Reklama

"Dzienniki motocyklowe": KOMENTARZ REŻYSERA

Gdy Robert Redford i Michael Nozik zachęcili mnie do zajęcia się projektem Dzieniki motocyklowe byłem już po wielokrotnej lekturze zapisków Ernesto Guevary z jego pierwszej podróży przez Amerykę Łacińską. Nigdy jednak nie wpadło mi do głowy, by podjąć się przeniesienia tak sławnej książki na ekran.

Na okładce jej angielskiego wydania widniał cytat: „Oto połączenie W drodze Kerouaca i Kapitału Marksa”. Nie czułem się godny podjęcia się tak ogromnego wyzwania. Dlatego też, zanim rozpoczęliśmy pracę, spędziłem dwa lata na wnikliwych badaniach, które zaprowadziły nas do Argentyny, Chile, Peru i na Kubę.

Reklama

W Hawanie spotkaliśmy się z Alberto Granado, który w 1999 roku miał 80 lat. Mieliśmy też zaszczyt porozmawiać z członkami rodziny Guevara. Bez tych rozmów na pewno nie byłoby mojego filmu.

To właśnie Granado - człowiek o niesamowitej pamięci i poczuciu humoru – dostarczył nam kluczowych informacji, które stanowią kanwę scenariusza: W 1952 roku miałem 29 lat, a Ernesto 23. Jak większość Argentyńczyków z tego okresu, więcej wiedzieliśmy o Grekach, czy Fenicjanach, niż o Inkach i innych narodach Ameryki Łacińskiej. Nie wiedzieliśmy nawet, gdzie jest Machu Picchu.

To wytyczyło kierunek, w którym miał podążyć nasz film. Zarysowała się opowieść o poszukiwaniach dwóch młodych mężczyzn, próbujących odkryć dla siebie nieznany kontynent, podjętych jeszcze przed nastaniem epoki telewizji i globalnej wioski informacyjnej. Równorzędnym wątkiem miała być historia krystalizowania się tożsamości tych dwóch ludzi pod wpływem tego, co napotkali.

Podróż na początku była dla nich przygodą, jednak krok po kroku Ernesto i Alberto zaczęli odkrywać społeczną i polityczną rzeczywistość kontynentu, na którym żyli, co zupełnie zmieniło charakter całej wyprawy i miało ogromny wpływ na to, kim się potem stali, powiedział nam dyrektor Centro de Estudios Ernesto Che Guevara w Hawanie.

Była to więc podróż inicjacyjna, swego rodzaju rytuał przejścia. Osiem miesięcy z życia dwóch młodych mężczyzn. Gdy rozstali się w Wenezueli, na północnym czubku kontynentu, nie byli już tymi samymi ludźmi, którzy wyruszyli z Argentyny.

To historia Ernesto, zanim został „El Che” powiedział nam jego syn, Camilo. Dla zrozumienia filmu jest to kwestia kluczowa. Dzienniki motocyklowe są zapisem pierwszej wyprawy Guevary w głąb Ameryki Południowej. Gdy w 1952 roku wsiadł na zakupiony przez Granado stary motor, nadal był studentem medycyny, specjalizującym się w leczeniu trądu. Dopiero pod koniec drugiej wyprawy przez Amerykę poznał w Meksyku Raula i Fidela Castro. Akcja Dzienników motocyklowych toczy się dwa lata przed tym spotkaniem i siedem lat przed zwycięstwem Rewolucji Kubańskiej.

Autor scenariusza, Jose Rivera był świadom tego dystansu czasowego. Nie pozwolił sobie na pomieszanie postaci młodego bohatera Dzienników z jego przyszłym, mitycznym wizerunkiem. Jose był bardziej zainteresowany przedstawieniem ludzkiego aspektu tych dwóch wyjątkowych osób. Próbował ukazać to, kim mogli się stać ci dwaj młodzi mężczyźni w tym konkretnym momencie. Szukał też humoru, który jest przecież ważnym elementem dzienników Guevary i Granado. A co najważniejsze, budował historię etapami, odzwierciedlając stopniowe zagłębianie się obu podróżników w niezbadane przestrzenie ich kraju.

Do zagrania roli młodego Ernesto zaprosiliśmy aktora, którego osobiście uważam za jednego z najbardziej niezwykłych i utalentowanych przedstawicieli swego pokolenia: Gaela Garcię Bernala. Było to trzy lata temu, już po Amores Perros, lecz przed premierą I twoją matkę też. Gael był podczas naszej podróży kimś więcej niż aktorem – stał się spiritus movens przedsięwzięcia. Niestrudzenie, całymi miesiącami zagłębiał się w historię swej postaci. Podrywał nas do biegu, gdy byliśmy już wycieńczeni. Nieustannie nas inspirował, zawsze chętny do marszu w nowym kierunku. Podobnie jak Ernesto, nie zawahał się przepłynąć wpław całą Amazonkę.

Sesje castingowe przeprowadzane w Ameryce Południowej pozwoliły nam na odkrycie całego, niezwykłego pokolenia młodych aktorów z Argentyny, Chile i Peru. Być może zawdzięczają oni swój urok temu, że są dziećmi ery post-dyktatorskiej. Temu, że zostali wychowani w społeczeństwie o wiele swobodniejszym od dyktatur militarnych z lat 70-tych. Zakwitli wraz z powrotem demokracji.

Jednym z największych odkryć tych castingów, prowadzonych przez Waltera Rippela, był Rodrigo de la Serna, który odgrywa postać Granado. Jego fizyczne podobieństwo do młodego Alberto jest oszałamiające, ale wybrałem go z innego powodu. Myślę, że Rodrigo kontynuuje tradycję uosabianą przez wielkich włoskich aktorów pokroju Vittorio Gassmana i Alberto Sordi. Zawsze nas zaskakiwał, w unikalny sposób łącząc humor z elementami dramatycznymi. Jego rola to także niezwykły zbieg okoliczności: Rodrigo de la Serna jest kuzynem drugiego stopnia Ernesto Guevary de la Serna.

Wspólnie z operatorem Erikiem Gautierem zdecydowaliśmy się wybrać prostotę formatu super 16, połączoną z paroma ujęciami 35mm kręconymi nocą. Postanowiliśmy też użyć prostego, bezpośredniego języka. Przez większość czasu powstrzymywałem się od narzucania szczegółowych ustaleń scenopisu. Chciałem, by to, na co trafialiśmy po drodze samo wytyczało naszą dalszą trasę, bez dyktatu jakiegoś odgórnego planu.

By nakręcić ten film ściągnęliśmy aktorów i techników z całego kontynentu, głównie z Argentyny, Chile, Peru i Brazylii. Czasem ekipa liczyła zaledwie piętnastu ludzi, jak choćby wtedy, gdy filmowaliśmy w Cuzco i Machu Picchu. Innym razem było nas 80 osób, jak choćby w kolonii trędowatych San Pablo, w dżungli amazońskiej. Byliśmy świadomi naszych różnic kulturowych i nie zawsze się zgadzaliśmy, jednak pod koniec tej podróży wszyscy chyba pojęliśmy, o co mogło chodzić Ernesto, gdy stwierdził w swym dzienniku, że wszyscy latynoamerykanie są członkami jednej rasy, mieszkańcami tego samego kontynentu, rozciągającego się od Meksyku po Cieśninę Magellana.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Dzienniki motocyklowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy