"Dobry piesek!": TRESURA PSÓW
Treserzy psów przystąpili do pracy na wiele miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć. Zadanie, które przed nimi postawiono, wymagało ogromnej cierpliwości. Treserzy musieli zgromadzić na planie odpowiednią ilość psów, skłonić ich, by wykonały to, czego wymagał od nich scenariusz i zaangażować się w proces poprodukcyjny, dopiero na tym bowiem etapie filmowe psy przemówiły ludzkim głosem.
Na czele ekipy treserów stała Bonnie Judd. Wiedziała ona doskonale, że pewne rasy psów dużo łatwiej poddają się tresurze, niż inne, musiała jednak respektować "obsadowe" decyzje reżysera Johna Hoffmana - Ciapek nie mógł być owczarkiem niemieckim, podobnie jak Lassie nie mógłby zagrać labrador.
W przeciwieństwie do wielu innych filmów czworonożni bohaterowie "Dobrego pieska!" nie mieli dokonywać cudów, a wręcz przeciwnie: mieli w niczym nie różnić się od zwykłych psów, z wyjątkiem scen, w których rozmawiają z Owenem lub między sobą. Wymagało to drobiazgowego planowania, pracochłonnych przygotowań i odrobiny szczęścia.
"Stosunkowo łatwo skłonić psa, by usiadł lub warował. Nie jest to jednak takie łatwe, gdy pies musi trzymać w pysku plastikowy kołek, który na następnym etapie produkcji zastąpiony zostanie przez elementy grafiki komputerowej. My pracowaliśmy z siedmioma psami, które na zawołanie musiały patrzeć w jeden konkretny punkt, bo tego wymagali od nas specjaliści od efektów. Nie było to proste..." - mówi Bonnie Judd. "Wielu widzów pomyśli, że zastosowaliśmy technikę podzielonego ekranu, ale tak nie było. Gdy Liam Aiken kręcił scenę z psami, wszystkie psy były tego dnia na planie. Za plecami Liama stali treserzy, którzy dawali psom znaki i polecenia ustne. Wymagało to od wszystkich ogromnej koncentracji, bo treserzy nie mogli odwracać uwagi Liama, który musiał skupić się na roli. Na szczęście Liam stanął na wysokości zadania...".