Reklama

"Debiutanci": ROZMOWA Z CHRISTOPHEREM PLUMMEREM

Od wielu dekad niemal bez przerwy pracuje Pan w filmie, telewizji i teatrze. Co w "Debiutantach" do Pana przemówiło i skłoniło do wzięcia udziału w projekcie?

Christopher Plummer: - Przede wszystkim to było coś zupełnie nowego. Postać, jakiej jeszcze nigdy nie grałem.

W jaki jeszcze sposób reżyser filmu zdobył pańskie zaufanie?

- To dowcipny, kulturalny człowiek o doskonałych manierach, które w dzisiejszych czasach są rzadkością. Mike zapewnia aktorom komfort i poczucie bezpieczeństwa. Myślę, że byłby wspaniałym reżyserem teatralnym.

Reklama

Czy granie wyzwolonego Hala dawało Panu poczucie swobody?

- To była czysta frajda! Czułem radość, bo on tak świetnie potrafił się bawić.

Wcielał się Pan w wiele postaci opartych na prawdziwych osobach i jeszcze więcej bohaterów fikcyjnych. Tutaj mamy postać pośrednią: opartą na ojcu Mike'a, ale różną od niego. Jak Pan osiągnął równowagę pomiędzy wiernością faktom i aktorską wolnością?

- Kilkakrotnie zadawałem pytania o jego ojca, aby dowiedzieć się, jak Hal mógłby zareagować w danej sytuacji. Ale nie musiałem zbyt często się do tego uciekać, bo wszystko zostało zawarte w scenariuszu.

Jakie podejście do materiału wypracowaliście z Mikiem? Czy zachęcał Pana do swobodnego traktowania tekstu, nawet podczas zdjęć?

- Przychodzę do reżysera z gotową kreacją. Szybko się dogadaliśmy, więc długie dyskusje były zbędne. Cała nasza współpraca to był cudowny proces.

- Wiedziałem, jak zagrać Hala dzięki scenariuszowi. Moje metody pracy zakładają przygotowanie całej roli przed pojawieniem się na planie. Całość rozplanowuję w głowie, a jeśli reżyserowi nie wszystko się podoba, to część po prostu odrzucamy.

A przygotowania z Ewanem? Czy podjęliście jakieś dodatkowe starania, ugotowaliście razem kolację? Czy prosił o coś takiego?

- Nie. [śmiech] Pracuję w tym zawodzie od ponad 70 lat. Takie metody skłoniłyby mnie do zmiany profesji. Ewan nie obarcza innych aktorów swoimi problemami, podobnie jak ja. Na świecie pozostało tak mało niewiadomych, zwłaszcza w naszej branży, która przecież opiera się na tajemnicy... Nie mam zwyczaju zanudzać innych sposobem, w jaki przygotowuję się do roli. To moja sprawa.

W filmie pojawia się bardzo poruszająca scena, w której Hal przychodzi sam do klubu. Nie ma Pan tutaj oparcia w innych aktorach, bo Hal też czuje się obco. Ogarnia go niepokój: jest sam, najstarszy w tłumie, a jednak czuje radość chłonąc to nowe doświadczenie.

- To jedna z tych scen, które skłoniły mnie do przyjęcia roli Hala.

Stary przesąd nakazujący filmowcom wystrzegać się pracy ze zwierzętami i dziećmi tutaj się nie sprawdza. Cosmo, Jack Russel terrier grający Arthura, kradnie niemal każdą scenę.

- Starałem się mu odbić ten film.

Wyrwał pan mu go z łap.

- A jakże! [śmiech] Był świetny.

Czy rola Hala zainspirowała Pana do podjęcia jakiegoś ryzyka, które wcześniej obawiał się pan podjąć?

- Ach, ja tak żyję na co dzień.

Ryzykując?

- Mam taką nadzieję.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Debiutanci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy