"Dawno temu w Ameryce": KINO EMOCJI I INSTYNKTU
Sergio Leone (bądź co bądź odkrywca Eastwooda) zawsze opierał swoje filmy na ścisłej współpracy z aktorami, a jego decyzje obsadowe okazywały się zwykle genialne. Do „Dawno temu w Ameryce” Leone zaangażował dwóch wybitnych aktorów – Roberta De Niro i Jamesa Woodsa – którzy potrafili sprostać ich ekranowemu pojedynkowi i stworzyć równoważące się nawzajem, choć różne od siebie kreacje. De Niro, jako filmowy Noodles nie miał łatwego zadania. Grany przez niego introwertyczny bohater jest filarem opowiadanej historii, a różne rozdziały jego życia wymagają zupełnie innych środków wyrazu. Aktor, prawie pozbawiony możliwości ekspresji słownej, mistrzowsko kreuje postać gangstera ze spojrzeń i niedopowiedzeń konsekwentnie prowadząc swojego bohatera od beztroskiego chłopaka do rozgoryczonego, przegranego starca. Kreacja w filmie Leone stała się jednym z ważniejszych akcentów w filmografii De Niro i na długie lata przyczepiła mu wizytówkę etatowego twardego gangstera. Również James Woods w roli Maxa ze swoją „martwą twarzą” i oszczędnym warsztatem stworzył ciekawą i wielowymiarową kreację człowieka, który powoli pogrąża się w graniczącym z obłędem stanie skrajnej megalomanii. De Niro i Woods znakomicie wygrywają trudną przyjaźń Noddlesa i Maxa, pokazują ich rywalizację, ale także dziwne niesprecyzowane uzależnienie. Uzupełnienie dla aktorskiego pojedynku dwóch gwiazdorów stanowi dyskretna i zamykająca całość rola Elizabeth McGovern. Zabłąkana w świecie mężczyzn McGovern ze swoją szlachetną, porcelanową twarzą i subtelną grą stanowi jakby żywy fantazmat, część mitycznej krainy snów głównego bohatera.