"Dlaczego nie!": WYWIADY
W POWIETRZU, NA ZIEMI I POD WODĄ - rozmowa z Maciejem Zakościelnym, filmowym Janem.
Komedia romantyczna, w roli głównej Zakościelny, za kamerą Zatorski? Nie boi się Pan, że "Dlaczego nie!" będzie porównywane z "Tylko mnie kochaj"?
Nie, bo tym razem to historia opowiadana z perspektywy dziewczyny. I to właśnie jej życie poznają widzowie. Jan - mój bohater - będzie dużo bardziej tajemniczy? I właśnie dlatego interesujący. Poza tym akcja "Dlaczego nie!" rozgrywa się w trzech światach: w powietrzu, na ziemi i pod wodą. A takiego filmu jeszcze u nas nie było!
W takim razie, może Pan coś opowiedzieć o tym tajemniczym Janie?
To człowiek, który pracuje i żyje w środowisku, do którego nie pasuje. Świat reklamy: sztuczny, pełen udawania? Jan nie może się w nim odnaleźć. Ale dzięki pracy w dużej firmie, realizuje się gdzie indziej. Szuka wolności. Tworzy własny świat. Jest w nim przyroda, paralotnia? Gdy jesteś w powietrzu, umysł staje się wolny od wszystkiego, co normalnie cię przytłacza. Wiem, bo sam latam. Uwalniasz się za każdym razem, gdy koncentrujesz się na czymś, co cię fascynuje: na paralotni, nurkowaniu, koniach?
Konie? To kolejna pasja, która narodziła się na planie filmu?
Nie, niedawno zaproponowano mi, żebym wziął udział w konkursie jazdy konnej dla artystów. Odpowiedziałem, że nie umiem jeździć, więc załatwiono mi sześć treningów. I muszę się pochwalić: zawody wygrałem! W parze razem z koleżanką. Mój pierwszy kontakt z koniem był? raczej na dystans. Teraz to już bliska przyjaźń!
A jak wyglądał Pana trening przed "Dlaczego nie!"?
Na paralotni latałem przez cztery dni. To sport bardzo uzależniony od warunków atmosferycznych. Każdy silniejszy podmuch wiatru uniemożliwia start. Poleciałem już pierwszego dnia. Jest to trochę niebezpieczne, bo skrzydło, gdy mocniej zawieje, może się zamknąć. I spadasz. Kilka takich wypadków się zdarzyło. Sztuka polega na tym, żeby dobrze ocenić warunki atmosferyczne - to duża umiejętność.
A nurkowanie?
Wcześniej kilka razy już nurkowałem - i to w bardzo fajnych wodach, bo np. w Egipcie. W Polsce już tak pięknie nie było, bo na planie "Kryminalnych" pływałem w kanale Żerańskim. A tam nie było widać nic! Zapytałem nawet nurków, w jaki sposób w czasie akcji znajdują i wyławiają zwłoki. I okazało się, że robią to po omacku?
Więcej o nurkowaniu nauczyłem się właśnie na planie "Dlaczego nie!". Na przykład jak zakładać i zdejmować ekwipunek pod wodą. Sceny, które kręciliśmy, były dość ryzykowne. Braliśmy np. z butli powietrze, a na głębokości 5 metrów to nie takie proste! Wokół ze wszystkich stron napiera woda i człowiek wie, że wypłynąć wcale nie będzie łatwo?
Z powietrza, lądu i wody? który żywioł jest Panu najbliższy?
Chyba najpewniej czuję się na ziemi!
A co po zakończeniu zdjęć do "Dlaczego nie?" Nowy film i nowe wyzwanie?
No, jeśli będzie np. projekt, w którym mógłbym zagrać boksera, to z chęcią potrenuję! (śmiech) W aktorstwie właśnie to mnie fascynuje - to, że wciąż muszę mierzyć się z czymś, czego dotąd nie znałem?
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
KAŻDEGO DNIA OTWIERAM NOWE DRZWI - Rozmowa z Anną Cieślak, filmową Małgosią
Jaka będzie Małgosia? Prasa już od kilku tygodni pisze, że "Dlaczego nie!" to historia współczesnego Kopciuszka?
Przede wszystkim, chcę, żeby Małgosia nie była "wystylizowana", tylko prawdziwa. Radosna, smutna, zakochana, szczęśliwa? Pełna emocji!
Jak wyglądał Pani pierwszy dzień na planie?
Każdy dzień jest dla mnie pierwszy! Każdego dnia w historii, którą budujemy, otwierają się nowe drzwi. Sama mogę moją postać w domu jakoś wymyślić, ale gdy przychodzę na plan - poznaję scenografię, kostiumy i słyszę uwagi reżysera - wszystko się zmienia!
Na to, co widać na ekranie, składa się praca całej ekipy: kostiumografa, dziewczyn, które od 6.30 rano robią nam make up, żeby wszyscy wyglądali naturalnie i pięknie? Dla mnie właśnie te spotkania są najważniejsze.
Prywatnie, lubi Pani komedie romantyczne?
Oczywiście! Uwielbiam "Pod słońcem Toskanii", "Pretty woman"? Jest dużo filmów, które mają w sobie ciepło - niekoniecznie gagi, które bawią nas do łez, ale po prostu momenty, które? leją na serce miód. Takie sceny, które kocham - i które zawsze poprawiają mi humor - ma nawet "Nóż w wodzie" Polańskiego. Zresztą komedia romantyczna, wbrew pozorom, to bardzo trudny gatunek. Tym bardziej, że w Polsce długo nikt takich filmów nie kręcił. Dla mnie zagranie czegoś tak lekkiego - z uśmiechem w środku - jest dość trudne. Młodzi ludzie bardzo ambicjonalnie podchodzą do kreowania postaci, które grają, a tutaj potrzeba więcej dystansu do samego siebie, lekkości i delikatności.
A czy jest Pani romantyczna?
Zależy od dnia. Kobieta zmienną jest! Czasem wzruszają mnie proste rzeczy - które innego dnia w ogóle nie mają dla mnie znaczenia. Czasem mam ochotę iść na imprezę do przyjaciół, a czasem na coś słodkiego w domu. Wszystko zależy od nastroju. Ale najbardziej cenię sobie ciszę. To moja ucieczka. Nie wiem, może na tym właśnie polega mój romantyzm?
Jak wyglądała Pani droga do aktorstwa?
W III klasie liceum -o profilu matematyczno-fizycznym - za namową siostry pojechałam na casting do roli Zosi w "Panu Tadeuszu". Dostałam się do finałowej grupy, poznałam pana Andrzeja Wajdę? I bakcyl został zaszczepiony. Potem pomyślałam: "To może pójdę do szkoły teatralnej?". Nie dostałam się. Przez rok uczyłam się w Krakowie w studium aktorskim - drugim razem zdałam. Dla mnie aktorstwo to ciągłe odkrywanie siebie. I wyzwania. Najpierw, by zdać do szkoły. Później, by zadebiutować, a teraz, by utrzymać się w zawodzie? I z dnia na dzień poprzeczka idzie do góry.
Niedługo zobaczymy również Panią w serialu "Na dobre i na złe". Może Pani zdradzić coś na temat swojej bohaterki?
Alicja to nowa pani anestezjolog. Bardzo konkretna. Profesjonalistka, która nie lubi przynosić spraw prywatnych do pracy.
Podobno już w pierwszych dniach pracy pokłóci się z dr Zosią? Nie boi się Pani, że widzowie od razu dadzą jej za to dużego minusa?
Zaryzykuję! Nie chcę tylko, by widzowie odbierali Alicję jako osobę nadętą, nadmuchaną i zbyt pewną siebie. Zresztą Małgosia Foremniak czytając te sceny bardzo się ucieszyła! I powiedziała, że na "taką" rywalizację czekała w serialu od dawna?
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
W ŻYCIU NIE MA PRZYPADKÓW - rozmowa z Małgorzatą Kożuchowską, filmową Renatą.
Niektóre gazety pisały, że w "Dlaczego nie!" zagra Pani złą macochę. Kim naprawdę jest Pani bohaterka?
Renata to dyrektor artystyczny agencji reklamowej, w której będzie produkowana reklamówka perfum Ani Przybylskiej. Jest nowoczesna, zdecydowana, pewna siebie, kreatywna? A przynajmniej tak sama o sobie myśli. Chyba lubi rządzić? No i podkochuje się w Janku!
Filmowa Renata jest gotowa iść do celu choćby i po trupach? Pani też bywa tak bezwzględna?
Nie, ja wyznaję filozofię: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe! I myślę, że dobro, które tworzymy i wysyłamy do ludzi, kiedyś do nas powróci. A jeśli walczymy nieczysto, to ktoś kiedyś uderzy w nas w taki sam sposób.
Na planie "Dlaczego nie!" występuje Pani w nowej fryzurze - z krótkimi włosami. Zmieniła Pani wygląd specjalnie na potrzeby filmu?
Nie, to tylko zbieg okoliczności - ale wspaniały! Zadzwoniła do mnie p. Ilona Łepkowska, z pytaniem, czy nie chcę przypadkiem obciąć włosów, bo to by jej świetnie pasowało do "M jak Miłość"... W pierwszym odruchu powiedziałam: "Nie!". Ale po godzinie pomyślałam: "Czemu nie? Może to właśnie dobry moment na zmianę?". A później, gdy już miałam nową fryzurę, zadzwonili do mnie pan Tadeusz Lampka z Ryszardem Zatorskim i zaproponowali rolę w "Dlaczego nie!". Gdy zobaczyli mnie z krótkimi włosami od razu powiedzieli: "To jest Renata!". Wtedy pomyślałam: "W życiu nie ma przypadków!". I nagle wszystko zaczęło idealnie do siebie pasować?
Ale wychodząc z planu "Dlaczego nie!" ukrywa Pani fryzurę pod czapką? Źle się Pani z nią czuje?
Nie, wręcz przeciwnie! Tylko, że znam potęgę prasy. Wiem, że prędzej, czy później moja fryzura stanie się sensacją. Więc postanowiłam to wykorzystać. Pomyślałam o fundacji Ewy Gorzelak - mojej koleżanki aktorki, która pracuje z dziećmi z Centrum Zdrowia Dziecka, z oddziału onkologii. Ewa organizuje wyjazdy chorych dzieci na wakacje. A ja sprzedałam wyłączność na pierwsze zdjęcia z krótkimi włosami jednej z gazet - właśnie w zamian za wsparcie fundacji. I by żaden paparazzi tego wizerunku nie wykradł, chodzę w czapce.
Rozmawiała Małgorzata Karnaszewska
BYĆ ZAWODOWCEM- rozmowa z Tomaszem Kotem, czyli filmowym Dawidem.
Może Pan zdradzić coś na temat swojego bohatera, w "Dlaczego nie!"?
Dawid jest współpracownikiem agencji reklamowej Jana, którego gra Maciej Zakościelny i filmowej Renaty, czyli Małgorzaty Kożuchowskiej. Nie jest typem intelektualisty czy romantyka. Lubi prestiż, pieniądze, gadżety. No i ?bardzo mu się podoba główna bohaterka czyli Małgosia.
I by ją zdobyć, ucieka się do kłamstwa i podstępu? Pan też uważa, że w miłości wszystkie chwyty są dozwolone?
Absolutnie nie. Stąpam twardo po ziemi i przyjmuję wszystko na chłodno. Jeśli narozrabiałem, to ponoszę tego konsekwencje. I dalej staram się dobrze żyć. Dzień po dniu, żeby nie powiedzieć godzina po godzinie. Odpowiedzialność stanowi o prawdziwie męskiej postawie. Intrygi i podstępy są dla mnie oznaką słabości. Szkoda mi ludzi, którzy muszą się do tego uciekać....
Lubi Pan komedie romantyczne?
Podobają mi się komedie angielskie na przykład z Hugh Grantem. Nie jest to jednak kino, w którym szczególnie celuję. Mam świadomość jednak, że takie filmy są potrzebne. Zrozumiałem to na premierze "Nigdy w życiu!". Moi rodzice przyjechali akurat do Warszawy, a mnie jakoś udało się załatwić bilety - choć jako aktor byłem jeszcze nieznany. Poszedłem z mamą i pamiętam, że była zachwycona! A ja, patrząc na nią, wtedy właśnie pomyślałem, że takie kino jest naprawdę potrzebne.
Maciej Zakościelny w "Dlaczego nie!" lata na paralotni, nurkuje? Pana też czekają na planie takie atrakcje?
Nie, poza podrywaniem Ani Cieślak - filmowej Małgosi - nie mam zadań specjalnych(śmiech), a do tego zadania nie musiałem się szczególnie przygotowywać. Prywatnie jestem szczęśliwym człowiekiem w stałym związku.
Jak Pan wspomina pierwszy dzień na planie?
Generalnie, jest mnóstwo pracy ponieważ jednocześnie kręcę również zdjęcia do "Testosteronu". Pierwszego dnia przyjechałem na plan "Dlaczego nie!" tylko na kilka godzin. Za to drugi dzień był bardzo długi -pełne dwanaście godzin.
Dwanaście?! Normalnie, to ludzie z trudem wytrzymują w pracy osiem?
Moja praca jest moją pasją, i dlatego jestem w stanie pracować przed kamerą zdecydowanie dłużej. Gdyby to było "tylko" dwanaście godzin, to bym się cieszył! (śmiech). Dzisiaj jestem po całej nocy na planie "Testosteronu" . Przez dwa dni miałem tylko dwie godziny snu. W takich momentach ważna jest kwestia psychicznego nastawienia. Wcześniej staram się odpowiednio wypocząć, a w trakcie wypijam masakryczną ilość kaw. I daję radę! Najważniejsze, to być zawodowcem.
A poza brakiem snu - jak się Pan czuje na planie? Większość ekipy zna Pan chyba z "Na dobre i na złe"?
Tak, w serialu współpracuje nam się genialnie, a tutaj jest właśnie atmosfera przeniesiona z "Na dobre i na złe". Wszędzie wokół znajome twarze. Nie musimy się aklimatyzować, wzajemnie poznawać. Od razu jest fajnie i to chyba widać.
Część zdjęć będzie kręcona nad jeziorami. Czy to znaczy, że połączy Pan pracę z urlopem?
Absolutnie nie. Urlop to urlop i z pracą nie powinien mieć nic wspólnego. Na planie cały czas trzeba być skoncentrowanym.
Poza planem "Dlaczego nie!", czy zobaczymy Pana znowu u boku Macieja Zakościelnego - w serialu "Kryminalni"?
Na razie nie ma takich planów. Jeżeli pojawię się w "Kryminalnych" to tylko gościnnie. Wracam za to do "Na dobre i na złe"!
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
SZACHISTA Z KARABINKIEM - rozmowa z Przemysławem Cypryańskim, filmowym Markiem
Pytanie na rozgrzewkę: skąd to drugie "y" w twoim nazwisku? Bo brzmi arystokratycznie...
Podobno nasze nazwisko pochodzi od Jana z Cypru - giermka rycerza maltańskiego, który w czasie wypraw krzyżowych wyprawił się na Cypr. No i potem wrócił i osiedlił się gdzieś w Polsce. Czasem droczę się z siostrą: "Jaki giermek? To musiał być rycerz!" (śmiech)
Skoro wspomniałeś o siostrze... Dużą masz rodzinę?
Trzy siostry i dwóch braci - niektórzy mają już nawet dzieci - więc rodzina jest dość liczna. Najbardziej widać to na święta. Nagle w domu u rodziców zbiera się około 20 osób. Ale na co dzień mieszkam w Warszawie tylko z najstarszą siostrą.
Wiem, że do Warszawy przyjechałeś dopiero na studia. Nie brakowało Ci rodziny, przyjaciół, których zostawiłeś w Marzeninie?
Brakowało. Niby to tylko 250 km - trzy godziny pociągiem - no i w dalszym ciągu mieszkałem z siostrą... Ale, mimo wszystko, moje życie nagle się zmieniło. Zamiast domu wynajęte mieszkanie, musiałem zacząć pracę, studia... Na początku było ciężko.
Niedawno dołączyłeś do obsady "M jak Miłość" - jako policjant Kuba. Umiesz strzelać? Bo w serialu pewnie w końcu będziesz musiał...
Miałem kiedyś przygodę z biathlonem - sport zawsze bardzo mnie interesował - więc biegałem i strzelałem. Ale tylko przez chwilę. Trenowałem biegi długodystansowe - 1000, 2000 m, a potem 15 km - i pan z sekcji strzeleckiej pościągał biegaczy z kilku okolicznych miejscowości, żeby nas przeszkolić w strzelaniu. Zrezygnowałem z tego dość szybko, ale pistoletu, wiatrówki, czy kbks-u (karabinek sportowy - przyp.red.) wziąć do ręki się nie boję.
Masz jakieś medale?
W podstawówce miałem na koncie zwycięstwa, ale tylko na szczeblu gminnym i wojewódzkim. Kiedyś zdobyłem nawet brązowy medal. Po kilku latach to się skończyło, ale gdy człowiek już raz się bieganiem zarazi, to później od tego nie odchodzi. Dzisiaj nie trenuję już profesjonalnie, ale i tak lubię sobie pobiegać.
Podobno twoje drugie hobby to szachy?
Tak, w naszej rodzinie w szachy grali prawie wszyscy. Też wyjeżdżałem na zawody, grałem w turniejach... Przez rok nawet w trzeciej lidze - więc były zwycięstwa. Zresztą bez nich pewnie bym nie grał. Lubię czuć, że moja praca daje rezultaty. Mieć potwierdzenie, że to, co robię, ma sens
Oprócz aktorstwa, studiujesz też psychologię z informatyką. Dosyć dziwna mieszanka...
Dla mnie nie aż tak bardzo! Wcześniej studiowałem informatykę na Uniwersytecie - teraz jestem na urlopie dziekańskim. Moja siostra, natomiast, kończy doktorat z psychologii, więc ten kierunek również nie jest mi obcy. Już po liceum myślałem o tych studiach. Wybrałem jednak informatykę, bo to dobry, praktyczny zawód - bez problemów z pracą po studiach. A teraz pomyślałem, że skoro psychologia jest "miła, lekka i przyjemna", a informatykę już trochę poznałem... To spokojnie sobie na tym wydziale poradzę.
I kim będziesz mógł zostać po studiach?
Informatycy to w firmie ważni goście: znają się na rzeczach, o których inni nie mają zielonego pojęcia. I często to wykorzystują. Po moich studiach można np. pracować w firmie jako psycholog, a przy okazji mieć kontrolę nad tym, co robią informatycy... no przynajmniej w jakimś stopniu?
Więc chcesz poskramiać leniwe bestie i wrednych geniuszy, którzy ukrywają się za komputerami?
No nie, nie takich wrednych, bo znam wielu, którzy są bardzo w porządku! (śmiech) I leniwe bestie też nie, bo żeby skończyć informatykę, trzeba jednak trochę nad tym posiedzieć... Tak naprawdę, wybrałem ten kierunek, bo miałem ochotę "coś" postudiować. A czysta informatyka na Uniwerku zaczęła mnie męczyć. Przez pracę - wtedy w jeszcze w fast foodzie - miałem spore zaległości w nauce... No i żadnej przyjemności. Chciałem odżyć, spróbować czegoś nowego. A wiedziałem, że psychologia może mi się przydać w aktorstwie.
No właśnie: a jak trafiłeś do studium aktorskiego przy Teatrze Żydowskim? Zwykle młodzi ludzie zdają jednak prosto na Akademię...
Seria przypadków. Najpierw siostra namówiła mnie, żebym chodził na castingi do reklam - żeby trochę dorobić. Trzeba było opłacić studia, rachunki... Na castingach usłyszałem przypadkiem o studium przy teatrze - no i tak się zaczęło. Na drugim roku zrobiło się naprawdę fajnie, bo grałem już w dwóch spektaklach. Najpierw w "Skrzypku na dachu", później w "Żyć, nie umierać!". A potem doszła jeszcze do tego rola w serialu "Klan"... To był naprawdę dobry rok!
Ostatnie pytanie: kiedy miałeś największą tremę? Gdy pierwszy raz stanąłeś przed kamerami, czy gdy wyszedłeś na scenę?
W teatrze - bo tutaj dubli nie ma! Przed pierwszym spektaklem byłem przerażony. W "Skrzypku..." śpiewam i tańczę - nie mówię żadnego tekstu. W pierwszym akcie Rosjanie i Żydzi tańczą razem w karczmie. Robimy na scenie jakieś akrobatyczne salta, gwiazdy... To zresztą jedna z moich ulubionych scen. A druga to taniec z butelkami - tradycyjnie tańczony na żydowskich weselach. Tuż przed wejściem na scenę, byłem blady jak ściana... Kilka dni wcześniej nauczono mnie kroków, ale przed spektaklem miałem tylko jedną próbę! Ubrano mnie w strój, pokazano, jak wygląda kapelusz, butelka i następnego dnia... Gramy! Byłem totalnie przerażony! Butelka chwiała się podobno na mojej głowie na wszystkie strony... W dodatku, w ostatniej chwili dowiedziałem się, że mam dodatkowy taniec - bo jednej z aktorek zabrakło partnera. Najpierw powiedziałem: "Nie ma mowy! Nie idę!". Ale wszyscy wokół zaczęli mnie uspokajać, obiecali, że szeptem podpowiedzą, co mam robić...
I dałeś się przekonać?
Albo byłem wtedy niezłym wariatem, albo super odważny - ale na scenę wyszedłem! Pierwszy krok robiłem na nogach, jak z waty. Drugi i trzeci po prostu małpowałem. A później już poszło... Dzięki takim doświadczeniom nabiera się wiary w siebie.
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
DLACZEGO NIE! - rozmowa z reżyserem Ryszardem Zatorskim.
Znowu Pan coś kręci?
Znowu (śmiech), "Dlaczego nie!".
Znowu komedia romantyczna.
Widzowie chyba lubią te moje komedie romantyczne (" Nigdy w życiu" 1.620 000 widzów i "Tylko mnie kochaj" 1. 665 000 widzów - przyp. red) więc kręcę następną: "Dlaczego nie!"
Jednak komedia romantyczna to w gruncie rzeczy opowiadanie tej samej historii: on, ona i happy end. Nie nudzi to pana?
Mnie historie miłosne jakoś nie nudzą. Bo to co zdarza się między "nią" i "nim" zanim przyjdzie happy end, to jednak za każdym razem inna historia. Tak jak w życiu, nigdy nie kocha się tak samo (śmiech).
Oczywiście to prawda, że każda komedia romantyczna opiera się na pewnym schemacie ale co w tym złego? Każdy gatunek filmowy thriller, horror czy film psychologiczny opowiada się za pomocą schematu. Dzięki temu widz idąc do kina np. na komedię romantyczną wie czego się spodziewać.
W takim razie czego widzowie mogą się spodziewać po Pana najnowszym filmie "Dlaczego nie!"?
"Dlaczego nie!" to historia młodej dziewczyny Małgosi, która w wielkim mieście, w Warszawie, próbuje spełnić swoje marzenia. Nie jest jej łatwo, podobnie jak większości młodych ludzi, którzy po studiach stają twarzą w twarz z nie zawsze przyjaznymi realiami życia. "Dlaczego nie!" pokazuje, że warto wierzyć w swoje marzenia bo one mimo wszystko się spełniają.
Jakie są marzenia Małgosi?
A tego to już nie mogę zdradzić. Zapraszam do obejrzenia. Film trafi do kin w okolicy walentynek? a co tam, chyba jednak coś zdradzę (śmiech). Jeżeli ktoś marzył żeby zanurkować w głąb jeziora, to w naszym filmie spełni to marzenie. Zapewnimy też prawdziwy odlot - poszybujemy w chmurach.
W rolach głównych zobaczymy Annę Cieślak i Macieja Zakościelnego. To już drugi pana film z jego udziałem?
Powód jest prosty - uważam, że to najzdolniejszy aktor młodego pokolenia. Zresztą podobnego zdania są widzowie - Maciek wygrał internetowy plebiscyt na rolę w "Dlaczego nie!". Podobnie jest z Anią Cieślak - w tym przedziale wiekowym nie ma konkurencji. Obsadzenie roli Małgosi było bardzo ważne, bo ona jest główną bohaterką filmu. Kiedy zobaczyłem Anię Cieślak, wiedziałem że mamy Małgosię.
Krytyka pana nie rozpieszcza. Nie bolą pana te niepochlebne recenzje?
Zarzuty krytyki wobec moich filmów "Nigdy w życiu" i "Tylko mnie kochaj", można zamknąć w jeden: w tych historiach nie ma dramatu. No nie ma - bo w komedii romantycznej nie ma na to miejsca. Komedia romantyczna to współczesna bajka dla młodych i dorosłych. Dlaczego nie! - też będzie taką bajką.
Nie przejmuje się Pan opiniami krytyków, to czy jest coś czego się Pan obawia przed premierą filmu?
Reakcji widzów - nigdy nie ukrywałem, że robię filmy dla publiczności. Brak widzów na moim filmie - to byłaby dla mnie prawdziwa porażka.
W takim razie trzymam kciuki za "Dlaczego nie!".
Ja też.
Rozmawiała: Karolina Frankowska