"Dziewczyna z perłą": OLIVIA HETREED - WYWIAD
Wywiad z autorką scenariusza.
Jak pani myśli, jak wyglądałby ten film, gdyby nakręcił go Miramax lub któraś z wielkich wytwórni hollywoodzkich?
Książka napisana jest w pierwszej osobie. Największym więc wyzwaniem było znalezienie sposobu, by ten wewnętrzny głos Griet przenieść na ekran. Miramax chciał się posłużyć głosem z offu. Ale uważałam to za chybiony pomysł w stosunku do tego właśnie filmu. Po pierwsze dlatego, że film stałby się przez to zbyt dosłowny. Po drugie dlatego, że Griet nie ma umysłu analitycznego. Nie byłaby w stanie zdefiniować swojej sytuacji. Jest na to zbyt prosta. Widz musi być zaangażowany w jej losy. A głos z offu wprowadzałby dystans. Miałam szczęście, że nie wywierano na mnie presji w sprawie scenraiusza. Zarówno Pathe i Lion’s Gate, nasi główni producenci, wręcz naciskali w przeciwnym kierunku. Mówili nam, że film nie musi być zbyt dosłowny. „Dziewczyna z perłą“ to nie jest zwyczajny film. Stawia przed widzem wymagania, jest niejednoznaczny, zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie.
Jak udało się pani i Andy’emu Patersonowi przekonać autorkę, Tracy Chevalier, by sprzedała wam prawa do ekranizacji?
Mieliśmy szczęście. Dostałam egzemplarz książki zanim ukazała się na rynku. Po prostu mamy z Tracy wspólnego agenta. Nikt wówczas nie przypuszczał, że książka stanie się takim hitem, jednak już wtedy wzbudziła zainteresowanie kilku producentów. Ja się w niej zakochałam. Czytając ją, widziałam gotowy film. Andy i Anand Tucker spotkali się z Tracy i przedstawili jej swoją wizję adaptacji. Powiedzieli, że niczego nie chcą w książce zmieniać. Zaufała, że nie przekształcą jej książki w typowo hollywoodzki produkt. Że nie będzie w filmie sceny łóżkowej albo sekwencji w rodzaju „Griet odkrywa swoje ciało, przeglądając się w lustrze“. I tak zdobyli jej zgodę. Z początku Chevalier chciała sama napisać scenariusz, ale ostatecznie zrezygnowała.
Nie miała pani pokusy, żeby dodać scenę pocałunku albo nawet bardziej intymnego kontaktu między Griet i Vermeerem?
Nie. Wrażenie że już zaraz, że już prawie... i to ogromne napięcie, które się czuje między Griet i Vermeerem, są dla mnie o wiele ciekawsze od sceny fizycznego kontaktu. Jest scena z Vermeerem i Griet rozgrywająca się poza domem. On mówi: „jutro“, ona odpowiada: „nie mogę“. To już niemal romans. Od początku chcieliśmy rozegrać to wyłącznie na emocjach, a Colin i Scarlett się na to zgodzili. Relacje tej dwójki aktorów na planie były zdumiewające. Byłam na planie tuż przed rozpoczęciem zdjęć do scen rozgrywających się w pracowni i byłam już po ich zakończeniu. W relacjach Scarlett i Colina nastąpiła widoczna zmiana. W ciągu sześciu dni zaczęli się do siebie odnosić zupełnie inaczej. Te sceny w pracowni tak ich zmieniły.
Jaki research poprzedził pisanie scenariusza?
Książka jest bardzo inteligentnie napisana, bo ostrożnie wykorzystuje te nieliczne fakty, jakie znamy na temat Vermeera. Jednak dysponujemy bogatą wiedzą na temat XVII-wiecznego społeczeństwa holenderskiego. Przeczytałam sporo książek i czasami znajdowałam rzeczy, które wykorzystała także Tracy. „To stąd to wzięła!“, myślałam sobie. Podczas prac adaptacyjnych w pewnym momencie trzeba jednak odłożyć na bok wyniki researchu i po prostu pisać. Rozmawiałam z ludźmi w rodzaju Nicoli Costaras, którzy zajmują się restauracją obrazów. Spędziłam też trochę czasu ze znajomymi malarzami, by zrozumieć co to naprawdę znaczy być malarzem. Najmniej jasną postacią w książce jest sam Vermeer. Widzimy go wyłącznie oczami Griet.
Z jakich wątków postanowiła pani zrezygnować? Ile wersji scenariusza powstało?
To był proces stopniowy. Pierwsza wersja scenariusza była znacznie bliższa książce niż wersja ostateczna. Scenariusz poprzez kolejne wersje zaczął nabierać własnego charakteru. W końcu stał się dzieckiem książki. Miałam szczęście, że pracowałam z Anandem Tuckerem, który sam jest reżyserem, i z Peterem Webberem. Współpraca z nimi pomogła mi skoncentrować się na samym filmie i tym, co jest dla niego właściwie, a nie na tym, żeby wzbudzić zachwyt swoją przeróbką powieści. Jedna trzecia scenariusza została wycięta w trakcie montażu. Były tam naprawdę wspaniałe rzeczy, ale Peter był bezlitosny.
źródło: „The Telegraph“ z dnia 15 stycznia 2004 r.