Reklama

"Dom w głębi lasu": O PRODUKCJI

Poszukiwanie właściwej obsady było kolejnym niezwykle ważnym krokiem. Filmowcy postanowili skorzystać z usług specjalistek od castingu Amy Britt i Anyi Colloff, z których pomocy już korzystali, pracując nad "Buffy..." oraz "Angel". W rezultacie zebrano zespół składający się zarówno z aktorów o wielkim doświadczeniu, jak i z tych stosunkowo mało doświadczonych. Napotkano na pewne znaczące trudności. Tak mówił o tym Goddard: - Rozmawialiśmy z wieloma potencjalnymi wykonawcami. Mówiliśmy, że chodzi nam o połączenie wyraźnego tonu komediowego i intensywnie dramatycznego w jednej i tej samej scenie, a nawet podczas wygłaszania jednej kwestii. Okazało się, że nie tak wielu aktorów potrafi "przestawić się" naprawdę szybko i skutecznie. Goddard od pierwszej chwili marzył, by do roli Sittersona pozyskać Richarda Jenkinsa. Aktor otrzymał tekst w piątek wieczorem, a już w poniedziałek rano zadzwonił do Goddarda, wyrażając entuzjastyczną zgodę. Jenkins mówił: - Uwielbiam niespodzianki, nagłe zwroty akcji. A tu takich nie brakowało. Pokój kontroli jest miejscem bardzo zwyczajnym. To po prostu biuro, w którym siedzi dwóch facetów. I nagle dowiadujemy się, jak dziwaczna jest ich praca. Połączenie tych dwóch odmiennych światów jest naprawdę zaskakujące. Zgoda Jenkinsa ułatwiła dalsze kompletowanie obsady. Wkrótce po nim rolę przyjął Bradley Whitford. Goddard był szczęśliwy: - Moje marzenia się spełniły. Obu aktorów chciałem mieć na planie i obaj zgodzili się na występ. Doskonały start! Whitford był pod wrażeniem scenariusza: - Nie miałem wątpliwości, że to będzie horror klasy A. W dodatku zabawny, prowadzący w pełen inwencji sposób grę z gatunkiem. Co do mojego bohatera, Hadleya, to jest on niezwykle zawzięty w tym, co robi, a cały czas ma do czynienia z przemocą. Paradoks polega na tym, że realnie jej nigdy nie doświadcza.

Reklama

Mylenie tropów

Twórcy filmu nie chcieli ujawniać przedwcześnie sekretów scenariusza, obawiali się wycieków do blogosfery, dlatego też przygotowali zmyłkowe teksty służące im podczas przesłuchań. - W przypadku postaci Curta był to rzekomy film o pterodaktylu; jeśli chodzi o scenę z udziałem Holdena i Jules, wymyśliliśmy historyjkę o potworze w jacuzzi; Marty zaś miał monolog o czymś w rodzaju zabójczych szczęk - mówił ubawiony swym konceptem Whedon. - Sportretowaliśmy więc postaci, o jakie nam chodziło, ale umieściliśmy je w nieistniejących filmach. Młodzi aktorzy musieli, podobnie jak ich starsi koledzy, grać serio, a zarazem delikatnie kpić z konwencji horroru. Poszukiwania trochę trwały, ale zdaniem filmowców zakończyły się pełnym sukcesem. Bardzo im zależało na pozyskaniu Hemswortha, który został gwiazdą po sukcesie "Thora", a ostatnio wystąpił także w "Avengers 3D". - Ma osobowość, której nie sposób nie dostrzec i nie docenić. Czuje się to, gdy tylko wchodzi do pokoju. Miał stać się naszym rozgrywającym i nie wątpiliśmy, że się w tej roli sprawdzi, bo ma instynktowną zdolność wydobywania naturalności ze swej postaci i unikania stereotypów - chwalił aktora Goddard. Hemsworth mówił z kolei: - Dostałem rolę, a wtedy skonsultowałem się jeszcze z moim agentem. A ten powiedział: gratuluję, to jest coś. Nie czytałem jeszcze wówczas scenariusza, ale znałem reputację Jossa i Drew. Gdy przeczytałem cały tekst, w pełni potwierdziły się moje przeczucia. To wielka sztuka - połączyć dynamiczną akcję i elementy komediowe. Następnie postanowiono poszukać odtwórczyni kluczowej roli kobiecej. Filmowcy nie kryli, że był to proces długi i frustrujący. Zdecydowano się na Kristen Connolly po obejrzeniu jej taśmy z przesłuchania. - Od razu zwróciła naszą uwagę - przyznawał Whedon. - Po prostu była najlepsza. Tak zaś mówiła o swej postaci aktorka: - Dana to zwykła dziewczyna, która nie przypuszcza, że ma w sobie tak wielką siłę. Czerpie ją z przywiązania do przyjaciół. Joss potrafi uczynić bohaterów z ludzi, którzy się tego sami nie spodziewają i robi to niezwykle wiarygodnie.

Fran Kranz (występował w serialu Whedona "Dollhouse"), przesłuchiwany do roli Marty'ego, był pod wrażeniem szczegółowości i precyzji castingu. Okazał się najlepszy. - Większość aktorów nadała tej postaci tylko jeden wymiar. Grali po prostu gościa, który jest wiecznie upalony. Fran wyeksponował niewinność i samotność tego chłopaka. A o to właśnie nam chodziło - mówił reżyser. Wbrew konwencjom horrorów o nastolatkach, w których ci, którzy używają narkotyków, są z reguły ofiarami, Marty - dzięki swej wynikającej ze stosowania używek paranoi - pierwszy rozszyfrowuje prawdę o domu. Kranz: - On instynktownie czuje, że dzieje się coś dziwnego i rozumie, że ma do czynienia z manipulacją. Whedon mówił: - Marty jest kimś lekceważonym przez otoczenie. Wszyscy stroją sobie z niego żarty. Ale to on wpada na właściwy trop. Jako młodego intelektualistę Holdena obsadzono przystojnego Jessego Williamsa. Goddard mówił: - Znowu świadomie zagraliśmy wbrew oczekiwaniom, wbrew typowemu schematowi obsady. Jesse ma urodę idola nastolatek, ale potrafił nas przekonać, że to tylko czysto zewnętrzny wizerunek. Williams stwierdzał: - Mój bohater jest inteligentny, ale nie ma w sobie nic z samca alfa, nie ma też skłonności do ryzyka.

Anna Hutchinson wystąpiła jako "gorąca blondynka" Jules, która zaskakuje kontrolerów swym nietypowym postępowaniem. Whedon komentował: - Anna wniosła element ironii do sytuacji nasyconych przemocą i seksem. Poza tym oszołomiła nas energią i pomysłowością. Wiele scen wykonywała jak zawodowa kaskaderka. Namawialiśmy ją, by zrezygnowała z niektórych niebezpiecznych ewolucji, ale w ogóle nas nie słuchała. W rolach drugoplanowych pojawili się aktorzy znani z poprzednich produkcji Whedona i Goddarda. Na przykład Tom Lenk ("Buffy...", "Angel"), który wystąpił jako Ronald, stażysta w pokoju kontroli. - To jeden z najzabawniejszych aktorów, z jakimi pracowałem. Zamierzam z nim współpracować jeszcze nie raz - deklarował reżyser.

Amy Acker ("Angel", "Alias", "Dollhouse") zagrała Lin, asystentkę techniczną w sali kontrolerów. - To nasza niezbyt sekretna i bardzo skuteczna broń - śmiał się Goddard. - Jest niezastąpiona w momentach, gdy w jednej i tej samej scenie trzeba rozbawić widzów i zarazem złamać im serce. Oprócz aktorów, także wielu innych współpracowników - jak montażystka Lisa Lassek ("Angel", "Serenity", "Firefly"), autorka kostiumów Shawna Trpcic ("Firefly," "Angel," "Dr. Horrible's Sing Along Blog" i "Dollhouse"), czy scenograf Martin Whist ("Projekt: Monster") - pracowało już wcześniej z Goddardem i Whedonem. Goddard był szczególnie zadowolony, że za kamerą zgodził się stanąć operator Peter Deming, który doskonale czuje gatunek, bo pracował przy "Krzyku", "Evil Dead 2", czy "Mulholland Drive" Davida Lyncha.

Krew, przerażenie i śmiech

Zdjęcia trwały od 9 do 29 maja 2009 roku w Kanadzie, w studiach Vancouver i okolicach. Pracowano szybko i zdecydowanie. - To nie jest typ filmu, podczas realizacji którego odbywają się nieustanne burze mózgów i konferencje scenariuszowe - mówił Goddard. - Mieliśmy radochę jak dwunastolatkowie, pisząc scenariusz i myślę, że udało się nam zachować taką atmosferę podczas zdjęć. Jenkins potwierdzał: - Nie było niepotrzebnego napięcia, a Drew i Joss sprawiali wrażenie, że pracują na luzie i ochoczo. To się udzielało. Goddard nie czuł się jako debiutant skrępowany: - Pracowałem wiele lat jako producent i scenarzysta w telewizji. Szczerze mówiąc, pełniłem wielokrotnie funkcje zbliżone do reżysera fabuły. To mi dodało pewności siebie. Jesse Williams komentował: - Drew stawiał jasne wymagania. Nie miał wahań charakterystycznych dla debiutanta. Wiedział dokładnie, czego chce. I jak to osiągnąć. Whedon był cały czas obecny na planie i na bieżąco dokonywał korekt tekstu oraz dyskutował poszczególne rozwiązania z reżyserem. - Były momenty, kiedy się ze sobą zupełnie nie zgadzaliśmy. Ale potrafiliśmy to przedyskutować bez jakichś poważniejszych konfliktów - mówił reżyser. - Nasza wspólna pasja była górą.

Scenograf Martin Whist tak opowiadał o swej pracy: - Zbudowaliśmy chatę i pokój kontroli - dwa wnętrza jakby z dwóch różnych filmów, co było zamierzone. Chata powstała na podstawie autentycznych fotografii z epoki tuż po wojnie secesyjnej oraz z okresu gorączki złota. Natomiast pokój kontroli przypominał bazę NASA w Houston z lat 70. Goddard mówił: - Zależało nam na wiarygodnym wyglądzie. W żadnym razie nie chcieliśmy popaść w śmieszność, zamierzaliśmy osiągnąć surrealistyczny efekt bez łatwych chwytów. Autorka kostiumów Shawna Trpcic skontrastowała ubiory młodych bohaterów i pracowników kontroli: - Nastolatkowie mają ubrania o jasnych, zdecydowanych barwach. Jeśli chodzi o kontrolerów, to główną inspiracją były ubrania pracowników ośrodków nuklearnych z lat 50., stonowane i monotonne. Drew Goddard podsumowywał: - Ten projekt łatwo mógł zostać zniekształcony, czy wręcz zabity przez hollywoodzki system. Tak się nie stało. Nasi producenci pozwolili nam zrealizować film całkowicie zgodny z naszymi intencjami. A naszą intencją było nakręcić film, jakiego jeszcze nie widzieliście. Miała to być rzecz krwawa i przerażająca, ale przede wszystkim zabawna. Wiele wskazuje na to, że ten zamiar się powiódł. Film zaprezentowano na kilku festiwalach i zdobył już potężną grupę fanów. A pierwsze reakcje prasowe mówiły wręcz o tym, że Wes Craven znalazł godnych siebie następców.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Dom w głębi lasu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy