"Cząstki elementarne": TWÓRCY O FILMIE
WYWIAD Z OSKAREM ROEHLEREM
Często porównywano Cię z autorem powieści, Michelem Houellebecqiem. Czy dostrzegasz jakieś podobieństwa?
Lektura powieści Houellebecqa była dla mnie jak rozpakowywanie cudownego prezentu. Nie potrafiłbym napisać takiej książki. Ale jest między nami silny związek. Mamy podobne poczucie humoru, podobnie odnosimy się do ludzi. Nasze drogi życiowe też mają wiele wspólnych elementów; obaj byliśmy wychowywani przez babcie. Houellebecq pisze o pokoleniu swoich dziadków z niezwykłym, bardzo autentycznym współczuciem.
Po raz pierwszy nakręciłeś film na postawie historii, której nie napisałeś sam. Zrobiłeś Cząstki elementarne, ponieważ poczułeś, że ta książka jest Ci bardzo bliska?
Zdecydowanie tak. Gdy skończyłem czytać tę książkę, uświadomiłem sobie, że to powieść, którą chciałbym napisać. Houellebecqowi udało się na jej stronach streścić 200 lat historii wartości w Zachodniej Europie. Zakłada on, że zarówno osobiste relacje jak i codzienne warunki życia stopniowo pogarszały się, ponieważ ludzie odwrócili się od religii i skierowali się przede wszystkim w stronę wiedzy i badań naukowych. Związki między ludźmi, zdaniem Houellebecqa, zaczęły funkcjonować w oparciu o prawo dżungli.
Zaintrygowała mnie postać Bruna, posiadacza niemal wszystkich ludzkich wad, jakie możemy sobie wyobrazić. On również został odepchnięty przez swoją matkę w dzieciństwie; to coś, z czym potrafię się identyfikować. Matka Bruna i Michaela, wieczna Dziewczynka, chce być wolna i używać życia nie przejmując się obowiązkami i unikając jakiejkolwiek odpowiedzialności. W kategoriach związku między ludźmi to czysty egoizm, odczuwany najdotkliwiej przez jej najbliższych. Oto, dlaczego obaj bracia są emocjonalnymi wrakami.
Czy trudno było zrobić film na podstawie tak skomplikowanego materiału? Jak sobie z tym radziłeś?
To rzeczywiście niełatwe zadanie – stworzyć taki plan z powieści mającej formę puzzli, który jasno pokazywałby, skąd wzięli się jej bohaterowie. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma możliwości, by wprost przełożyć podstawową strukturę powieści na rozwój filmowej fabuły. Musieliśmy sobie wyobrażać, co przeszli nasi bohaterowie, nie nadając im zarazem zbyt negatywnego i pesymistycznego wyrazu. Jeśli zabierasz się do zrobienia filmu, powinieneś przynajmniej spróbować pokazać pasję życia.
Na narrację złożyły się dwie historie miłosne z udziałem obu braci. Próbowaliśmy wniknąć w najgłębsze, najistotniejsze momenty tych związków. I wtedy wpadliśmy na nowy pomysł. Posłużyliśmy się retrospektywnymi przebitkami, by pokazać braci, gdy byli chłopcami.
Czy można porównać Cząstki elementarne z innymi Twoimi filmami?
Zrobiłem już dość poważnych film i nie mam zamiaru powtarzać tego po raz kolejny. Chciałbym, żeby widzowie się cieszyli; zależy mi na tym, by dać im siłę i odwagę. Myślę, że w dzisiejszych czasach największym wyzwaniem dla kina jest pokazywanie ludzkiego nieszczęścia w taki sposób, jak miało to miejsce w przypadku American Beauty, z czułością i humorem. Ludzie powinni wyjść z dobrym samopoczuciem, zdolni z uśmiechem zmierzyć się z losem.
To Twój pierwszy film nakręcony wspólnie z Berndem Eichingerem – jak Wam się razem pracowało?
Czułem się świetnie jego towarzystwie, odpowiada mi jego sposób patrzenia na sztukę. Być może dlatego, że on jest zamiłowanym kinomanem i umie porozumiewać się w języku filmu. Potrafi wziąć książkę taką, jak Cząstki elementarne i po prostu przerzucić ją w wyobraźni na ekran niemal instynktownie, w oparciu o własną intuicję. Nie znam w Niemczech nikogo więcej, kto byłby w stanie równie prędko pojąć układ znaczeń w danym filmie, jego strukturę. Eichinger pochodzi z klasycznej szkoły filmowej. Przygląda się scenariuszowi od samego początku, próbując uczynić go tak rozrywkowym dla publiczności, jak to tylko możliwe. Stale poszukuje nowych sposobów kręcenia poszczególnych scen, by były prostsze w odbiorze. Zarazem jest mistrzem w budowaniu napięcia, zaskakiwaniu widza; wymyka się oczekiwaniom i tworzy niespodziewane zwroty akcji.
Jakiego filmu powinna oczekiwać publiczność?
Skoncentrowaliśmy się na historii dwóch braci, przeciwstawiliśmy ich odmienne style życia i drogi, które ich prowadzą. Film jest w swej najgłębszej warstwie melodramatyczny opowiada o prawdziwych, konkretnych ludziach z krwi i kości; nie stanowi „teoretycznej krytyki społecznej”.
Od Bernda nauczyłem się jednej szalenie istotnej rzeczy – nie wolno robić żadnych ustępstw na rzecz widzów, ponieważ ich reakcje i oceny i tak nie są do końca przewidywalne. Z drugiej strony zaś, nie należy straszyć publiczności; nie oznacza to jednak, że akcja zawsze musi zmierzać do szczęśliwego zakończenia.
Jesteś podobny do Houellebecqa w tym, że uwielbiasz wzbudzać kontrowersje i prowokować. Nie zależy Ci, żeby ludzie Cię lubili?
[śmiech] Oczywiście, że mi zależy. Chcę, żeby wszyscy mnie kochali!
WYWIAD Z BERNDEM EICHINGEREM
Co zainspirowało Cię do przeniesienia na ekran tak kontrowersyjnej francuskiej powieści jak Cząstki elementarne?
A dlaczego w ogóle kręcimy filmy? Coś w określonej historii musi cię poruszyć, ująć, zafascynować. Kiedy czytałem tę książkę, uderzyła mnie jej oryginalność, świeżość – natychmiast poczułem, że chciałbym ją przełożyć na język kina.
Wszystko wydaje się wskazywać na to, że nadeszły czasy dla lekkich, łatwych historii z nieskomplikowanymi bohaterami; Houellebecq żadną miara nie może zostać zaliczony do tej kategorii. Czy ekranizacja jego prozy to świadome ryzyko rynkowe?
O największym ryzyku należy mówić wtedy, gdy producenci sądzą, że wiedzą dokładnie, czego chce publiczność. To pułapka, w którą może wpaść każdy producent i reżyser. Jeśli próbujesz śledzić gusty widzów albo dostosowywać do nich swój nastrój, już popełniłeś nieodwracalny błąd. Przyglądam się temu od dawna i jak dotąd wszystkie te rozważania o komercyjnym sukcesie są zupełnie zbędne. Gdybyśmy rzeczywiście wiedzieli, co działa, od razu zostalibyśmy milionerami i nie potrzebowalibyśmy robić żadnego filmu więcej. Kręcenie filmów sprowadza się tak naprawdę do dwu rzeczy: po pierwsze, trzeba stale pracować nad czymś, co jeszcze nie zostało zrobione; po drugie, sama historia musi dotykać czegoś ważnego (i często trudnego do wyrażenia) w głębi nas samych. Weźmy Siódmą Symfonię Beethovena – ta muzyka mnie porywa. Ale jeśli spytałbyś, jak albo dlaczego tak się dzieje, nie potrafiłbym Ci odpowiedzieć. Tak samo jest z tą powieścią. Te idee w jakiś sposób odnoszą się do mojego obecnego życia, przemawiają do mnie. Zapewne mogą szokować, ale to nie ma znaczenia. Liczy się oryginalność.
Panuje dość powszechna opinia, że tej powieści nie da się przełożyć na język filmu…
Ludzie twierdzą tak, odkąd robię filmy. Najpierw mówili w ten sposób o Niekończącej się opowieści, potem o Imieniu róży, a ostatnio o Pachnidle. Z reguły traktujemy tak każdą powieść, gdy próbujemy odnaleźć główny watek. Dla mnie jedynym niezbędnym warunkiem jest, by dotyczyła ona ludzi. Dlatego nigdy nie mógłbym zrobić filmu opisującego sytuację społeczną z czysto teoretycznego punktu widzenia. Nie o tym robi się filmy. Cząstki elementarne opowiadają skrajnie trudne historie życia; widzimy, jak ich bohaterowie z dzieci stają się dorosłymi. To właśnie możliwość głębokiego wglądu w ich świadomość oraz w splątane losy czyni tę historię tak intrygującą.
Czy to oznacza, że ta powieść ma pełnić rolę zwierciadła dla nowoczesnego społeczeństwa i jego systemu wartości?
Ostatecznie, film mówi o końcu XX stulecia. Ale proszę pozwolić mi powiedzieć raz jeszcze wyraźnie: cała sytuacja została pokazana poprzez pryzmat osobistego, indywidualnego losu każdego z jej uczestników.
Na ile film różni się od książki Houellebecqa?
Powieści i filmy są odrębnymi formami artystycznymi. Mam wrażenie, że zwrot „ekranizacja powieści” nie jest najszczęśliwszy. Może lepiej brzmiałoby „ekranizacja materiału powieściowego”. Wyświadczylibyśmy sobie samym niedźwiedzią przysługę, gdybyśmy próbowali filmować Cząstki elementarne przenosząc je strona po stronie na ekran. Książkę czyta się wiele dni, tygodni; a film trwa tylko dwie godziny. Książka prowadzi czytelnika szkicując zarys w jego wyobraźni, film musi odkryć obraz w tym szkicu. Dlatego filmy mają własny, odrębny rytm. Akcja i jej rozwinięcie muszą być budowane w określony sposób. Zarazem konstrukcja filmu powinna łączyć się z rodzajem obrazowania w powieści.
Michel Houellebecq w swych książkach pokazuje skrajne postawy wobec seksu. Jak potraktowana została ta problematyka w filmie?
Jestem przekonany, że seksualność jest głównym czynnikiem sprawczym w naszym życiu. Tym, co ostatecznie nas motywuje, jest pewnego rodzaju agresja, która ma wiele wspólnego z seksem. Tego właśnie dotyczy część książki i w konsekwencji – znaczące partie filmu.
To nieco dziwne, że producent włącza się w tworzenie scenariusza…
Przeważnie pomija się faktu, że zaczynałem karierę nie jako producent czy reżyser, ale właśnie jako scenarzysta. To zadanie każdego producenta: upewnić się, że ma dobry scenariusz. A może to zrobić tylko wtedy, gdy ma swój udział w jego pisaniu.
Czy sądzisz, że Cząstki elementarne przemawiają silniej do mężczyzn?
Przeciwnie! Kobiety prawdopodobnie bardziej zainteresują się tym filmem. Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby stało się odwrotnie. To właśnie dla kobiet zazwyczaj bardziej pociągające są „zakręcone historie”. Mężczyźni chcą, żeby akcja toczyła się zwyczajnie. Natomiast kobiety potrafią docenić filmy, w których nie wszytko dzieje się ot tak, po prostu. Dlatego uważam, ze zarówno kobiety jak i mężczyźni obejrzą ten film i znajdą w nim coś dla siebie.