Reklama

"Eksperyment": WYWIAD Z REŻYSEREM

- Po serii filmów telewizyjnych, "Eksperyment" jest Pana pierwszym filmem kinowym. Czy była to ogromna zmiana w sposobie pracy nad filmem?

- Telewizja zapewnia 2-3 milionową widownię. Mniej więcej tyle samo osób chodzi do kina. Jednak praca nad fabularnym filmem kinowym to przedsięwzięcie na zupełnie inną skalę. Wszystko co jest związane z realizacją takiego filmu wymaga szacunku do pracy innych i cierpliwości. Ja jestem naprawdę niecierpliwym człowiekiem, uwielbiam pracować bardzo szybko, nie umiem czekać spokojnie na końcowy efekt. Kamera 35 mm jest dla mnie kolosem w porównaniu do Super 16, przez co ciężej i trudniej jest nią pracować. Nie możesz, na przykład, spontanicznie wdrapać się gdzieś z kamerą na dach i stamtąd kręcić kolejne ujęcie. Właściwie przy pracy nad dużym filmem trzeba pamiętać o tym, że jest to przedsięwzięcie zespołowe, że wszystko musi być przygotowane, zgodne z planem. Musiałem się więc nauczyć i cierpliwości i pracy zespołowej.

Reklama

- Dlaczego zainteresował się Pan książką Mario Giordano?

- Każda dobra historia uczy nas czegoś o ludziach. We wszystkich moich filmach najważniejsze było kształtowanie się ludzkich postaw. Ukazanie, czego ludzie uczą się w konkretnych sytuacjach, jak reagują na to, co ich spotyka, jacy są w relacjach z innymi. W ten sposób zbudowane są charaktery w najlepszych książkach. Oczywiście, równie ważna była dla mnie sama opowieść i jej uniwersalizm.

- W niemieckiej kinematografii mało jest filmów takiej jakie Pańskie, które opowiadają konsekwentnie napisaną, ekscytującą historię, logiczną zarówno w warstwie charakterologicznej, jak i konstrukcyjnej. Dlaczego, według Pana, tak się dzieje?

- Opowiadanie historii w ogóle nie jest najmocniejszą stroną naszej nacji. Nie jesteśmy krajem poetów i myślicieli. Z wyjątkiem Fassbindera, moimi mentorami nie są niemieccy reżyserzy, ale amerykańscy: Huston, Hawks, Hitchcock, Wilder. Jeśli kiedykolwiek nie byłem pewien, co zrobić, zawsze pytałem siebie: co w tej sytuacji zrobiłby stary, dobry Hawks?

Czy kiedykolwiek brał Pan udział w jakimkolwiek eksperymencie?

- Nie, odkąd zrobiłem ten film! Wcześniej - jak najbardziej. Mnie w ogóle fascynuje granica pomiędzy fantazją a rzeczywistością. Każdy pewnie wie jak to jest, kiedy mali chłopcy bawią się w Indian i kowboi, policjantów i złodziei - nie wiadomo kiedy zabawa przeradza się w rzeczywistość.

- Dla kogo zrobił Pan ten film?

- Dla jak największej i najbardziej różnorodnej grupy ludzi. Najbardziej lubię opowiadać historie uniwersalne. Takie, które zrozumieją ludzie na całym świecie. W epoce globalizacji wszystko zmierza do tego, by dotrzeć do jak największej grupy ludzi Myślę również, że ten film jest bardzo prawdziwy. Nasze życie społeczne - mam na myśli kulturę zachodnią - staje się coraz bardziej trudne i skomplikowane, a postęp technologiczny niweluje podstawowe wartości. Paradoskalnie, z tego samego powodu, młodzi ludzie, którzy są i zawsze będą bystrzejsi i sprytniejsi niż reszta ludzkości, intuicyjnie wręcz pożąda prawdy. "Eksperyment" nie jest efekciarskim spektaklem. To prawdziwa historia. A ja ją jedynie opowiedziałem.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Eksperyment
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy