Reklama

"Eden": O PRODUKCJI

Mówi Tomasz Filipczak, producent filmu, właściciel łódzkiej firmy „Europa”:

„Całe to przedsięwzięcie można uznać za bezprecedensowe w polskiej kinematografii, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę metraż, całkowity brak dialogów, to że nie jest skierowany do widowni dziecięcej, oraz fakt, że obraz powstał na taśmie celuloidowej, z zastosowaniem szlachetnych technik, dziś często uważanych - jakże niesłusznie - za archaiczne.

Zbyszek Rybczyński, który był naszym konsultantem, powiedział jasno: ‘Za pomocą komputera nie macie szans konkurować z Krzemową Doliną, Lukacsem, ani Japończykami. Jak chcecie zrobić produkt, który będzie mógł wejść na międzynarodowy rynek, to jedyną szansą jest manufaktura, ręka.’

Reklama

A to znaczy że trzeba wyrysować 500 000 rysunków ręcznie. To niby jest proste. Ale to trzeba zrobić takim samym pędzlem, tą samą farbą i tą samą ręką, która ma ten sam ‘fałsz’, takie same charakterystyczne niedokładności. I zatrudniona do tego dziewczyna siedzi nad jednym ujęciem 3-4 miesiące. A to trwa na ekranie 30-40 sekund.

Prace, rozpoczęte w 1996 r. trwały sześć lat i obfitowały w mnóstwo mniej lub bardziej przewidywalnych przygód i problemów. Na przykład: aby osiągnąć głębię optyczną, musieliśmy operować kilkunastoma warstwami obrazu. Wiadomo więc było, że potrzebny nam specjalny stół do animacji. Okazało się, że jest taki stół, w łódzkiej wytwórni „Semafor”, zbudowany przez amatorów 30 lat temu. Był to może nawet największy tego typu stół na świecie, ale od 20 lat służył wyłącznie za bibliotekę, na szklanych panelach poukładano książki, wszystko było porysowane, do kitu. Trzeba wiec było robić od nowa - założyć nowe łożyska, kupić nowe szyby. Najpierw próbowalismy polskich szyb - one niby wszystkie były przezroczyste, ale jak się złożyło trzy razem, to przez obiektyw widać było jedną wielką zieleń. W związku z tym szyby musieliśmy specjalnie zamówić w Niemczech. Odpowiedniego oświetlenia brak, trzeba je kupić - 30-40 tysięcy złotych. A jak podłączyliśmy to oświetlenie, od spodu, to się okazało, że szyby nie wytrzymują temperatury i pękają. Czyli trzeba zamawiać kolejne szyby, znowu z Niemiec. Kamera wisi nad stołem na pionowej szynie, ale ta szyna okazuje się zrobiona z miękkiego metalu i jak dzień, dwa, powisi, to nabiera milimetr, dwa milimetry przechyłu. Musieliśmy też wymalować całe pomieszczenie, zabezpieczyć przed kurzem.

Jestem przekonany, że warto było podjąć ten wysiłek. Cieszę się i jestem dumny, że cały projekt tu, w tym kraju wymyślono i do końca zrealizowano. I że właśnie tu, nad Wisłą, znalazły się na to pieniądze, bo kilku facetów się uparło.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Eden
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy