Reklama

"Espectro": CARISMA

"Espectro": Kolumbijska rewelacja

"Espectro": Kolumbijska rewelacja

Agarofobia, schizofrenia, ciała astralne, życie po śmierci. Wokół takich tematów koncentruje się fabuła kolumbijskiego thrillera "Espectro" - debiutanckiego dzieła młodego reżysera Juana Felipe Orozco.

Pomimo że "Escpectro" reklamowane jest jako pierwsza tego typu komercyjna produkcja kolumbijskiej kinematografii, już po pierwszych kadrach łatwo zauważyć, że film Orozco wykracza poza tradycyjnie rozumiane ramy gatunku. "Espectro" to opowieść o agarofobicznej Verze (znana kolumbijska aktorka Noëlle Schonwald), która odreagowuje osobistą traumę udając się na odpoczynek do opuszczonego mieszkania przyjaciela swego ojca. Okazuje się jednak, ne nie jest tam do końca sama.

Reklama

Filmowe thrillery dają się zazwyczaj streścić w jednym akapicie. "Espectro" wymyka się tej powierzchownej charakterystyce, głównie z powodu swej niezwykłej struktury wizualnej. Film Orozco imponuje konsekwentną, klaustrofobiczną kamerą - ciemne lecz wyraziste kadry, pozwalające nam wczuć się w skórę głównej bohaterki liczne zbliżenia, niepokojące, rozedrgane ujęcia - wspomniane zabiegi operatorskie sprawiają, że "Espectro" lepiej się ogląda, niż o nim opowiada.

Miłośnicy klasycznego thrillera mogą nawet poczuć się lekko zawiedzeni. Opowieści Orozcu brakuje bowiem narracyjnego dynamizmu wielkich hollywoodzkich produkcji. Wydaje się jednak, że to świadomy zabieg młodego twórcy, który - tracąc na komunikatywności - zyskuje na nastroju."Espectro" jest bowiem próbą odtworzenia emocjonalnego stanu głównej bohaterki - Vera odczuwa paniczny lęk przed otwartymi przestrzeniami, dlatego film Orozcu jest tak duszny, ciasny i klaustrofobiczny.

Jak wyjaśnia scenograf "Espectro" - Sara Millian - "geometria przestrzeni oparta została na pomyśle spirali". Razem z bohaterką krążymy więc po tym mrocznym mieszkalnym labiryncie, którego architektura świetnie współgra z emocjonalnym rozedrganiem Very. Niektórym kinomanom przypomnieć się może kino wielkiego węgierskiego reżysera Beli Tarra, u którego także obserwować możemy piekielną wędrówkę do głębin ludzkiej podświadomości. Kto wie czy to właśnie dochodzenie natury powikłanej psychiki człowieka nie jest głównym tematem tego filmu. "Espectro" przestaje więc być w tym ujęciu kinem grozy, a staje się egzystencjalnym thrillerem. A może jednym i drugim...

Po raz kolejny okazuje się, że niezależne kino spoza Stanów Zjednoczonych stanowi doskonałą odtrutkę na sztywne hollywoodzkie schematy. Od kilku lat to zresztą w Azji a nie w USA wyznaczane są trendy współczesnego kina grozy - Hollywood ma do zaproponowania jedynie żałosne sequele uznanych klasyków (np. "Wzgórza mają oczy"), bądź nieudane remaki zagranicznych produkcji (np. "Ring"). Nie zdziwi więc zapewne nikogo informacja, że Roy Lee - producent takich filmów, jak: "The Grudge - Klątwa" czy "Dark Water - Fatum" - juz nabył prawa do amerykańskiego remake'u "Espectro".

Czy 20-milionowy budżet i Nicole Kidman w głównej roli sprawią, że powstanie film bardziej zmysłowy od oryginału? Można wątpić - będzie to jednak na pewno niepowtarzalna szansa dla 29-letniego kolumbijskiego twórcy, bowiem to właśnie Orozco ponownie podejmie się reżyserskiego zadania. Być może już niedługo usłyszy o nim cały świat.

Oprac: Redakcja.film.interia.pl

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy