"Flintstones: Niech żyje Rock Vegas": O PRODUKCJI
Zdjęcia do prezentowanej obecnie wersji „The Flintstones: Niech żyje Rock Vegas” rozpoczęto w kwietniu zeszłego roku. Produkcja ta dała twórcom filmu i ich współpracownikom możliwość stworzenia zupełnie „nowego świata”, zbudowanego dosłownie kamień po kamieniu. Jak twierdzi współproducent Bart Brown: „Dział produkcji, dział opracowań wizualnych, kostiumolog, scenograf i wszyscy pozostali zaangażowani w ten projekt musieli dokonać badań epoki, która praktycznie rzecz biorąc w takim charakterze nigdy nie istniała.”
Z pomocą w tworzeniu oryginalnego wystroju i charakteru “The Flintstones: Niech żyje Rock Vegas” pospieszyli reżyserowi jego wcześniejsi współpracownicy: scenograf Christopher Burian-Mohr (w poprzedniej części art director), montażysta Kent Beyda oraz zespół Jima Hensona, nieoceniony wprost przy projektowaniu prehistorycznych stworów. O skali prezentowanego obecnie przedsięwzięcia może świadczyć fakt, że w pierwszej części fabularnej było „tylko” 66 ujęć ze specjalnymi efektami wizualnymi, zaś obecnie liczba ich wzrosła do 200.
Wszystkie sceny filmu były kręcone w plenerach Los Angeles, pokazując miejsca takie jak Chatsworth, Malibu, czy też Simi Valley przystrojone w swoją prehistoryczną formę. Widzimy zatem na ekranie lokalne wesołe miasteczko (Sage Park), dom rodzinny Wilmy - posiadłość Slaghoople’ów (Rancho Paramount) oraz parking dla przyczep, gdzie mieszkają Fred i Barney (Rocky Peak). Vasquez Rocks jeszcze raz możemy podziwiać jako wymarzony dom Freda i Wilmy, a jedyna lokalizacja wykorzystana w tej cześci, która pojawiła się również w części pierwszej filmu - Kamieniołom Cal Mat w Dolinie Słonecznej tym razem oglądamy jako lokalne centrum rekreacyjne gdzie znajdują się Akademia Bronto Crane, The Bronto King, apartamenty Melrock Place, a także centrum rozrywki - Rock Vegas.
„Jeśli chodzi o przedstawienie Rock Vegas”, mówi Levant, „zależało nam, aby nabrało ono charakteru wykraczającego nieco poza kamienny świat Flintstonów, poza surowe skały, szkielety i lawę. Chcieliśmy wprowadzić nowe elementy i zróżnicować nieco paletę możliwości wizualnych. Powierzchnie miały być zatem połyskliwe i świecące, z wykorzystaniem form krystalicznych, ogromnych muszli, rybiej łuski oraz złota.”
„Niezwykle ciekawym zabiegiem”, dodaje Levant, „wydawało mi się pokazanie wszelkich elementów w kategoriach ‘flinstonowkich’. W pracowni o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych setki osób przygotowywało formy, z których później powstały stylizowane naczynia kuchenne, sztućce, szkło i ubrania. Mieliśmy tutaj małą manufakturę, w której powstawały wszystkie istniejące pod prehistorycznym słońcem rzeczy użytkowe”.
Dział artystyczny, na którego czele stanął scenograf Burian-Mohr zajął się wykonaniem ponad 400 szkiców, na podstawie których powstawały później kolejne elementy tego specyficznego planu filmowego. W pracowni dekoratorskiej na ścianach zamiast makiet kolorystycznych umieszczono zdjęcia naturalnych formacji skalnych, roślin i zwierząt, ponieważ w przekonaniu scenografa: „to własnie natura wie ja stworzć rzeczy najdoskonalsze.” Burian-Mohr niezwykle ceni sobie współpracę z reżyserem, ponieważ jak sam mówi: „ma on ogromne upodobanie do wszystkiego co znajduje się na planie, wszystkich pojazdów i rekwizytów. Wszystko co spodoba mu się w swojej formie natychmiast musi trafić na plan filmowy. Mamy pewność, że jeśli wykonamy jakiś atrakcyny przedmiot, to z pewnością znajdzie się on w filmie. W czasie pracy naszą myślą przewodnią było - wykonywać wszystko w skali powiększonej, nadając przedmiotom przesadną ciężkość i jawną niezręczność. Dodatkowo Brian obstawał przy tym, aby wszystkiemu nadawać pewien rys humorystyczny, coś charakterystycznie zabawnego.”
Na potrzeby Rock Vegas dział artystyczny zaprojektował początkowo dziesiątki obiektów gry i rozrywek - casino. Brian Levant nalegał, aby stworzyć coś zupełnie odmiennego, coś co odróżniałoby w swoim charakterze Rock Vegas od prawdziwego Las Vegas. Burian-Mohr wspomina: „Tym razem zdecydowaliśmy się na wykorzystanie innych materiałów - włókna szklanego w celu otrzymania półprzezroczystego kryształu oraz 55 galonowej beczki wypełnionej substancją nabłyszczającą, którą pokryliśmy kolejno przedmioty i obiekty. Z pewnością, naszym zamierzeniem było oddanie hołdu prawdziwemu Vegas z lat 60-tych ze swoimi charakterystycznymi obiektami - Dune Hotel i Caesar’s Palace przemienionego w filmie na Tardust z charakterystycznym zadaszonym podjazdem dla samochodów. Wszystko jest tu również błyszczące i eleganckie z krystalicznymi turkusowymi i bursztynowymi ścianami.”
Niewątpliwie, już sama wielkość planu filmowego stanowiła dla produkcji duże wyzwanie. Do oświetlenia słynnego pasażu z emblematami najsłynniejszych gwiazd epoki kamiennej: Franka Stoneatry, Stony Bennetta, Slime’a i rodziny Stone, Micka Jaggeda i zespołu The Stones wykorzystano ponad 300 specjalnych żarówek (w sumie 1,5 milonów watów).
Wnętrza planów filmowych wybudowano w studiach wytwórni Universal. „Casino zostało zaprojektowane tak, aby przypominało ogromny automat do gry” wspomina scenograf Burian-Mohr, opisując w ten sposób plan, który stał się kakofonią jaskrawych kolorów, z przewagą żółtego, czerwonego i złotego. Znajdujący się nieopodal Cavern Club w swoim stylu odwoływał się do znanych Carlsbad Caverns ze swoimi ciemnymi, połyskliwymi, sztucznie podświetlanymi ścianami. Jungle Room został przystrojony gałęziami bambusowymi w kolorach tropikalnych i o wielkości dużych drzew, a scena koncertowa w kształcie muszli małży była na tyle duża, że pomieściła wszystkich muzyków i ich instrumenty. Luksusowy apartament w Rock Vegas wyposażony był we własne wystawne jacuzzi w kształcie przepięknej muszli.
Biorąc pod uwagę parametry planów filmowych, szczególnie zaś Rock Vegas i Jungle Room, a także kasyna, niezbędne było wykorzystanie zaawansowanych systemów oświetlenia. Przy produkcji zaangażowano zatem Design Lighting Group, która przy użyciu specjalnej zautomatyzowanej konsolety (będącej w stanie zmieniać kolor, kierunek i wzór światła) i ustawień świetlnych charakterystycznych dla przedstawień teatralnych i koncerowych nadała scenom i pomieszczeniom specjalny świetlny wymiar.
Osadzona wśród zielonych wzgórz Rancza Paramount posiadłość rodziny Slaghoople została zaprojektowana w stylu neoklasycznym z charakterystycznymi kolumnami jońskimi wykonanymi z kości dinozaura. Imponująca rezydencja z otaczającymi ją ogrodami wypełnionymi nienaturalnej wielkości jedwabnymi kwiatami i obfitą florą została przedstawiona w lawendowych i błękitnych spokojniejszych kolorach, ktore podkreślać miały arystokratyczny charakter zamieszkujących ją właścicieli. Jadalnia w rezydencji Slaghooplów została wystylizowana w charakterze zamku Hearst i architektury Julii Morgan. Centralnym punktem tego pomieszczenia jest 12 metrowy stół, przy którym zasiąść mogło około 28 osób. Zaprojektowany tak, aby przypominać swoiom wyglądem gigantyczną skamieniałą kłodę stół jadalny był centralnym punktem i niemym świadkiem wydarzeń rozgrywających się podczas uroczystości urodzinowej Pułkownika Slaghoople, kiedy to wśród gości pojawił się nieproszony Dino. Scena ta, jak zgodnie przyznają twórcy, była wyjątkowym wyzwaniem dla wielu zespołów pracujących przy filmie, w tym dekoratora planu Jana Pascale’a, czarodzieja efektów specjalnych Brada Daltona, pracowników zespołu lalkarskiego Hensona oraz zespołu specjalistów od efektów wizualnych Rythm and Hues.
Douglas Smith nadzorujący pracę zespołu zajmującego się efektami wizualnymi w filmie (Rythm and Hues) miał do wykonania wraz ze swoimi współpracownikami szczególnie trudną rolę, ponieważ jak sam mówi: „zadanie moje polegało na pewnego rodzaju rozwiązywniu problemów, próbując w sposób kreatywny dojść do takich ujęć jakie zaplanował sobie reżyser. Przy tym musiało to być zorganizowane w jak najbardziej efektywny i niezbyt kosztowny sposób.”
Wesołe miasteczko w Sage Park wydawało się być początkowo jednym z łatwiejszych planów do skonstruowania. „Pomyśleliśmy, że na potrzeby filmu zdobędziemy prawdziwe koło młyńskie i pokryjemy je pianką, tak żeby było wystylizowane na skałę. Niestety, nic z tego nie wyszło. W przeciwieństwie do typowych obiektów tego typu, które jednego dnia można rozstawić a następnego złożyć z powrotem i przemieścić w inne miejsce, nam budowa całej tej konstrukcji zajęła dwa tygodnie. No i naturalnie musieliśmy wszystko budować od samego początku.
Widzowie prawdopodobnie nie mogliby sobie wyobrazić scen z filmu bez obecności słynnych flintstonowskich samochodów. Najnowsze modele wprowadzone w tej części filmu to ekskluzywny Cadirock, Maserocki, Bug, Treebird oraz ciężarowy Masterdodge Ram. Na ekranie pojawiły się również Flintmobile Freda, należący do Pearl Shelby oraz model ‘brzozowa kłoda’ Barney’a. Wszystkie z nich są standardowo wyposażone w napęd nożny.
Wyjątkowo ciekawe zadanie miał przy produkcji filmu rekwizytor Russell Bobbitt. Wraz ze swoim zespołem odpowiedzialny był za ponad 27.000 przedmiotów wykorzystanych w różnych scenach (nie licząc tych, które pojawiły się jako rekwizyty scenografii). Wśród ulubionych przedmiotów Bobbitta są surowe kryształowe kieliszki do martini, z pływającymi w nich oliwkami o rozmiarach avocado, charakterystyczne jaskiniowe sztućce, bar zaopatrzony w wykwintne trunki typu szampan Jurrasic Perrier oraz ‘siedmiomuszelkowa’ Seagrock’s whiskey. Naturalnie, nie należy zapominać o wystawnych półmiskach z jaskiniowymi specjałami, ktore zaspokoiłyby głód nawet wyjątkowo wybrednego Neandertalczyka.
Dla autora kostiumów Roberta Turturice’a praca nad „The Flintstones: Niech żyje Rock Vegas” stanowiła unikalną okazję do zaprojektowania około 800 gotowych kostiumów dla głównych bohaterów, a dodatkowo przyodziania jeszcze 3.000 statystów. Jak twierdzi Turturice: „Nasi bohaterowie zdecydowanie preferują ekstrawaganckie, krzykliwe stroje. Nie boją się wybrać ubrań ryzykownych, czy wręcz zwariowanych. Tak właśnie wygląda moda w czasach prehistorycznych. Co ciekawe, już wtedy mogliśmy zaobserwować różnice w ubiorze różnych klas.”
„Jest tak wiele elementów, które składają się na osiągnięcie zamierzonego wyglądu. Cała biżuteria wykonana została ze specjalnie uformowanych kamieni. Sposób jej produkcji musieliśmy właściwie na nowo wypracować. Kostiumy zostały uszyte, ale nie w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Szwy na naturalnym materiale jakim jest skóra zostały wykonane praktycznie ręcznie: złożenia materiału sklejono ze sobą, a następnie wąziutkie paseczki skórzane przeciągnięto przez maleńkie dziurki”.
Ponad 700 kostiumów ozobionych około milionem specjalnie zaprojektowanych kamieni kryształowych zostało opracowanych na potrzeby produkcji. Levant mówi: „Mieliśmy szczęście pracować z człowiekiem (Robert Turturice), który na codzień ma do czynienia z wielką sztuką krawiecką, a mimo to zachwycony był możliwością tworzenia tunik z trawy, ziemi i darni. Oprócz wykorzystania klasycznych materiałów jak skóra i zamsz, rozszerzył on znacznie repertuar użytych tkanin i dodatków wykończeniowych, tworząc w ten sposób niepowtarzalną prehistoryczną garderobę jaskiniowców.”
Projektant również niezwykle ceni sobie współpracę z reżyserem Levantem i wspomina: „Razem z Brianem ustaliliśmy serię cotygodniowych spotkań, na których mieliśmy omawiać najistotniejsze kwestie dotyczące projektów kostiumów. Otwarcie przyznaję, że nigdy wcześniej nie czekałem z takim utęskinieniem na spotkanie z reżyserem. Ma on niezwykłą wyobraźnie wizualną. Cała energia, ktorą pokazujemy w tym filmie jest dość odmienna od poprzednich części. Dlatego też chciałem, żeby Wilma i Betty wyglądały młodziej, bardziej zalotnie. Brian dał mi w dużym stopniu wolną rękę, dzięki czemu mogłem nieco przemienić naszych bohaterów: Freda, Barney’a, Wilmę i Betty pokazałem w taki sposób, że są bardziej zabawni, młodzieńczy, trochę zwariowani i nieprzewidywalni. Jane nabrała bardziej wyglądu apetycznej laleczki, a Kirsten klasycznej księżniczki w powiewnej spódniczce. Stroje, które przyszło im nosić z racji wykorzystania takich a nie innych tkanin (skóra i zamsz) nie należą może do najwygodniejszych i najlżejszych, ale i tak dziewczęta wyglądają w nich bardzo atrakcyjnie.”
Występujące w filmie panie nie narzekały zbytnio na wszelkie kostiumowe niewygody i doceniły kunszt artystyczny projektanta. Jak mówi Jane Krakowski: „Nie mogę wprost wyjść z podziwu i znaleźć słów uznania dla Roberta za to, że nadał mojej postaci tak smukłą talię”, a Kristen Johnston dodaje: „Robert tak projektuje kostiumy, aby jak tylko to możliwe upiększały one kobiecą sylwetkę.”
Ze swoimi młodszymi koleżankami po fachu zgadza się w zupełności Joan Collins, której wytworne stroje z epoki kamiennej prezentują się wyjątkowo uroczo. Aktorka utrzymuje, że: „Robert (Turturice), który w tak doskonały sposób zaprojektował kostiumy, był niezwykle pomocny w kreowaniu przeze mnie roli Pearl. Jest naprawdę geniuszem i gotowa byłam przecierpieć nawet noszenie wyjątkowo niewygodnych kreacji w 30-stopniowym upale” - aktorka wspomina swoją słynną orchideową kreację.
Jak podsumowuje z uśmiechem swoją pracę Robert Turturice: „Jest w tym filmie tylko jedna generalna zasada - żadnych butów, żadnych spodni, żadnych rękawów.”
Dział charakteryzatorski, na czele z Christiną Smith, nominowaną do Oscara za pracę przy filmach „Lista Schindlera” i „Hook”, jak również dział fryzjerski prowadzony przez Barbarę Lorenz i jej zespół stylistów codziennie stawali na swoim stanowisku pracy, aby ostatnim muśnięciem nadać bohaterom ostateczny wygląd. Wszyscy aktorzy i setki statystów musieli przejść przez kompleksowy makijaż całego ciała, zanim przeszli do bardziej klasycznych form makijażu twarzy i praktyk fryzjerskich. O skali tego przedsięwzięcia może świadczyć fakt, że w filmie wykorzystano ponad 700 peruk.
Dodatkowo przy specjalnym zadaniu charakteryzatorskim, jakim była praca nad wizualną stroną Micka Jaggeda i Wielkiego Gazoo, zatrudniono Matthew W. Mungle, zdobywcę Oscara za „Draculę” i nominowanego do tej prestiżowej nagrody za „Listę Schindlera” i „Ghosts of Mississippi”.
Wyróżniony wieloma nagrodami zespół Jim Henson’s Creature Shop powrócił na plan filmowy, aby zająć się zaprojektowaniem i wykonaniem tak lubianych przez widzów stworów prehistorycznych, występujących już we wcześniejszej wersji. Jak mówi reżyser: „Bez nich nasz film nie mógłby się obejść. Jedną z najzabawniejszych rzeczy jest bowiem obserwowanie tych szalonych przedpotopowych zwierzaków wygłaszających swoje wyszukane, sarkastyczne ‘mądrości’, będące komentarzem do zachowania ludzkiego i ich ‘ciężkiego’ życia w owych czasach. Aktorzy wprost uwielbiają pracę z lalkami na planie filmowym, ponieważ wydaje się im, że pracują z kimś kto gra właściwie dla nich. Zwierzaki są żartobliwe, niezwykle zabawne, mają swoje klasyczne powiedzonka, a przy tym wszystkim są niezwykle piękne i zaprojektowane z najwyższym kunsztem.”
Ulubieńcami, którzy pojawili się w pierwszym filmie, a teraz ponownie wracają na ekran są wełniany mamut i pagasaurus. Zobaczymy również szczególną wyciskarkę do soków, odkurzacz, aparat fotograficzny polorock i alarmowego ptaka. Naturalnie, nie mogłoby zabraknąć małego Dino, który pojawia się w serii ujęć w lokalnym wesołym miasteczku.
Po zakończeniu zasadniczej części zdjęć, przystopiono do etapu, w którym dzięki pomocy nieocenionego Cumminga i zespołu efektów wizualnych Rythm and Hues powołany został do życia Wielki Gazoo. Został on stworzony poprzez wykorzystanie ujęć fachowo określanych „dwuwymiarowymi”. Dla Cumminga oznaczało to ni mniej ni więcej: „zakładanie specjalnej uprzęży i pędzenie na plan o czwartej rano, aby nakładać wielką sztuczną głowę i wpychać do oczu fioletowe szkła kontaktowe”, żartobliwie wspomina aktor.
Praca nad filmem wymagała zbiorowego wysiłku wielu grup twórczych, a efekt ich wspólnej twórczości, który możemy podziwiać na ekranie jest naprawdę imponujący. Wszyscy zaangażowani przy tym przedsięwzięciu jednogłośnie przyznają, że ‘dobrym duchem’ całego projektu był reżyser Brian Levant, który, jak twierdzi odpowiedzialny za zdjęcia Jamie Anderson: „Ma ogromną wrażliwość, wyczucie i zarazem pogodę ducha. Dzięki niemu film stał się radosną komedią, wielką zabawą w świecie fantazji. A jak trzeba podkreślić nie codziennie zdarza nam się ożywić w tak wspaniały sposób świat filmu animowanego.”