Reklama

"Dom wariatów": WYWIAD Z REŻYSEREM (2)

WYWIAD Z ANDRIEJEM KONCZAŁOWSKIM – Anna Żebrowska (GW – Duży Format)

Pański Najnowszy film „Dom wariatów” jest opowieścią o pacjentach szpitala psychiatrycznego wplątanych w wojnę. Podobno to prawdziwa historia?

W 1995 roku obejrzałem w telewizji reportaż ze szpitala położonego blisko granicy z Inguszetią. Personel uciekł, spodziewając się ataku bojowników czeczeńskich. Pacjentów nikt nie pilnował, mogli się rozbiec lub rozgrabić szpital. Zamiast tego zorganizowali dyżury, lżej chorzy pomagali pozostałym. Pomyślałem, że to ciekawy punkt wyjścia. Krytycy wytykają mi, że zaczerpnąłem pomysł u Formana choć znacznie wcześniej był Czechow i „Sala numer sześć”. W „Locie nad kukułczym gniazdem” Formana pacjenci uciekają ze szpitala na wolność. Tak jak to zrobił reżyser, wyjeżdżając z Czechosłowacji. U mnie szpital jest oazą normalności w oszalałym świecie.

Reklama

By uchronić szpital przed bombardowaniem czeczeńscy bojownicy smołą malują na nim napis: „Chorzy ludzie”. Wychodząc z premiery w moskiewskim Domu Kina, usłyszałam: „Za co Konczałowski pokochał tych czarnodupców?!”

W rosyjskiej świadomości masowej Czeczeni grają taką rolę, jaką grali Indianie dla Amerykanów w XIX wieku. Jeszcze w latach 50. i 60. ubiegłego stulecia, póki nie zaczęła obowiązywać poprawność polityczna, kręcono filmy, gdzie Indianie w pióropuszach napadali na dyliżanse, a podróżni, misjonarze itd. nie mieli innego wyjścia , jak tylko ich zabijać. W naszych filmach akcji o wojnie czeczeńskiej też obowiązuje uproszczona konwencja : źli przeciwko dobrym, i zwyciężają dobrzy, czyli Rosjanie. Jak w „Wojnie” Aleksieja Bałabanowa. Takie są po prostu wymogi gatunku. Mnie jednak nie interesowało kino akcji. Historię studenta, który zarąbał toporem staruszkę, można streścić w kronice wypadków, ale można z niej zrobić „Zbrodnię i karę”.

Kręcił Pan na długo przed tragedią „Nord-Ostu” . Czy po tym, jak Czeczeni zajęli teatr, zmieniłby Pan coś w fabule?

Nie, choć ta tragedia to oczywiście woda na młyn szowinistów. Mnie odpowiada punkt widzenia Lwa Tołstoja, który znał Kaukaz i powtarzał, że nie ma złych narodów. Są źli ludzie i brudne interesy... W moim filmie nie ma jednak polityki. Opowiadam o ludziach, którzy w sytuacji ekstremalnej próbują przeżyć i ratować innych ludzi. Większość scen nakręciliśmy w szpitalu pod Moskwą i pomniejsze role zagrali pacjenci. Miałem problem z uzyskaniem zezwolenia, ale teraz lekarze mówią, że to dało znakomite wyniki. Stan psychiczny wielu z nich wręcz się poprawił. (...)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Dom wariatów 2002
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy