Reklama

"Dzikie Safari 3D: Południowoafrykańska przygoda": WYWIAD Z AUTOREM ZDJĘĆ SEANEM PHILLIPSEM

Jak przygotowywał się Pan to filmowania przyrody?

SP: Do pracy nad tym projektem stworzyłem specjalny 35 mm trójwymiarowy sprzęt. Pierwsza kamera wykorzystywała zmiennoogniskowe obiektywy (skala 10:1), a dzięki rozszerzonym ogniskowym pozwalała na zmniejszenie efektu wycięcia dalszych perspektyw przy szerokokątnych obiektywach. Druga była węższa i lżejsza, przystosowana do pracy na statywie, świetnym stabilizującym urządzeniu do ujęć robionych z terenowego samochodu w trakcie jazdy.

Dzikie Safari 3 D jest pierwszym filmem przyrodniczym nakręconym w 3D. Jak ta technologia wpłynęła na charakter zdjęć?

Reklama

SP: Widzowie są przyzwyczajeni do oglądania zadziwiających zdjęć dzikiej przyrody w dokumentach telewizyjnych, zrobionych dzięki lekkim kamerom reportażowym. Naszym celem było zachowanie i przeniesienie tego piękna na kinowe ekrany 3D. Wiedziałem, że do tego celu nie mogę wykorzystać istniejących kamer 3D.

Jak udało się Panu, przy robieniu zdjęć do filmu kinowego kamerą 35 mm, dostosować obrazy w tych formatach do ekranu 3D?

SP: Do kamery 35 mm użyłem specjalną matówkę z tłoczeniami, które wykorzystuję do kadrowania filmów przeznaczonych na duże ekrany. Na całe szczęście wszystkie formaty mają współczynnik kształtu zbliżony do 1,41:1, współczynnika charakterystycznego dla formatu wielkoekranowego.

Z jakimi trudnościami musiał zmierzyć się Pan i ekipa przy kręceniu zwierząt, które potrafią być nieprzewidywalne?

SP: Dla mnie najtrudniejsze okazało się właściwe kadrowanie, naświetlenie i znalezienie właściwego kierunku światła przy równoczesnym ustalaniu konwergencji stereoskopowej. Dotyczyło to przede wszystkim większej kamery, ponieważ stale zmienialiśmy odległość i ostrość. Nie miałem czasu wprowadzać ogniskowych i konwergencji do laptopa, jak to zazwyczaj robię w studio. Pozostali operatorzy cały czas starali się ustalić ostrość, ustawienie i złożyć kolejną kamerę, która nagle była potrzebna.

Czy w trakcie kręcenia zdjęć ekipa starała się zachować środki bezpieczeństwa?

SP: Nikt w ekipie nie nosił żadnej odzieży ochronnej, ponieważ zwierzęta raczej nie atakują pojazdów, jeśli się ich nie prowokuje. Ludzie nie są ich naturalnymi ofiarami. W takim wypadku działają więc najprostsze zasady: trzeba zostać w samochodzie. Landrowery są dość wysokie, więc nawet najbardziej dzikim przedstawicielom Wielkiej Piątki, lampartom i lwom, trudno byłoby na nie wskoczyć. Nie mogą pozwolić dać się zranić, kiedy udają się na polowanie. Zachowują się więc dość zachowawczo i skuszą się na nietypową kolację tylko wówczas, jeśli są naprawdę wygłodniałe.

Którego z przedstawicieli Wielkiej Piątki było sfilmować najłatwiej? Którego najtrudniej?

Doświadczenie wielu pracujących z nami strażników i tropicieli podpowiadało, że najtrudniej będzie sfilmować lamparta, a najłatwiej bawoła. Tymczasem było zupełnie odwrotnie. Dużą rolę odegrało szczęście, czas, pogoda i umiejętności strażników oraz tropicieli. Mieliśmy szczęście współpracować z uznanym autorem filmów przyrodniczych Johnem Varty, który, wykorzystując swoich własnych tropicieli i całą swoją wiedzę i dając nam swoje wsparcie, umożliwił nakręcenie kilku wspaniałych ujęć, szczególnie zrobionych o wschodzie słońca zdjęć lamparciej randki.

Czego Pan się nauczył, kręcąc film przyrodniczy w technologii 3D?

Z olbrzymim szacunkiem odnoszę się do autorów zdjęć do filmów przyrodniczych. To prawdziwi behawioryści i działacze proekologiczni, którzy wykorzystują sztukę filmową nie tylko do uchwycenia zachowań zwierząt, ale również do promowania wrażliwości widza na życie. Wykorzystane przez nas narzędzia są mimo wszystko dość prymitywne, ale jestem przekonany, że umożliwią tworzenie nowych i jeszcze bardziej wciągających kinowych filmów przyrodniczych w techologii 3D.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy