Reklama

"Dziennik Bridget Jones": EKRANIZACJA „DZIENNIKA BRIDGET JONES"

Pisząc „Dziennik Bridget Jones” Helen Fielding doskonale utrafiła w kulturowy nastrój lat dziewięćdziesiątych. Kobiety na całym świecie biorąc do ręki „Dziennik” myślały sobie - „przecież to nikt inny tylko ja”. Podobnie jak Bridget zmagały się ze sprzecznościami nieodłącznie towarzyszącymi ich życiowej ‘schizofrenii’ - pomyślnego życia zawodowego, finansowej niezależności i wolności wyborów większej niż kiedykolwiek wcześniej, a jednocześnie podleganiu tym samym niepokojom związanym z próbami znalezienia życiowego partnera i prawdziwej miłości. Każda z kobiet, która kiedykolwiek znalazła się w nieszczęśliwym związku, została wprawiona w zakłopotanie przez swoich rodziców, notorycznie chwytała się cudownych diet, czy też po prostu miała zły dzień z powodu nie dającej się ułożyć fryzury mogła ze zrozumieniem odnieść się do dylematów Bridget. Jak mówi sama Helen Fielding: „Aby móc zrozumieć Bridget, musimy odnaleźć w sobie odrobinę tego, co jest w niej. Ale prawdą jest, że ta odrobina jest obecna w tysiącu innych kobiet...”.

Reklama

„Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w momencie, kiedy jedna z dziedzin twojego życia zaczyna układać się pomyślnie inna natychmiast zmienia się w totalną katastrofę”.

Czołowy brytyjski producent filmowy - firma Working Title Films podjęła decyzję o przeniesieniu „Dzienników Bridget Jones” na ekran w 1997 roku. Książka nie osiągnęła jeszcze wtedy statusu bestselleru, chociaż wkrótce jej popularność miała prześcignąć wszelkie oczekiwania. Już w trakcie opracowywania projektu, sprzedaż książki Helen Fielding gwałtownie wzrosła, osiągając nakład ponad czterech milionów egzemplarzy na całym świecie ( w samej tylko Wielkiej Brytanii sprzedano 1,5 miliona) i ukazując się na rynkach księgarskich ponad 30 krajów. Obecnie cały świat zna i kocha Bridget.

Helen Fielding wspomina: „Nie tylko ja, ale również wszystkie zaangażowane w ten projekt osoby zdziwione były oszałamiającym sukcesem Bridget. Wszystko rozwijało się bowiem bardzo powoli i nikt nie przypuszczał, że rubryka opisująca perypetie Jones przetrwa, zdobywając sobie kolejnych wielbicieli. Nieoczekiwanie jednak redakcja „The Independent” zaczęła dostawać listy od czytelników, wyrażających bardzo pochlebne opinie, wtedy to właśnie z próżności powtarzałam sobie stale ‘To ja! Ja to napisałam! Ja ja ja...!’. Prawdę mówiąc rubryka Jones miała dostarczyć mi środków na sfinansowanie mojej drugiej powieści, będącej poważnym traktatem na temat różnic kulturowych na Karaibach. W około dziewięć miesięcy od momentu ukazania się pierwszej rubryki w „Independencie” spotkałam się na kolacji z moim wydawcą z Picador i narzekałam ogromnie na to, jak nudna i nieudana wydaje mi się moja druga książka. Moja rozmówczyni powiedziała wtedy: „Dlaczego zamiast tego nie weźmiesz się za Bridget Jones?”. Odpowiedziałam wtedy mechanicznie ‘Oh, OK’ i tak to się wszystko zaczęło. Kiedy „Dziennik” ukazał się na rynku w wydaniu twardookładkowym, sprzedawał się całkiem nieźle, ale nie dotarł jednak do czołówki bestsellerów. Dopiero wydanie w miękkiej okładce natychmiast osiągnęło ono status Nr 1 list bestsellerów i utrzymywało się tam przez sześć miesięcy. Na mojej ścianie nadal wisi certyfikat wydany przez firmę WH Smith z gratulacjami i stwierdzeniem jak bardzo pomylili się w swoich szacunkach odnośnie liczby sprzedanych egzemplarzy...”.

Twórcy filmu naturalnie zdawali sobie sprawę, że przeniesienie na ekran perypetii znanej i uwielbianej przez miliony Bridget nie będzie sprawą prostą. „Kwestią zasadniczą było pokazanie postaci głównej bohaterki tak wiernie oryginałowi jak to tylko możliwe”, stwierdza Eric Fellner. „Musieliśmy zatem zadbać o to, aby filmowa Bridget nie straciła nic ze swojej książkowej integralności i uroku, który ujął szerokie rzesze czytelników”. Producent Jonathan Cavendish - zaangażowany przez Tima Bevana i Erica Fellnera do współudziału przy produkcji filmu stwierdza: „Ta książka ma własne, ogromne grono wielbicieli. A ponieważ jest to pozycja współczesna, każdy ma mocno ugruntowane poczucie jak poszczególne szczegóły powinny wyglądać na ekranie. Należy wykazać szczególną ostrożność, aby nie zepsuć ogólnego wrażenia”. Owo ogólne wrażenie oznaczało również zachowanie oryginalnego sposobu ekspresji i wyrażania Bridget, w tym jej słownictwa wraz z charakterystycznymi wyrażeniami typu „szczęśliwe małżeństwo” i „samotniczka”.

„Jedyną rzeczą gorszą od Szczęśliwego Małżeństwa jest kilka takich Szczęśliwych Małżeństw”.

Zadanie dokonania filmowej adaptacji książki okazało się również wyzwaniem od strony technicznej. Na stronach swojego pamiętnika Bridget oprócz faktów, dokonuje zapisu wszystkich swoich wewnętrznych myśli i komentarzy, czego w naturalny sposób nie da się tak łatwo oddać w filmie. Zachowując podstawową strukturę i intrygę książki, scenarzyści musieli stworzyć więcej komicznych sytuacji, które oddałyby ducha książki i pokazały jednocześnie niepokoje jej bohaterki. W celu zapewnienia sukcesu przeniesienia książki na ekran, producenci zwrócili się do doświadczonego scenarzysty Andrew Daviesa z prośbą o dołączenie do zespołu i podjęcie współpracy z Helen Fielding. Jako autor scenariusza uznanej adaptacji telewizyjnej powieści „Duma i uprzedzenie” Andrew wydawał się być najbardziej odpowiednią osobą do tego zadania.

Helen Fielding mówi: „Zanim jeszcze rozpoczęła się wstępna faza produkcji, wiele czasu spędziłam opracowując kolejne wersje robocze scenariusza. Kiedy już produkcja była w toku dorzucałam również pewne pomysły, które przychodziły mi do głowy... Wiele z moich tekstów znalazło się ostatecznie w filmie, część z nich zaczerpniętych zostało z książki, cześć wykorzystano z wersji roboczych. Niewątpliwie pisanie scenariusza jest zadaniem dalece odmiennym od pisania powieści - o wiele bardziej niż mogło by się to wydawać. Powieść jest produktem końcowym, podczas gdy scenariusz nigdy nie dotrze do publiczności jako taki - bardziej przypomina on tym samym mapę działania. W scenariuszu każda kwestia musi mieć niesamowicie silny ładunek oddziaływania. Mamy przecież zaledwie dziewięćdziesiąt minut, aby widownia mogła się wciągnąć w tę historię.”

Richard Curtis również podzielił się swoimi pomysłami i doświadczeniem przy tworzeniu filmowej adaptacji „Dziennika”. Richard od wielu lat pozostaje bliskim przyjacielem Helen i od samego początku był bardzo przychylny poczynaniom Bridget. Jak twierdzi Helen Fielding: „Richard Curtis posiada niezwykły dar opowiadania romantycznych i zabawnych historii na ekranie. Wiele się od niego nauczyłam”, a Jonathan Cavendish dorzuca: „nikt w Wielkiej Brytanii nie posiada lepszego daru wizualizacji dowcipu niż Richard Curtis.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Dziennik Bridget Jones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy