Reklama

"Debiutanci": JAK POWSTAWAŁ FILM?

Do pisania scenariusza Mills usiadł pięć miesięcy po śmierci ojca. Powodowała nim paląca potrzeba uchwycenia swojego stanu emocjonalnego - tych "fajerwerków ekscytacji". Życie człowieka jest krótkie. Przemija w mgnieniu oka.

Do pisania scenariusza Mills usiadł pięć miesięcy po śmierci ojca. Powodowała nim paląca potrzeba uchwycenia swojego stanu emocjonalnego - tych "fajerwerków ekscytacji". Życie człowieka jest krótkie. Przemija w mgnieniu oka.

"Trzeba to wszystko wyrazić. Każdy swój lęk. Każdą rzecz, której nie zrobiłeś. Każdą swoją nieszczerość. Każde zajęcie, któremu niedostatecznie się poświęciłeś. Czułem, że nadszedł jedyny moment, by to zrobić. Nie wiem, czy byłbym w stanie napisać "Debiutantów", gdybym nie był w żałobie", opowiada reżyser.

I dodaje: "W moim przypadku odczuwanie żalu przypomina bieg po ciemnym lesie, pędzenie naprzód, próbę dotarcie do jakiegoś celu. Mam nadzieję, że udało nam się uchwycić w filmie tę szaleńczą ofensywę na życie".

Podczas pracy nad scenariuszem "Debiutantów" opowieść przechodziła kolejne zmiany, różne elementy to nabierały, to znów traciły znaczenie, ale jedno pozostało niezmienne: Mike Mills wiedział, że opowiada dwie historie, a nie jedną.

Reklama

Jeden wątek śledzi relacje ojca i syna - Hala i Olivera Fieldsów - w obliczu nowej tożsamości Hala i jego choroby; drugi zaś pokazuje emocjonalną ewolucję Olivera po śmierci ojca i pączkujący związek mężczyzny z Anną, żywiołową francuską aktorką.

Mills opowiada: "Od początku krążyły mi po głowie dwie historie. Gdy umiera człowiek, którego kochasz, przeszłość porywa cię jak rzeka. To nie jest uporządkowany zestaw wspomnień, lecz fale rozmów, które wciąż stają ci przed oczami. Ciągle to wszystko czujesz, przetrawiasz, przywołujesz w myślach. Nigdy nie myślałem o 'przeszłości' w formie retrospekcji. Od pierwszego zamysłu miała być równoczesnym, pełnoprawnym wątkiem".

Ewan McGregor otrzymał ukończony scenariusz, ale nie przeczytał go od razu. Po raz pierwszy usłyszał o filmie na festiwalu filmowym w Sundance, gdy jechał na wyciągu narciarskim z agentem Millsa, który skorzystał z okazji, by zachęcić aktora do udziału w projekcie. Natychmiast po powrocie do domu McGregor przeczytał scenariusz oraz prywatną notkę od Millsa i przed upływem tygodnia spotkał się z reżyserem.

"Z miejsca polubiłem Mike'a", wspomina McGregor. "Jest otwarty pod względem emocjonalnym, podobnie jak ja. Miałem wrażenie, że znamy się od lat".

"Widziałem jego poprzedni film 'Rodzinka' i bardzo mi się podobał. A gdy przysłał mi swoje krótkie metraże, prace graficzne, teledyski i reklamy, zdałem sobie sprawę, że - nie wiedząc o tym - dobrze znam jego twórczość".

Podczas omawiania oryginalnej konstrukcji filmu Mills i McGregor doszli do wspólnego wniosku: dwa wątki filmu należy nakręcić oddzielnie, w porządku chronologicznym, aby obie warstwy fabuły zyskały emocjonalną szczerość. To było kluczowe rozwiązanie dla McGregora, który stanowi jedyny łącznik pomiędzy wątkami: doświadczenia Olivera z pierwszej historii mają wpływ na drugą. "Bardzo mi to pomogło", potwierdza aktor. "Gdy grałem sceny, w których rodzi się związek Olivera z Anną, mogłem odnieść się do nakręconych już scen przedstawiających jego relacje z ojcem".

"Ta spójna dwoistość sprawia, że "Debiutanci" są filmem złożonym i bogatym w znaczenia. To opowieść o stracie i akceptacji - w tym przypadku akceptacji tego, kim naprawdę jest twój ojciec, tego, że ktoś żyjący pełnią życia umrze, i godzenia się z tą stratą, gdy rodzi się miłość".

Do roli Hala Fieldsa Mills wymarzył sobie aktora wielkiego formatu, mającego dowcip i czar, które pozwolą mu zawładnąć każdą sceną, w jakiej pojawi się na ekranie, i którego brak będzie mocno odczuwalny i bolesny. Christopher Plummer przeczytał scenariusz, a Mills szybko przysłał mu osobisty liścik na temat roli. Aktor zaangażował się w projekt w niemal tak krótkim czasie, jak Ewan McGregor.

Dla reżysera szybko stało się jasne, że obaj aktorzy mają obawy co do tego, jak ktoś, kto przeżył wydarzenia opisane w filmie, zareaguje na ich interpretacje postaci opartych na prawdziwych osobach. Dlatego zainicjował szczere rozmowy o ograniczeniach nałożonych na aktorów, a raczej ich braku. Mills wyjaśnił McGregorowi i Plummerowi, że liczy na ich twórczy wkład w pracę nad projektem.

Obaj aktorzy starali się zbliżyć do emocjonalnej prawdy opierając się na relacjach Millsa z ojcem. Reżyser wspomina: "Przed śmiercią mój tata napisał nową wersję historii o śmierci Jezusa. Dałem ją Christopherowi - a on miał własny pomysł na to, jak ją udoskonalić, dodać jej polotu. Można by się spodziewać, że uznam to za profanację - ale ja dałem mu zielone światło. Powiedziałem, żeby napisał tę historię zgodnie ze swoim przekonaniem, na swoją modłę. W ten sposób ta opowieść z prywatnej stanie się publiczną". Mills zachęcił także Plummera, by wzbogacił kreację o wiele elementów swojej osobowości.

McGregor poprosił Millsa, by nagrał dialogi sam, bowiem chciał uchwycić jego intonację i sposób ekspresji. Gdy aktor przyswoił materiał z nagrań Mills zasugerował mu "by nie czuł się w żaden sposób ograniczony".

Istotnym elementem wizji Millsa było zatarcie granicy pomiędzy autobiografią i fikcją - tym, jak pewne zdarzenia wyglądały naprawdę, a tym, jak chcemy je pamiętać.

"Żadna z moich rozmów z Christopherem i Ewanem nie przebiegała w tonie 'oto jak to zrobimy', czy 'naprawdę było tak'", wyjaśnia Mills. "Polegały raczej na przedstawianiu czynności i zdarzeń, w jakich ja i tata braliśmy udział. Mówiłem: 'Przeżyjcie je teraz w sposób, który jest dla was prawdziwy, a wtedy będzie autentyczny dla widzów. Wyrzućcie z tego równania nazwy własne, zróbcie wszystko po swojemu'".

McGregor potwierdza: "Nie czułem, że muszę grać Mike'a. Poprosiłem go, by przeczytał dla mnie scenariusz, ale nie naśladowałem go, a on mnie do tego nie zachęcał. Chciał, bym sam doszedł do tego, kim jest Oliver. Chociaż czasem zdarzało mi się zrobić przed kamerą jakiś gest i pomyśleć: 'To trochę w stylu Mike'a...'".

Oliver jest artystą; McGregor wiedział, że będzie musiał nauczyć się naśladować styl rysowania Millsa. Aktor i reżyser spędzili wiele godzin w pracowni Millsa, który zaczynał rysunek, po czym dawał go McGregorowi do dokończenia. Chociaż wiele ilustracji Olivera w filmie to prace Millsa, podobna liczba to reprodukcje autorstwa McGregora lub rysunki przez niego ukończone.

Aby uwiarygodnić wątek romantyczny potrzebna była aktorka, które potrafiłaby zagrać aktorkę i wypełnić pustkę, jaką pozostawiła śmierć Hala. Mills wspomina: "Anna dzieli z Oliverem wiele pokoleniowych rozterek, a przy tym wnosi do opowieści witalność, energię i trochę komplikacji".

Mélanie Laurent, jedna z najbardziej rozchwytywanych francuskich aktorek, była skora do podjęcia wyzwania i rozpoczęła naukę angielskiego na kilka miesięcy przed zdjęciami. Okazja do poćwiczenia języka była tylko jednym z wielu powodów, dla których przyjęła propozycję zagrania w "Debiutantach". "Tak naprawdę wybrałam ten scenariusz dla fabuły, która mnie poruszyła", opowiada Laurent. Do tego stopnia, że aktorka sama napisała do Millsa o swoim zainteresowaniu projektem, po czym - na jego prośbę - nagrała i przysłała mu - zgodnie z poleceniem "fajny, oryginalny" - klip, w którym odegrała kilka scen z filmu.

Laurent dodaje: "Co do bohaterki - ostatnio we Francji grałam kilka bardzo poważnych postaci i ucieszyłam się z okazji do wcielenia się w kogoś bardziej radosnego, wyluzowanego. Poza tym, po 'Bękartach wojny' miałam trudności ze znalezieniem odpowiedniej roli w amerykańskim kinie, bo interesował mnie film niezależny, a nie wielkie produkcje".

"Chociaż Anna jest aktorką filmową, nie jest do mnie zbyt podobna. Mam wrażenie, że moje życie jest znacznie łatwiejsze. Na planie tego filmu aktorzy mieli ogromną swobodę. Codziennie rozmawialiśmy z Mikiem o tym, co się dzieje w głowie Anny".

Zapewne w przypadku roli Anny panowała większa wolność interpretacji, niż w przypadku Hala i Olivera Fieldsów, bo Anna została przez reżysera wymyślona i nie ma bezpośredniego związku z jakąkolwiek prawdziwą osobą. Tym, którzy z miejsca założyli, że Anna jest odwzorowaniem prawdziwej żony Millsa - artystki, performerki, muzyka, aktorki, scenarzystki i reżyserki Mirandy July - reżyser objaśnia: "Anna to inne wcielenie mnie. Jej emocjonalną konstrukcję, jej problemy znam z doświadczenia".

Mills pragnął umocnić więź łączącą aktorów pod względem towarzyskim i emocjonalnym. W ramach prób do filmu zabrał McGregora i Laurent na kolejki górskie w parku rozrywki Magic Mountain. Dzięki temu cała trójka zdobyła wspólne doświadczenie i nawiązała przyjacielskie stosunki. Podczas zdjęć Mills często przywoływał poczucie ekscytacji i zawrotu głowy - emocjonalnego i fizycznego - jakie wywołują kolejki górskie i/lub miłość kierując do pary aktorów tylko dwa słowa: "Magic Mountain".

Oprócz zabytkowego hotelu Millennium Biltmore w Los Angeles, film kręcono także w innych częściach miasta, m.in. w Silver Lake i Griffith Park. Scenę wyprawy ojca i syna do księgarni sfilmowano w The Cosmopolitan Book Shop, "sklepie pękających od skarbów, których szukałeś, nawet o tym nie wiedząc", zachwyca się Mills.

Do scen spontanicznej wycieczki Olivera na Manhattan, Mills i McGregor pojechali z małą ekipą filmową do Nowego Jorku, zamiast próbować sprawić, by jedno miasto "zagrało" inne.

Sceny z Anną i Oliverem w jej pokoju w hotelu Biltmore sfilmowano tamże, w ciągu jednego tygodnia, skupiając się wyłącznie na tej części filmu, aby stworzyć aktorom atmosferę intymności i odosobnienia.

"Związek Olivera i Anny w "Debiutantach" nie jest klasyczną hollywoodzką historią z komedii romantycznych", opowiada McGregor. "Jest bardzo realistyczny i żywiołowy - zmienia się, wygasa i znów zapala, obfituje w komplikacje, jak każda historia prawdziwej miłości".

"Nigdy nie zapomnę zdjęć z Mélanie w hotelu Biltmore. Gdy opuszczaliśmy ten pokój, obojgu nam parowały mózgi".

Serce McGregora zdobył jego ekranowy partner Cosmo, spokojny, smutny Jack Russell terrier obsadzony w roli Arthura - psa, którego Mills określa współpasażerem Olivera w tej opowieści. "Jest cudowny", zachwyca się McGregor. "Wspaniale się z nim pracowało. Choć to smutne: zdążyłem się z psiakiem zaprzyjaźnić, a potem musieliśmy się rozstać".

Cosmo zmienił do roli swój wygląd: jego białe futro pomalowano w brązowe plamy. Treserka zwierząt Mathilde de Cagny, która szkoliła innego Jack Russell terriera Moose'a do roli Eddiego przez wszystkie 11 sezonów serialu "Frasier", fantastycznie przygotowała Cosmo do zbliżeń. Mills bowiem, wielbiciel psów, we wczesnym etapie pracy nad filmem napisał sceny, w których Oliver i Arthur porozumiewają się za pomocą napisów.

Mills komentuje: "Dzieliłem życie z Jack Russell terrierem należącym do mojego ojca i zamysł, by pies 'mówił' rzeczy w stylu 'Powiedz jej, że pochłonie nas mrok jeśli nie nastąpi teraz coś drastycznego', wydał mi się dobry i pasujący do historii, którą chciałem opowiedzieć".

Reżyser i aktorzy długo dyskutowali o tym, co oznacza mówienie do psa - nie w sposób pieszczotliwy, nie jak do zwierzęcia - ale tak, jakby się rozmawiało z innym człowiekiem.

Rozmowy z kolegą z planu Christopherem Plummerem McGregor wspomina tak: "Christopher to wspaniały współpracownik. Spodziewałem się, że będzie aktorem 'starej szkoły', niechętnym do improwizacji. Ale okazało się, że angażuje się w każdą scenę i pracuje na planie z innymi aktorami bardzo współczesnymi metodami, z których mnóstwo młodszych aktorów mogłoby się wiele nauczyć. Ja nauczyłem się od niego bardzo wiele, to pewne".

McGregor dodaje: "Christopher nieraz doprowadził mnie do łez, ale często też pękaliśmy ze śmiechu, bo opowiada genialne historie!".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Debiutanci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy