"Elling": OPINIE
Na ekranie ani przez chwilę nie gości postać negatywna. Jeśli ma jakieś wady (pijaństwo), zostają one wytłumaczone i wyleczone. Człowiek jest zdolny, ba - stworzony do zmian, do rozwoju. Ludzie się poznają, kochają, pomagają sobie. Ładna bajka - powiedział kolega po projekcji, chyba deprecjonując wartość filmu. Fakt, świat jest nieco inny. Ale to chyba właśnie powód, dla którego powstał "Elling".
Łukasz Figielski – serwis Stopklatka
"Elling" głosi głęboką, niemal anachroniczną już dzisiaj wiarę w potęgę człowieczeństwa (…). To dobrze, że jego premiera przypadła na tak ponury okres w dziejach ludzkości. Może dzięki niemu przypomnimy sobie o łączących nas więzach (…).
Para głównych bohaterów wymyka się stereotypowym diagnozom współczesnej psychiatrii. W filmie nie słychać specjalistycznej terminologii. Nie padają fachowe określenia w rodzaju „osobowość graniczna”, „schizofrenik” czy „paranoik”, nie mówiąc już o całej masie modnych nerwic o skomplikowanych nazwach. Ich brak jest czymś nowym i oczyszczającym. Dzięki temu uświadamiamy sobie, jak bardzo naukowy język może odczłowieczać i piętnować nasze zachowania. Fachowa terminologia może przekładać nasze zwykłe słabości na opis klinicznych objawów, które dla innych mogą być podstawą do niesprawiedliwych osądów i budowania krzywdzących stereotypów (…).
Elling i Kjell są społecznymi wyrzutkami, którzy otrzymali szansę wtopienia się w otaczający ich świat. Nikt nie próbuje im wciskać leków psychotropowych. Oprócz dyskretnej i życzliwej pomocy opiekuna socjalnego bohaterowie zdani są wyłącznie na siebie. Uczucie i wsparcie, jakie sobie wzajemnie okazują, są kluczem do ich życiowych sukcesów. Nie rozczulając się zbytnio podnoszą się nawzajem na duchu (…).
Walczący ze swoimi fobiami Elling ma w sobie coś z Charliego Chaplina, który stawiał czoła zagrożeniom zmechanizowanego świata (…).
New York Times
Elling nie jest wariatem, jest po prostu inny. W przeciwieństwie do większości z nas, nie potrafi dobrze maskować swoich fobii. Kontakt ze światem zewnętrznym wzbudza w nim uczucie paniki. Gdy ktoś zwraca mu uwagę na fakt, że żyje się tylko raz, Elling odpowiada: „Mam taką nadzieję. Idea reinkarnacji jest dla mnie wysoce niepokojąca.” (...)
Elling, zagrany w stonowany, lecz wysublimowany sposób przez Pera Christiana Ellefsena, to naprawdę niezwykła postać: jego fobie to nic innego jak wyolbrzymione lęki dręczące każdego z nas.
The Washington Post