Reklama

"Dziewczyny z kalendarza": PRAWDZIWA HISTORIA GOSPODYŃ Z RYLSTONE

Ta historia zdarzyła się naprawdę. Jak szczegółowo opisał to tygodnik "Przekrój", mieszkanki Rylstone w hrabstwie Yorkshire spotykały się w Women’s Institute (przypomina to skrzyżowanie klubu dla kobiet z kołem gospodyń wiejskich), gdzie zajmowały się przede wszystkim doskonaleniem sztuki kulinarnej - sporządzały konfitury, piekły ciasta, pracowały nad kompozycjami kwiatowymi. Raz w roku wydawały kalendarz.

Jedna z nich, Angela Baker, zainspirowana przez swą najlepszą przyjaciółkę Tricię Stewart w 1998 roku, wpadła na pomysł, który zdradziła swemu mężowi, Johnowi. Otóż nowy kalendarz miałby zawierać fotogramy roznegliżowanych pań. John pomimo obaw Angeli John został entuzjastą projektu, ale nie doczekał jego realizacji. Zmarł na białaczkę. Pomimo to kobiety dopiero wtedy doprowadziły rzecz do końca - także po to, aby poprawić zły stan psychiczny Angeli po jego śmierci.

Reklama

Mąż jednej z nich, Lyndy Logan, zajmujący się amatorsko fotografią Terry, zgodził się im w tym zamiarze pomóc. Miejscowy pub przemieniono zatem w studio fotograficzne. Dwanaście kobiet przełamywało intensywnie wstyd także za pomocą czerwonego wina. Wystąpiły zasłaniając intymne części ciała takimi rekwizytami jak pianino, sztalugi malarskie, czy stara prasa do wyciskania jabłek. Zdjęcia powstały w sepii. Jedynym kolorowym elementem na każdym z nich jest słonecznik. Był to kwiat, którego nasiona zakopane w doniczkach tuż przed śmiercią podarował im John Baker. Mówił, że będzie zdrowy, zanim kwiaty zakwitną.

Kalendarz na rok 2000, który ukazał się w kwietniu 1999 roku wzbudził wielkie zainteresowanie w mediach, nie tylko brytyjskich. Obszerne materiały opisujące tę historię ukazały się między innymi w "New York Timesie" i magazynie "People". Poświęcono także tej sprawie słynne programy telewizyjne "60 Minutes" i "Today Show". W rezultacie sprzedano już ponad 300 tysięcy egzemplarzy kalendarza, z czego uzyskano pond 600 tysięcy funtów dochodu. Uzyskane fundusze przeznaczono na walkę z białaczką.

Jednak, gdy tą historią zainteresowali się producenci filmowi, kobiety, a zwłaszcza Angela Baker, były pełne wahań.

"Pomysł nakręcenia filmu budził moje wątpliwości i nerwowość" - wspominała Baker. "Obawiałam się, że może to być bardzo trudne dla mnie i moich najbliższych. Mowa tu przecież o bardzo osobistych sprawach, intymnych doznaniach i uczuciach. Nie byłam pewna, czy chcę, aby stały się one tematem filmu. Zwłaszcza, że od śmierci Johna upłynęło tak niewiele czasu".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Dziewczyny z kalendarza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy