Reklama

"Elvis w trasie": PRAWDZIWE OBLICZE KRÓLA

Twórcy filmu Elvis w trasie postanowili też skonfrontować Presleya z roku 1972, artystę w pełni ukształtowanego i dojrzałego, z Presleyem z okresu debiutu, stojącego dopiero na progu wielkiej kariery: trochę nieokrzesanego, butnego, ale już pełnego wiary w siebie i w sukces.

Twórcy filmu Elvis w trasie postanowili też skonfrontować Presleya z roku 1972, artystę w pełni ukształtowanego i dojrzałego, z Presleyem z okresu debiutu, stojącego dopiero na progu wielkiej kariery: trochę nieokrzesanego, butnego, ale już pełnego wiary w siebie i w sukces.

Temu służą starannie dobrane i zmontowane przez Martina Scorsese wstawki archiwalne, w tym dwa fragmenty programu telewizyjnego Ed Sullivan Show z 1956 roku, w którym Elvis z młodzieńczą butą i szelmowskim uśmiechem na twarzy zaśpiewał Don't Be Cruel i Ready Teddy. Scorsese, który przerwał na kilka tygodni pracę nad swoim dziełem Ulice nędzy, aby wziąć udział w pracy nad reportażem Elvis w trasie, jest też autorem błyskotliwie zmontowanej wiązanki scen pocałunków z różnych filmów z udziałem artysty; stanowi ona dowcipną ilustrację piosenki Love Me Tender.

Reklama

Warto dodać, że menedżer Presleya, legendarny Tom "Colonel" Parker, nie chciał zgodzić się na wprowadzenie sekwencji pocałunków do filmu Elvis w trasie. Uważał, że nawiązanie do błahych zazwyczaj komedii z udziałem Elvisa będzie zgrzytem w filmie, mającym pokazać go, podobnie jak wcześniejszy o dwa lata dokument: Elvis: Tak to jest, takim, jaki był naprawdę. Twórcy uznali jednak, że nie zrezygnują z nostalgicznej wstawki, która ma w sobie tyle uroku. Czas pokazał, że to oni mieli rację.

Sekwencja pocałunków jest w filmie Elvis w trasie sympatycznym akcentem, który wcale nie kłóci się ze szczerym portretem Elvisa, podróżującego prywatnym odrzutowcem, wraz z licznymi współpracownikami (jest wśród nich ojciec artysty, Vernon Presley) przez Stany Zjednoczone, by śpiewać dla swoich fanów w miastach tak różnych, jak Hampton Roads i Richmond w Wirginii, Greensboro w Karolinie Północnej i San Antonio w Teksasie.

Twórców filmu Elvis w trasie, Pierre'a Adidge'a i Roberta Abla, wielokrotnie pytano, jak udało im się nakreślić tak prawdziwy portret artysty, przez lata raczej ukrywającego prawdziwe oblicze pod maskami bohaterów, których grał. Adidge wyjaśniał, że już na początku pracy nad reportażem powiedział Presleyowi: Chcę cię filmować, ale stawiam warunek: musisz być sobą. Kiedy poczuję, że pozujesz, że się zgrywasz, wyłączę kamerę. A MGM jedynie straci kupę forsy. Na co Elvis miał odpowiedzieć: Podoba mi się twoja szczerość. Kiedy zaczynamy?

Największą wartością filmu Elvis w trasie wydają się właśnie sekwencje, w których udało się podejrzeć Presleya takim, jaki był rzeczywiście: wyluzowany podczas prób; podniecony, ale i stremowany tuż przed wyjściem na scenę; pełen niespożytej energii, spontaniczny i dowcipny w trakcie koncertów (w jednej z piosenek po słowach Jak mi się wiedzie? zmienia nagle tekst i dodaje: No tak, trochę się spociłem; kiedy indziej podnosi ze sceny fragment damskiej bielizny i z uśmiechem pyta dziewczyny pod sceną: Czy to twoje, kochanie?); wyczerpany, zatopiony w myślach po występie; zawsze pełen oddania i euforii w otoczeniu fanów.

Twórcom udało się też namówić piosenkarza na długą szczerą rozmowę, w której opowiedział o początkach kariery, zwierzył się ze swoich zwątpień i rozczarowań, przyznał, że nie czuje się w pełni spełniony artystycznie. Fragmenty tego niezwykłego wywiadu przewijają się przez cały film "Elvis w trasie" i wzmacniają wrażenie, że powstał prawdziwy, nieupozowany portret wybitnego, choć niekiedy zagubionego artysty.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Elvis w trasie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy