Reklama

"Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł": O PRODUKCJI

Na realizację "Czarnego czwartku" przewidziano 31 dni zdjęciowych. Większość z nich realizowano w plenerze, wykorzystując miejsca autentycznych wydarzeń z grudnia 1970 roku m.in. okolice stacji SKM Gdynia-Stocznia, dworzec PKP Gdynia Główna, Kościół NMP - Kolegiata Gdyńska, Urząd Miasta Gdyni, Cmentarz Komunalny na Witominie; Szpital Morski im. PCK, gmach Dowództwa Marynarki Wojennej, a także wnętrza byłego gmachu KC PZPR w Warszawie.

Na realizację "Czarnego czwartku" przewidziano 31 dni zdjęciowych. Większość z nich realizowano w plenerze, wykorzystując miejsca autentycznych wydarzeń z grudnia 1970 roku m.in. okolice stacji SKM Gdynia-Stocznia, dworzec PKP Gdynia Główna, Kościół NMP - Kolegiata Gdyńska, Urząd Miasta Gdyni, Cmentarz Komunalny na Witominie; Szpital Morski im. PCK, gmach Dowództwa Marynarki Wojennej, a także wnętrza byłego gmachu KC PZPR w Warszawie.

Ponieważ od tamtych tragicznych wydarzeń minęło 40 lat, kierowana przez Zbigniewa Daleckiego ekipa scenograficzna musiała włożyć ogromną ilość pracy w odtworzenie realiów PRL-u z początku lat 70. Od początku twórcom przyświecała idea, by ówczesną rzeczywistość oddać w jak najbardziej wiarygodny sposób. - W filmie dominują różne odcienie szarości: od rdzawych elementów kładki nad stacją Gdynia Stocznia i prowadzących na nią drewnianych schodów, po srebrzyste nawierzchnie ulic wybrukowanych kostką, którymi niesiono na drzwiach zakrwawione ciało osiemnastoletniego Zbyszka Godlewskiego - mówi reżyser filmu Antoni Krauze.

Reklama

Zadania ekipie nie ułatwiła pogoda. Zdjęcia realizowano w okresie od 16 lutego do 31 marca 2010, kiedy Gdynię pokryła obfita warstwa śniegu. Ponieważ w połowie grudnia 1970 roku na trójmiejskich ulicach widać było jedynie poranny szron, wiele godzin poświęcono na odśnieżanie miejsc, w których realizowano zdjęcia do "Czarnego czwartku".

Niełatwym okazało się także znalezienie kostiumów dla kilkusetosobowej grupy statystów. Problemem nie były ubrania cywilne - wiele z nich kupiono po prostu w lumpeksach, a część przynieśli sami gdynianie odpowiadając na ogłoszenie producentów filmu, lecz polowe mundury milicyjne, które w latach 60. wykonane były z materiału moro, dziś już nieprodukowanego. Na potrzeby filmu zamówiono więc specjalną partię materiału, a następnie pod okiem odpowiedzialnej za kostiumy Anny Grabowskiej uszyto ubrania na miarę dla ekranowych funkcjonariuszy MO.

Filmowców na planie kilkakrotnie odwiedziła Stefania Drywa razem z synem Romanem. Chwaliła pracę scenografów, którzy drobiazgowo odtworzyli w hali ówczesne mieszkanie Drywów.

- Naszą naczelną zasadą było uniknięcie fałszu. Wszystko musiało być naturalne. Nie mogło być żadnej kreacji artystycznej, ekspresji, która spowodowałaby pociągnięcie widza w jakąś stronę. Staraliśmy się, by wszystko było "jeden do jednego" - wspomina autor zdjęć Jacek Petrycki. - Bardzo nie chcieliśmy szokować. Ale gdy zaczęliśmy tworzyć plan filmowy, który musiał być "dotknięty" tą krwią ściekającą po schodach, to się okazało, że ta rzeczywistość jest bardzo brutalna - dodaje.

Już na etapie przygotowań postanowiono, że główny wątek, dramat Brunona i Stefanii Drywów, opowiedziany zostanie w sposób statyczny. Kamera śledziła twarze bohaterów, ich drobne gesty, czułości i rutynowe, codzienne zachowania. Sposób opowiadania zmienia się wraz z rodzącym się w Stefanii niepokojem o los męża. Rytm ujęć staje się pospieszny, coraz gwałtowniejszy.

Z opowieścią o losie Drywów od początku kontrastować miały wydarzenia na ulicach Gdyni. Kamera rejestrowała akcję z bliska, w ruchu, stając się współuczestnikiem zajść. Krótkie, dynamicznie montowane ujęcia, szczególnie, gdy jesteśmy świadkami drastycznych obrazów ran i śmierci, przebijane są szerokimi planami, aby pokazać skalę rekonstruowanych wydarzeń.

Jeszcze inny rodzaj narracji zastosowano w scenach narad Gomułki i jego gabinetu politycznego. Statycznym, opartym na dialogu sytuacjom towarzyszą dyskretne jazdy kamery przyglądającej się ludziom znajdującym się na szczytach władzy, którzy nie zdawali sobie jeszcze sprawy, że kończą się dni ich politycznej kariery.

Twórcy filmu podkreślają, że "Czarny czwartek" nie jest tylko filmem o wydarzeniach Grudnia '70, lecz mówi o czymś, co dotyka nas codziennie. To film o kryzysie zaufania i kryzysie wiary.

Produkcja "Czarnego czwartku" kosztowała blisko 7 mln. złotych. Film otrzymał dofinansowanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w kwocie 4 mln złotych. Premierę i dystrybucję "Czarnego czwartku", jako wielkiej opowieści o polskim losie czasów komunizmu wsparł Instytut Pamięci Narodowej. Honorowy Patronat nad filmem objął Prezydent RP Bronisław Komorowski.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy