"Dziewczyna z perłą": PETER WEBBER - WYWIAD
Jak układa się współpraca Johansson i Firtha? On jest weteranem filmów romantycznych. Czy dawał jej jakieś wskazówki?
Nie sądzę, by Scarlett potrzebowała jakichś wskazówek i by prosiła o nie Colina. Prowadzili ze sobą wojnę, ale w pozytywnym sensie. Wyraźnie coś między nimi zaskoczyło i potrafili to wykorzystać w filmie. Na tym polega tzw. chemia. Nie można jej udawać, musi być prawdziwa. Na planie wielcy aktorzy czasami ze sobą walczą. Scarlett dogryzała Colinowi. Czasami można było odnieść wrażenie, że naprawdę ze sobą walczą, ale to była tylko taka gra między nimi. Stworzyli barierę dla sympatii, którą czuli do siebie nawzajem. Potrzebowali tego, by lepiej wejść w swoje role. Pewnie Colin udzielił kilku rad Scarlett, ale w końcu ona jest aktorką równie długo, jak on.
Jedna z najwspanialszych scen filmu to ta, kiedy patrzymy na włosy Griet oczami Vermeera. Jak ważną rolę odgrywa montaż w stworzeniu takiego efektu voyeuryzmu?
Problemy były podstawowe - kiedy zrobić cięcie i przejść z jednej twarzy na drugą. Jak długo powinniśmy pokazywać Scarlett? Jak długo Colina? Nie da się pokazywać ich jednocześnie na ekranie bez zastosowania technicznych sztuczek, a to nie wchodziło w grę. Przemontowywaliśmy tę scenę wielokrotnie. Mam obsesję na punkcie montażu. Byłem montażystą filmowym przez pięć lat. Montaż polega na tym, że mówimy widzom, na co mają patrzeć i co jest w danej chwili najważniejsze.
Jedna ze scen powstała jako jedno ujęcie. Chodzi mi o scenę, w której Griet nakrywa do stołu. Jest obserwowana przez Vermeera, który z kolei jest obserwowany przez swoją żonę, córkę i teściową. Co było najtrudniejsze w tej scenie?
W gruncie rzeczy była to dość prosta scena. Było sporo nudnych, technicznych kwestii z ustawieniem Scarlett tak, by nie robiła zbyt wiele hałasu stawiając talerze na stole. Większość kręciliśmy w szerokim planie, zrobiliśmy ze dwa-trzy zbliżenia i to wszystko. Złożone są emocje i podteksty. Ci, którym film się podoba, odczytują te podteksty. Będą na pewno jednak i tacy, których historia nie wciągnie, uznają ją za rozwlekłą.
Muzyka przydaje dramatyzmu całej historii.
Alexandre Desplat odwalił kawał świetnej roboty. Muzyka to trudny element układanki, jaką jest film. Źle dobrana muzyka może zepsuć film. Na szczęście Alexandre zrobił coś zupełnie przeciwnego.
Anglojęzyczny film rozgrywający się w XVII-wiecznej Holandii. Jaki akcent wybrał pan dla swoich aktorów?
Cała sztuka polega na tym, żeby nie mieszać różnych akcentów. Kiedy w jednym filmie Amerykanie mówią z amerykańskim akcentem, Australijczycy z australijskim, może to wprowadzać chaos i być niezrozumiałym dla widza. Wybrałem więc akcent neutralny dla mojego ucha – standardowy sposób wymowy, ale odrobinę mniej angielski. Oczywiście mogliśmy wybrać akcent holenderski, ale pomyślałem, że będzie to nieco śmieszne.
źródło: „The Telegraph“ z dnia 15 stycznia 2004 r.