Reklama

"Coś": KONIEC ŚWIATA. SCENOGRAFIA W "COŚ"

Dla scenografa, Seana Hawortha, praca nad filmem "Coś" była bardzo trudnym twórczym wyzwaniem: musiał zaprojektować całą scenografię w oparciu o wcześniejszy film Carpentera. Haworth wspomina: "To była ciężka, detektywistyczna robota. Ślęczeliśmy nad każdym najdrobniejszym momentem filmu Carpentera, by spośród miliona drobnych wskazówek w nim zawartych, wybrać te, które były ważne i miały sens".

Aby uzyskać efekt, na którym zależało zarówno jemu, jaki i reżyserowi, Haworth przestudiował mnóstwo magazynów o ludziach żyjących na Antarktydzie, czytał recenzje filmów dokumentalnych o tym regionie i przejrzał niezliczoną ilość zdjęć, które mogły być pomocne. "To norweska baza, ale naukowcy, którzy uczestniczą w badaniach pochodzą z różnych części świata" - opowiada scenograf. - "Każda postać wnosi do filmu część swojego świata: rodzinne fotografie, rzeczy osobiste, książki, które czytają i płyty, których słuchają." Norweska obsada filmu okazała się bardzo pomocna w jego pracy - byli doskonałym źródłem informacji. Potrafili wskazać norweskie przeboje, które były popularne w latach osiemdziesiątych i, które w filmie śpiewała załoga Thule Station.

Reklama

Przeważająca część akcji w filmie rozgrywa się w norweskiej placówce badawczej na Antarktydzie. Film był kręcony w północnej części Kolumbii Brytyjskiej (prowincja Kanady) i w okolicach Toronto. Newman tak wspomina zdjęcia realizowane w Kolumbii Brytyjskiej: "Istnieje bardzo niewiele miejsc na ziemi, gdzie nie ma drzew, a krajobraz przypomina Antarktydę... poza samą Antarktydą, rzecz jasna. To, że kręciliśmy w Steward w Kolumbii Brytyjskiej, czyli bardzo blisko miejsca, w którym powstawał film Carpentera, nie jest więc, aż tak wielkim zbiegiem okoliczności." Ta lokalizacja pozwoliła filmowcom odczuć na własnej skórze atmosferę klaustrofobii, niebezpieczeństwa i paranoi, która dominuje w filmie. Newman relacjonuje: "To bardzo klaustrofobiczne przeżycie dla bohaterów filmu. Wychodząc raptem trzydzieści kroków poza bazę możesz się zgubić i zamarznąć na śmierć przed upływem godziny. To najlepiej obrazuje specyfikę tej części świata. Ważnym dla nas było, by przedstawić to miejsce takim, jakie w istocie jest: pięknym i niebezpiecznym".

Dla producenta wykonawczego, Davida Fostera, powrót do świata, w którym toczyła się akcja pierwszego filmu, był przeżyciem trochę surrealistycznym. "Od czasu, kiedy kręciliśmy pierwszy film w Kanadzie, minęło trzydzieści lat" - mówi Foster. - "Tym razem naszym głównym bohaterem jest kobieta, a nie mężczyzna, niemniej jednak, Kate musi w obrębie swojej norweskiej bazy być równie wyrazistym przywódca, jak MacReady w amerykańskim obozie".

Winstead uważa, że lokalizacja był bardzo pomocna w kreowaniu postaci: "Izolacja jest bardzo ważnym elementem w filmie, buduje niepewność, co do tego, którym ludziom możesz ufać i na których możesz polegać. Plan zdjęciowy w tym bezkresnym pustkowiu, gdzie nie możesz liczyć na pomoc z zewnątrz, bo w odległości wielu mil nie mieszka nikt, wzmaga uczucie klaustrofobii i paranoi".

Wybór lokalizacji był podyktowany również innymi względami, jak na przykład koniecznością doszczętnego spalenia obozu naukowców. Kaskaderzy i pirotechnicy, odpowiedzialni za tę część zdjęć mogli pójść na całość. Do podobnych celów był często wykorzystywany kamieniołom w okolicach Toronto - na którego skałach i żwirze został w zbudowany obóz Norwegów. Warunki pogodowe był jak zawsze nieprzewidywalne, a Haworth potrzebował śniegu nieprzerwanie, więc ekipa musiała stworzyć sztucznie plenery naśladujące naturalne. "Eksperymentowaliśmy z każdą możliwą metodą uzyskiwania sztucznego śniegu" - opowiada Haworth. - "Nasz dekorator spędził długie godziny na testowaniu różnych rozwiązań. W końcu wymyślił doskonały sposób wytwarzania sztucznego śniegu ze stopionego wosku rozpylanego przez specjalne urządzenia." Odtworzenia warunków, jakie panują na Antarktydzie było dużym wyzwaniem dla ekipy scenograficznej. "Stolarze i dekoratorzy produkowali masowo woskowy śnieg, a ludzie od efektów specjalnych opracowali aż 92 odmiany sztucznego śniegu. Spędziliśmy mnóstwo czasu na poszukiwaniach, drapaniu się po głowie i ciężkiej fizycznej pracy".

Sztuczny śnieg okazała się wielkim sukcesem. Mimo zmiennej pogody, która wahała się od wysokich temperatur, po ulewne deszcze, śnieg wymyślony przez Hawortha, po trzech tygodniach zdjęć wyglądał jak nowy. Aktorzy na planie mieli wrażenie, że chodzą po prawdziwym śniegu. Winstead wspomina: "Codziennie na planie piętrzyły się tony sztucznego śniegu i lodu, które były tak realistyczne, że wywoływały uczucie zimna. To niesamowite, jak sugestywnie oddziałuje to na psychikę." Edgerton ma jeszcze inne wspomnienia z tego okresu: "Na początku kwietnia kręciliśmy na zewnątrz i było okropnie zimno" - mówi. - "Pod koniec zdjęć temperatura osiągała pułap 30 stopni Celsjusza, a my ciągle graliśmy w tych samych ciuchach... ubrani jak na Antarktydzie. Ludzie na zewnątrz nosili szorty i siatkowe koszulki. Tak - różnice temperatur dostarczały nam sporo rozrywki".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Coś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy