Reklama

"De-Lovely": REALIZACJA

Reżyser i wyróżniony Oscarem producent Irwin Winkler od dawna zafascynowany był Cole Porterem. Jak przyznaje, życie kompozytora intrygowało go równie mocno, co epoka, w której żył. Jak mówi: ”Porter uosabia to, co najlepsze w epoce jazzu. Jest jednym z największych autorów piosenek wszech czasów i gigantem amerykańskiej muzyki. Wiódł przy tym bardzo teatralne życie. Cieszył się iście królewskimi przywilejami – szalał na przyjęciach, pił na umór i uwielbiał ekstrawagancję. Był uosobieniem wystawności i braku umiaru. Jego życie pełne było sprzeczności. Był żonaty przez 38 lat, otwarcie jednak przyznawał się do skłonności homoseksualnych i to w czasach, gdy był to temat tabu. Cole’a i Lindę łączyły niezwykłe więzi, uznałem więc, że ich historia to wymarzony materiał na film”.

Reklama

Zapewniwszy sobie przychylność spadkobierców Portera, którym zależało na przybliżeniu dzieł kompozytora młodemu pokoleniu, Winkler zabrał się za scenariusz. Jego napisanie powierzył Jayowi Cocksowi, wyróżnionemu nominacją do Oscara za ”Gangi Nowego Jorku”. Twórcom zależało, by ich film wykroczył poza konwencję tradycyjnej biografii. ”Chciałem dochować wierności duchowi kompozytora i jego muzyce, nie zawsze więc trzymamy się chronologii. Kompozytor wspomina przeszłość siedząc w teatrze i oglądając musical, który oparto na jego życiu. Jego wspomnienia ilustrują piosenki, które pełnią rolę tła” – mówi reżyser.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: De-Lovely
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy