"Dróżnik": REŻYSER O FILMIE
Skąd wziął się pomysł na scenariusz?
Inspiracją do napisania scenariusza była pewna opuszczona stacyjka w Nowej Funlandii. Przejeżdżałem obok niej, jadąc w odwiedziny do mojego brata, który kupił dom nad jeziorem w tamtej okolicy. Było w niej coś, co poruszyło odpowiednią strunę w mojej wyobraźni. Wyglądała jak relikwia, pamiątka z lepszych czasów. Odszukałem właściciela i w ten sposób zetknąłem się z ludźmi mającymi obsesję na punkcie kolei żelaznej i jej historii w Ameryce. Dzięki nim zafascynowałem się koleją i jej rolą w łączeniu ludzi.
Jak znalazłeś aktora do roli “Fina”?
Z Peterem Dinklage pracowałem wcześniej, reżyserując sztukę w teatrze jakieś sześć czy siedem lat temu. Od tamtego czasu jesteśmy przyjaciółmi. Jednak gdy pisałem scenariusz, nie myślałem konkretnie o Peterze. Chciałem zbudować postać, która izoluje się od świata zewnętrznego. Któregoś wieczora, gdy Peter i ja piliśmy razem w pubie, zauważyłem, że jego osoba wzbudza ogromne zainteresowanie, a on sam kompletnie nie zwraca na to uwagi. Natychmiast pomyślałem, że Peter powinien zagrać rolę Fina, bo jest mistrzem w odcinaniu się od codziennego świata.
Opowiedz o udziale Patricii Clarkson w projekcie.
Gdy pisałem scenariusz, zobaczyłem sztukę Richarda Greenberga „Trzy dni deszczu”, w której Patricia grała główną rolę. Od tej pory jej głos rozbrzmiewał w mojej głowie. Tak się złożyło, że oboje mamy tego samego agenta, więc kiedy skończyłem scenariusz dałem go agentowi a on jej go przesłał. Patricia przeczytała scenariusz i zgodziła się zagrać.
Czym jest dla ciebie kolej?
Pociągi kojarzą mi się z naszą przeszłością, z czasami, kiedy podróż koleją była przyjemniejsza, bardziej elegancka i romantyczna. Reprezentują też rodzaj dziecięcego zachwytu związanego z podróżą i odkrywaniem nowych rzeczy. Podróż koleją jest ciekawsza. Można usiąść wygodnie i obserwować zmieniający się krajobraz. Jadąc samochodem, lub lecąc samolotem nie dostrzega się detali.
Jaka wyglądała praca nad montażem filmu?
To był bardzo trudny, a jednocześnie ekscytujący etap prac nad filmem. Na początku widziałem tylko swoje błędy. Potem, zacząłem zauważać wszystkie możliwości, jakie dawał mi cały zrealizowany materiał. Bardzo pomógł mi połapać się w tym wszystkim mój montażysta – Tom McArdle. Konieczne były też kompromisy, mimo że obaj byliśmy przekonani, że zarówno gra aktorska, jak i same zdjęcia są znakomite.
Jesteś aktorem. Powiedz co zaskoczyło cię, kiedy stanąłeś z drugiej strony kamery?
Bywały momenty, kiedy wydawało mi się, że za chwilę świat zawali mi się na głowę i że moi aktorzy zamiast słuchać moich wskazówek, będą siedzieć sobie nad jeziorem, paląc papierosy i śmiejąc się ze mnie. W takich chwilach miałem ochotę rzucić wszystko i krzyknąć do nich: „Jestem jednym z was! Nie chcę już być reżyserem!”. W czasie realizacji zdjęć, na planie dzieje się mnóstwo rzeczy wymagających uwagi. Potrzeba ogromnego wysiłku, aby skupić się na kręconym ujęciu i w razie potrzeby udzieleniu pomocy grającym aktorom.
W pewien sposób twój film mówi o różnicy pomiędzy życiem samotnym z wyboru a życiem opuszczonej, samotnej osoby.
W czasie, kiedy pisałem scenariusz, osoba mi bliska była bardzo chora. Była ciągle młoda, energiczna, lecz zaczynała zamykać się w sobie. Podjęła decyzję, aby nie pozwolić ludziom z zewnątrz zaglądać w jej świat ani nie chciała wychodzić na zewnątrz. Po prostu odłączyła się. Widziałem, że czuje się fatalnie w swojej wybranej samotności. Była ofiarą swojej własnej decyzji wyłączenia się ze świata, który dotkliwie ją zranił. Zdałem sobie wtedy sprawę, że ludzie bardzo często tak postępują na różnych poziomach. Kiedy czasy są złe, chcemy, aby zostawiono nas w spokoju. Powstaje pytanie: jak długo możemy przetrwać samotnie?