"David chce odlecieć": WYWIAD Z REŻYSEREM
David Sieveking - ur. w 1977 w Niemczech. Po ukończeniu szkoły rozpoczął pracę jako montażysta w telewizji i zrealizował kilka filmów fabularnych i dokumentalnych. Od 2000 roku pracuje jako aktor i asystent reżysera przy filmach telewizyjnych i kinowych. W 2003 roku rozpoczął studia na wydziale reżyserii berlińskiej Niemieckiej Akademii Filmowo - Telewizyjnej i wziął udział w projekcie Talent Campus w trakcie festiwalu Berlinale. W 2004 na festiwalu w Cannes pokazano jego epizod do filmu Asylum. W 2005 na festiwalu w Cannes zaprezentowano jego krótkometrażowy film The American Embassy, za który otrzymał dwie nagrody. W 2007 jego podczas MFF w Monachium odbyła się premiera dyplomowego filmu Senegallemand. W 2010 roku pokazano premierowo film "Dawid chce odlecieć".
"Dawid chce odlecieć" to film o potrzebie inspiracji. Skąd pomysł na zrobienie filmu o własnym życiu?
David Sieveking: - To nie był efekt żadnej decyzji. Stało się to samoistnie - tak jak w życiu. Impulsem do powstania filmu była fascynacja Davidem Lynchem oraz frustracja, wywołana obawą o moją karierę filmową. Skończyłem szkołę, nie miałem pracy, nie miałem z czego żyć. Nagle pojawiła się szansa spotkania idola. Naprawdę nie przypuszczałem wtedy, że na tej bazie powstanie film. Po prostu intuicyjnie czułem, że fajnie byłoby sfilmować całą sytuację.
Czy wierzysz w ideę medytacji transcendentalnej? Brzmi ona nieco śmiesznie dla ludzi z zewnątrz.
- Sądzę, że idea światowego pokoju nie jest wcale taka głupia - jest całkiem pozytywna. Jestem przekonany, że jeśli wszyscy na świecie będą bardziej świadomi i uduchowieni, nasz świat stanie się bardziej pokojowy. Problem tkwi w tym, jak do tego doprowadzić. I nie chodzi o medytację, ale o to, jak zachowujemy się w życiu. Chodzi o aktywność. To tylko mały krok, ale warto, abyśmy byli świadomi, że medytacja i joga mogą stać się dla nas bardziej istotne niż zwykłe życiowe cele .
Czy rzeczywiście wierzysz, że jogini potrafią lewitować?
- Lewitacja jako idea wydaje się nieco śmieszna. Sfilmowałem ludzi, którzy skaczą na materacach, wierząc, że pomoże to w zapanowaniu pokoju na świecie. Ale to właśnie ci ludzie mają wyjątkowe doświadczenie i trudno stwierdzić, co dzieje się w ich umysłach. Istnieje wiele potwierdzonych przypadków pozacielesnych doświadczeń i lewitacji. Sądzę, że dynamika grupy odgrywa w tym wypadku istotną rolę. Gdy stajesz się częścią pewnej zbiorowości, łączysz się z innymi ludźmi, którzy wierzą w takie rzeczy jak niepokonalność, nieśmiertelność i lewitacja. Zmieniasz zatem swój punkt widzenia i przestaje być to dla ciebie coś śmiesznego. Zdrowe życie zapewnia człowiekowi nieśmiertelność. Kiedy osiągasz spokój stajesz się niezwyciężony.
Czy kiedykolwiek wcześniej uprawiałaś medytację transcendentalną?
- Nie, nigdy wcześniej. Nie miałem o tym pojęcia. Zainteresowałem się nią ze względu na Davida Lyncha. Kiedy udało mi się go spotkać, poradził mi, abym zaczął medytować. Pomyślałem, że na tej bazie może powstać ciekawy film - rodzaj eksperymentu na samym sobie. Taki obraz o filmowcu, któremu mistrz obiecał, że stanie się lepszym reżyserem, jeżeli zacznie medytować. Chciałem się przekonać, czy to jest możliwe. Tak wiele złego mówi się o medytacji transcendentalnej. Postanowiłem sam się o tym przekonać - sprawdzić dlaczego tak wielu wspaniałych artystów było zafascynowanych medytacją transcendentalną. Jednak to, co zobaczyłem, było wprost karykaturalne. Te wszystkie dziwne ceremonie, dziwacznie przywódcy w złotych koronach na głowach, i ogromne pieniądze, którymi obracają. Obłuda, podwójne standardy, zwariowane projekty?
Sekta medytacji transcendentalnej straszyła Cię sądem. Co takiego się wydarzyło?
- Otrzymałem oficjalne ostrzeżenie od prawnika z fundacji Davida Lyncha. Twierdził, że Lynch jest niezadowolony i nie chce brać udziału w tym filmie. Jeśli się nie wycofam - sprawa trafi do sądu. Groźby stały się poważniejsze gdy okazało się, że film będzie miał premierę na Berlinale. Lynch starał się zablokować pokaz - zna dyrektora festiwalu - ale Berlinale wykazało się odwagą i nie usunęło filmu z programu. Ludzie z sekty pisali również listy z prawniczymi pogróżkami do producenta filmu. Ale jak do tej pory sprawa nie trafiła do sądu. Sam dostawałem maile i telefony od ludzi, którzy nazywali mnie zdrajca i straszyli, że w następnym wcieleniu odrodzę się jako karaluch.
Co sądzisz o planach zbudowania przez sektę uniwersytetu?
- To kompletnie odrealniona kampania PR, typowa dla sekty medytacji transcendentalnej. Często obserwowałem podobne zachowania. Grunt pod zabudowę ma ogromne zadłużenie - ponad 30 milionów euro - i jest obecnie w posiadaniu banku. Nie sądzę, aby ktokolwiek chciał kupić tego typu ziemię. Poza tym na tym terenie są pozostałości stacji kontrolnej z czasów zimnej wojny. Jej demontaż kosztowałby około 2 milionów euro. Ale największym problemem są lasy, które znajdują się pod ochroną. Nie ma szans na uzyskanie pozwolenia na budowę. Uniwersytet nigdy nie powstanie.
- Jak dotąd sekta nie zapłaciła pieniędzy i trwa o to spór pomiędzy władzami organizacji a właścicielem, który pozwał sektę za zwlekanie z zapłatą. To też typowe zachowanie dla ruchu medytacji transcendentalnej. Najważniejsza jest idea, a jej realizacja nie jest już tak istotna. Można ją zrealizować jutro lub za tysiąc lat. Wymyślają coś i odgrywają ceremonię, ale nic dalej się nie dzieje. Zrobili tak w 15 krajach. Powołali 15 niewidzialnych uniwersytetów, ale gdzie one są - nikt nie wie.
- Ruch medytacji transcendentalnej nie jest zbyt popularny w Berlinie, szczególnie po tym, co stało się podczas ceremonii inauguracji uniwersytetu. Emmanuel Schiffgens w towarzystwie Davida Lyncha wygłosił przemówienie, które chyba nie zachwyciło nikogo?
- Lynch może mówić o idei niezwyciężoności bowiem jest artystą. Ludzie postrzegają go za dziwaka i nie kojarzą z agresywnością. Kiedy Maharishi twierdził, że chce uczynić każdy naród niezwyciężonym uznawano go za guru z Indii i traktowano jego słowa metaforycznie. Ale jeśli Niemiec mówi, że chce uczynić swój kraj niepokonanym od razu nasuwają się skojarzenia z nazizmem. Przemowa tego człowieka była zupełnie pozbawiona wyczucia i szacunku wobec widowni i niemieckiej historii. A co gorsza, gdy ktoś krzyknął, że Adolf Hitler chciał tego samego, on odpowiedział: "tak, ale nie odniósł sukcesu bo miał niewłaściwą technikę". To przerażające, że ten człowiek jest uczniem Maharishiego, działa w sekcie od 30 lat i jest postrzegany za najbardziej oświeconą osobę w ruchu. To kompletny szaleniec.
Jaki jest obecnie Twój stosunek do Davida Lyncha?
- Nie powinniśmy oceniać artysty po tym, w co wierzy i czy się starzeje. Sądzę, że jego filmy nadal są świetne i trzeba zachować rozróżnienie pomiędzy nim jako artystą i nauczycielem duchowym. Uważam, że jest wielkim twórcą, ale nie jest wielkim nauczycielem duchowym. Jest za to prawdziwym idealistą. Wierzę, że jego celem jest stworzenie pokoju na świecie i na to wykłada pieniądze. To nie jest cyniczny facet, który zachęca ludzi do wstępowania do sekty bo chce na tym zbić fortunę. Wiem, że ma zamiar nakręcić własną wersję filmu o Maharishim. Po pokazie filmu na Berlinale jeden z członków sekty wstał i powiedział: "to była wersja Davida Sievekinga, a wkrótce będzie wersja Davida Lyncha. Zobaczycie gdzie tak naprawdę tkwi prawda". Z niecierpliwością czekam zatem na ten film.