochodu, zatem samoloty z I Wojny były wehikułami wyprzedzającymi znacznie swoją epokę. Nie miały właściwie kabiny w dzisiejszym rozumieniu, ani żadnej innej osłony. Były pozbawione nawet spadochronów. Przede wszystkim jednak były łatwopalne. Wystarczała nawet maleńka iskra, aby samolot stanął w płomieniach.
Bill chciał pokazać ze szczegółami prawdziwą historię tych odważnych ludzi, którzy wybrali życie pilota wojskowego w samolotach zrobionych z drewna, drutu i płótna.
"Zanim zaczęliśmy kręcić, Tony dał mi do poczytania kilka książek o tych chłopakach", mówi jeden z aktorów, Tyler Labine. "To były niesamowite historie: jak opowieść o pilocie, którego samolot został trafiony, a on zwisając ze skrzydła, próbował wciągnąć się z powrotem do kabiny, przejąć ponownie kontrolę nad maszyną i ocalić ją za wszelką cenę. Wszystko to, zanim spadnie na ziemię!"
Występujący również w filmie Jean Reno mówi, że zdał sobie sprawę z niezwykłej odwagi tych mężczyzn, kiedy po raz pierwszy zobaczył prawdziwy samolot z tamtego okresu na planie filmu. "Kiedy patrzysz na ten samolot z bliska, to przypomina on latawiec unoszący się w chmurach", mówi aktor.
Choć w dole toczyła się nowoczesna wojna, powietrzne walki z tego okresu przywodzą na myśl dworskie maniery. Historycy wojskowości i lotnictwa pasowali pilotów na rycerzy, a podniebne potyczki ochrzcili mianem "ostatniej wojny gentelmanów". "Postanowiliśmy zająć się tą częścią historii I Wojny, która toczy się w powietrzu", mówi Bill. "Straszliwy brud, ból i cierpienie zostawały na ziemi, gdy człowiek wznosił się w przestworza. Tam w górze toczyła się zupełnie inna wojna." Te różnice po części wynikały z elitarnego statusu ludzi, którzy mogli zostać pilotami. Wielu spośród młodych ochotników było doskonale wykształconych, pochodziło z arystokratycznych rodzin, czy - jak w wypadku Eskadry Lafayette - było absolwentami uczelni należących do Ligi Bluszczowej. Choć taktyka walk lotniczych rozwijała się, jednak ta nowa forma wojny miała posmak średniowiecznych turniejów rycerskich - przywodziły je na myśl pojedynki, jakie toczyli piloci myśliwców, przypominający wojowników na koniach. Niebawem zostali zresztą ochrzczeni mianem "Rycerzy Nieba".
"Gdy ci mężczyźni szli na wojnę, mieli stare wyobrażenia o maszerowaniu przez pola ze strzelbą na ramieniu. Nie przewidzieli jedynie, że pojawi się ogień z broni maszynowej. Karabiny zabijały żołnierzy całymi tysiącami", mówi aktor James Franco.
Kręcenie tego filmu było ekscytującym doświadczeniem. Zarówno twórcy, jak i aktorzy starali się odtworzyć wiernie historię. "Myślę, że podniecenie, jakie udzieliło się całej ekipie w trakcie realizacji filmu, spowodowane zostało faktem, że nigdy wcześniej nie powstała równie realistyczna opowieść filmowa o tamtych wydarzeniach", mówi Tyler Labine, który wcielił się w postać arystokraty, Briggsa Lowry'ego. "I Wojna Światowa miała miejsce tak dawno temu, że została nieomal całkowicie zapomniana. Nasze pokolenie właściwie o niej nie myślało. To była wojna w pełni epicka i widać to w naszym filmie. Ma on przypomnieć ludziom o jej znaczeniu."
"Wielkie filmy o wojnie w powietrzu były robione przez pilotów: Williama Wellmana, Howarda Hawksa, Howarda Hughesa", mówi Devlin. "Nasz reżyser, Tony Bill, też jest pilotem. Sądzę, że powierzenie mu wyreżyserowania tego filmu pozwoliło nam opowiedzieć w sposób bardzo wiarygodny historię o radości, przygodzie i wzruszeniach, jakie towarzyszą człowiekowi wysoko w górze. Chcemy, żeby widzowie poczuli, czym naprawdę było latanie w tych dwupłatowcach na samym początku - by poczuli to dokładnie tak, jak doświadczyli tego ci młodzi lotnicy."