"Człowiek ringu": DRUH i PRZECIWNIK
Do roli Joe Goulda, wiernego trenera i menedżera Braddocka, pozyskano Paula Giamattiego (którego reżyserowi polecił sam Crowe), wybitnego aktora charakterystycznego, pamiętnego zwłaszcza z roli w filmie „American Splendor” oraz z niedawnego, kapitalnego występu w „Bezdrożach” (Sideways) Alexandra Payne’a. Giamatti podjął gruntowne studia nad swoją postacią, które przyniosły bardzo interesujące rezultaty. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, zajmującymi się historią boksu – opowiadał. – Zgodnie twierdzili, że Joe nie był zbyt lubiany w swoim środowisku, jako człowiek bardzo trudny we współpracy, wielce przykry i dokuczliwy. A jednak, z jakichś tajemniczych przyczyn, jego praca z Braddockiem przyniosła tak doskonałe rezultaty. Co więcej – byli podobno jak bracia, choć bardzo, wręcz skrajnie różnili się od siebie. Myślę, że zaistniało między nimi coś na kształt pozawerbalnego porozumienia i że jednoczył ich nie tylko wspólny cel, ale także wzajemny szacunek.
Według koncepcji aktora, sytuacja Braddocka i jego rodziny oraz determinacja boksera wywarły tak silne wrażenie na Gouldzie, że zdecydował się pomagać bokserowi z całych sił. Jestem przekonany, że Gould nie był wcale pewny, czy jego podopieczny ma szansę na zwycięstwa. Ale chciał przybliżyć mu ją, jak tylko się da. Aktor przeczytał też kilka popularnych biografii Goulda, wydanych pospiesznie w latach 30. Były pełne klisz i schematów, częstych wtedy w tego typu literaturze – zauważył. – Zupełnie nie były pomocne, oprócz tego, że jeszcze raz uświadomiły mi, jak wielki miała wpływ historia „Kopciuszka” i jego trenera na ówczesne społeczeństwo i kulturę masową. O wiele bardziej przydatne okazało się obejrzenie istniejących filmowych zapisów autentycznych walk Braddocka i prześledzenie zachowań Goulda, widocznego w tych filmach. Można było dostrzec jego manierę, połączoną z autentycznymi emocjami.
Ale najwięcej dały Giamattiemu intensywne konsultacje z autentycznym trenerem, Angelo Dundee. Myślę, że gdyby nie on, to ta rola po prostu by nie powstała – wyznał aktor. – Powiedział mi wszystko na temat boksu, pomógł mi wyobrazić sobie sposób zachowania i reakcji Goulda. Pomocny był także Crowe. Jemu praca zwyczajnie sprawia przyjemność. Uczestniczył w diabelnie wyczerpujących scenach walk, a z jego zdrowiem nie było najlepiej. A jednak pozwalał na siebie wrzeszczeć i zachowywał absolutny spokój. Był tak autentyczny, że naprawdę o wiele łatwiej wchodziło się w rolę.
Craig Bierko („Długi pocałunek na dobranoc”, „Ally McBeal”), który głównie gra na Broadwayu (odniósł wielki sukces w musicalu „Music Man”), musiał przejść intensywny trening bokserski i znacznie przytyć. A także poddać się pracochłonnym zabiegom skręcania swoich prostych włosów w loki, jakie miał Baer. To naprawdę była osobowość – mówił aktor. – Nic o nim nie wiedziałem, zanim mój agent nie przedstawił mi propozycji Rona. Baer śpiewał i tańczył, był na swój sposób bardzo zabawny, a jednocześnie miał śmierć w pięściach.
Bierko trenował trzy miesiące pod kierunkiem Hectora Roca. Szczerze mówiąc, nie byłem nigdy wielkim fanem tego sportu. Nigdy nie boksowałem. Dzięki treningom zrozumiałem, że boks przypomina jazz. Musisz mieć opanowane pewne podstawy, a potem, tak czy inaczej, jesteś zdany na improwizację. Najpierw bardzo się bałem, potem zebrałem pierwsze ciosy, a po miesiącu Hector usiłował mnie ze wszystkich sił złamać. Później czułem, że czegoś dokonałem, gdy Hector żegnał mnie słowami: „Możesz być całkiem niezły... Przyjdź jutro, ty... głupi maminsynku.” To było fantastyczne! Podobno na planie dochodziło do spięć pomiędzy Bierko a Crowem. Producent Brian Grazer tak to komentował: Jestem przekonany, że przyczyna leżała w ich ambicjach aktorskich i w systemie pracy. Po prostu obaj tak mocno wcielili się w swoje role twardych przeciwników, że nie mogli się z nimi tak łatwo rozstać. Wielu krytyków rolę Bierko oceniło jako najlepszą w jego dotychczasowej filmowej karierze.
Bruce McGill zagrał potężnego promotora, Jima Johnstona. To był gość, który trząsł całym tym interesem i narzucał reguły. Podpadłeś Johnstonowi – to nie walczyłeś w Madison, ani w innych ważnych miejscach. McGill podkreślał jego sardoniczne poczucie humoru i swoistą wolę walki. Myślę, że Johnston dobrze rozumiał bokserów, bo jak wielu z nich, przybył ze starego kontynentu i jak oni musiał ostro walczyć o uznanie i pozycję w nowym otoczeniu – mówił aktor.
Paddy’emu Considine’owi („Nasza Ameryka”) powierzono natomiast rolę Mike‘a Wilsona. Była to postać całkowicie fikcyjna, stworzona przez scenarzystów. Miała wyrażać nadzieję, jaką dla wielu gwałtownie wysadzonych z siodła Amerykanów niósł Braddock i jego losy. Wilson był pracownikiem Wall Street, człowiekiem, który miał wszystko i który wszystko stracił. Stał się wielkim wielbicielem Braddocka, śledzącym uważnie jego poczynania i czerpiącym z nich inspirację. Mike jest przeciwieństwem Jima – tłumaczył Considine. – Nie ma w sobie nic z wojownika. Gwałtowne, negatywne zmiany, które nastąpiły w otaczającym go świecie, przerażają go i powodują jego zgorzknienie. Traci wiarę we własny kraj. A w Jimie fascynuje go siła, której bezskutecznie poszukuje w sobie. Moim zdaniem, Ron zawsze pragnie pokazywać gorące, często niezwykle trudne ludzkie relacje. Dlatego wątek przyjaźni Mike’a i Jima jest moim zdaniem tak ważny. Aktor czytał i słuchał opowieści o Wielkim Kryzysie. Bardzo wielu ludzi wtedy rozpaczliwie wręcz broniło swojej godności. Zdarzali się mężczyźni, którzy bardzo długo nie przyznawali się żonom, że stracili pracę. Brali swoje teczki i szli do Central Parku. Jestem przekonany, że tacy ludzie potrzebowali kogoś takiego jak Braddock. Gdyby nie istniał, trzeba by go było wymyślić.
Wreszcie obsadzono role dzieci Braddocków. Podczas castingów wybrano Patricka Louisa do roli Howarda, Connora Price’a (Jay) oraz Ariel Walker (mała Rosemary). W ostatecznych przesłuchaniach oprócz reżysera udział wzięli (na jego prośbę) Crowe i Zellweger. Reżyser przywiązywał do tego dużą wagę, ponieważ ekranowa rodzina musiała być absolutnie wiarygodna. Howard twierdził, że się udało. Dzieciaki zaskoczyły mnie. Do wielu scen wniosły dodatkowy ładunek prawdy – mówił.