Reklama

"Człowiek, który gapił się na kozy": PRZEZ DŻUNGLĘ I PUSTYNIĘ

Lister przyznał, że film był sporym wyzwaniem logistycznym. - Akcja rozpoczyna się w latach 70. w Wietnamie, potem mamy przeskok do roku 1980, do Fortu Bragg. Odwiedzamy też iracką pustynię w roku 2003, a także prowincjonalne miasteczko w Michigan. Jasne, że było wiele roboty z doborem lokalizacji i wiarygodnością detali - komentował.

Za znalezienie odpowiednich planów zdjęciowych był odpowiedzialny S. Todd Christensen. Jak wspominał, zjeździł Stany wzdłuż i wszerz, na liczniku miał ponad 14 tysięcy mil. W Google Earth wyszukał niezwykle interesujące wizualnie wyschłe jezioro Willard w Nowym Meksyku. Sprawdził rzecz na miejscu - rzeczywiście był tam piasek i tylko piasek. Natrafił w ten sposób na tak potrzebną filmowcom "iracką" pustynię? Ale panował tu inny, surowy klimat, więc aktorzy marzli w podkoszulkach i trzeba było przeczekiwać opady śniegu.

Reklama

McGregor żartował: - Można powiedzieć, że mieliśmy tu niezłe aktorskie ćwiczenia. Musieliśmy sobie często powtarzać: jest gorąco, jest gorąco. A gdy dodawano nam sztuczny pot, robiło się jeszcze zimniej. Sceny rozgrywające się w Wietnamie kręcono w Puerto Rico w porze huraganów. Nie były one co prawda katastrofalne, ale praca w wilgotnym, wietrznym klimacie była bardzo męcząca.

Fort Bragg, który znajduje się w Północnej Karolinie, zagrał New Mexico Military Institute. Nie kręcono tu żadnego filmu od czasu telewizyjnego kryminału "Dress Gray" z 1986 roku. Władze wojskowe zarządziły wiele obostrzeń. Na przykład w scenie z nagim człowiekiem nie mógł on być? nagi. Pomalowano go więc cielistą farbą.

Na plan sprowadzono stado "mdlejących kozłów", ale okazało się, że zwierzęta wcale nie mdleją. Treserka Mary Dupree sprawiła jednak łatwo, by kozły wyglądały jak zahipnotyzowane. - To są bardzo inteligentne i ciekawskie zwierzaki. Przypatrując się czemuś, co je interesuje, przybierają, można rzec, nieobecny wyraz pyska. Przykuć ich uwagę i uwolnić od zmęczenia oraz nakłonić do koncentracji mogła jedna rzecz: jedzenie - śmiała się Dupree. Tak więc pomimo obaw Clooneya (wynikających z poprzednich dość ciężkich doświadczeń), że współpraca ze zwierzętami będzie trudna, wszystko poszło całkiem gładko. Sam Clonney zaprzyjaźnił się szybko z pewnym koźlątkiem.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy