"Constantine": WŁAŚCIWY REŻYSER
Francis Lawrence, znany z wyreżyserowania kilku nagrodzonych licznymi nagrodami wideoklipów muzycznych uznanych wykonawców, jest znany w środowisku filmowym z umiejętności rozpoznawania najbardziej istotnych elementów fabuły i stopniowego obudowywania ich kolejnymi wydarzeniami. Reżyser jest także miłośnikiem filmu noir. Mówi = Do całego projektu przyciągnęła mnie postać antybohatera, Johna Constantine’a, i nastrój opowieści. Świat pokazany w tym scenariuszu jest ciekawy, a sama fabuła rozwija się w całkowicie nieprzewidywalnym kierunku.
Zaintrygowany Lawrence zatopił się w materiałach źródłowych, zaczął studiować powstałe już szkice, rozmyślać nad pomysłami. Przedstawił je zespołowi produkcyjnemu w czasie, gdy zaczęto poszukiwania reżysera. Reakcja przeszła jego najśmielsze oczekiwania.
- Gdybym mógł wymyślić jedno kłamstwo, które mógłbym mówić przez resztę mojej kariery, powiedziałbym, że to ja i tylko ja osobiście zadecydowałem o zatrudnieniu Francisa – śmieje się Goldsman. – Ten facet ma coś w sobie – jest niewiarygodnie dobrym reżyserem.
Wbrew oczekiwaniom producentów, wynikających z poprzednich dokonań Lawrence’a, reżyser nie podszedł do materiału z wizualnego punktu widzenia. – Jego talent do wizualizacji opowieści jest widoczny w nakręconych przez niego teledyskach, ale w trakcie naszego pierwszego, dwugodzinnego spotkania, gdy bez przerwy mówił o scenariuszu i postaciach z filmu, ani razu nie poruszył tego, jak wyglądają – przypomina sobie di Bonaventura. – Zazwyczaj gdy za realizację filmu fabularnego biorą się reżyserzy pracujący wcześniej nad wideoklipami lub reklamami, bardzo dużą uwagę przywiązują do wizualnej strony filmu, ponieważ ma ona bardzo duże znaczenie w ich wcześniejszej pracy. Właśnie dlatego zwróciłem uwagę na to, co mówi Lawrence. Po 13 latach pracy w studio spodziewałem się czegoś całkowicie odmiennego. Byliśmy pod wrażeniem tego, jak doskonale interpretuje fundamentalne dla opowieści sceny filmu.
Jeśli chodzi o stronę wizualną, Lawrence był doskonale przygotowany. – Na nasze spotkania Francis przychodził ze swoimi szkicami. W naszym biznesie oznacza to, oczywiście, że zamiast zjawiać się w garniturze i pod krawatem, z cv w teczce, przychodzi się w dżinsach i podkoszulku, za to z 25 szkicami piekła – mówi Goldsman. – Od razu kupił mnie swoim pomysłem, że w naszym świecie istnieje koło siebie i piekło, i niebo. Kiedy odchodzi się z tego świata, trafia się do takiego samego pokoju, w którym się umarło, tyle że albo w otchłani, albo w raju. To był doskonały pomysł, dał nam całkowicie nowe możliwości, idealnie wyraził się w nim charakter filmu, jego przesłanie.
Lawrence chciał pokazać krajobraz piekła w nowy sposób. – Przypomniałem sobie w jaki sposób otchłań przedstawiana jest w sztuce, jak malowali ją Bruegel i Bosch, jak często pokazuje się ją jako oleiście czarną pustkę. To nie są obrazy, które mogą przemówić w filmie. Brak w nich punktu odniesienia. Chciałem, by w mojej wizji piekło było rozpoznawalne. Kiedy więc Constantine jest w mieszkaniu Angeli i na chwilę przechodzi do piekła, znajduje się w diabelskiej wersji tego mieszkania, kiedy wychodzi na ulicę, to piekielna wersja ulicy Los Angeles. Dzięki temu ludzi widzą na filmie otoczenie, jakie znają, jakie mogą zobaczyć każdego dnia.
Dokładnie opisał rozmaite demony i duchy, jakie występują w opowieści i przekazał swoje sugestie na temat aktorów, których widziałby w poszczególnych rolach. – Ciekawe, że olbrzymia liczba rzeczy, o których mówił w trakcie naszego pierwszego spotkania, rzeczywiście znalazła się w filmie – dodaje Stoff.
Gotowość reżysera do pokazania wielu rzeczy w nowy lub w nietypowy sposób doskonale współgrała z opowieścią, w której nikt i nic nie jest czarne lub białe, której bohaterowie zrywają ze stereotypami: twarda policjantka szuka pomocy u eksperta zajmującego się parapsychologią, anioł będący przedstawicielem Boga na Ziemi prowadzi własną politykę, ksiądz nie może dokonać egzorcyzmów, a właściciel nocnego klubu otwiera jego podwoje dla przedstawicieli obu zwaśnionych stron…. W centrum jest jeszcze postać bohatera, który nie chce być żadnym herosem. Mówi o tym scenarzysta Frank Cappello: - Mamy tu faceta, który ma problemy z Bogiem. Nienawidzi diabła. Walczy z najbardziej potwornymi demonami, ale nie potrafi dać sobie rady ze swoimi nałogami, takimi jak palenie, co – całkiem dosłownie – zabija go. To ktoś, kto próbuje uratować samego siebie, a nie świat.
- To nie jest film, w którym wszystko jest ładnie wyjaśnione – mówi Goldsman. – Nie próbowaliśmy podsuwać widzom gotowych rozwiązań, zamiast tego daliśmy im coś, nad czym mogą się zastanawiać. Swoją opinię dodaje di Bonaventura: - Równie ważne jest, że nie próbujemy nikogo do niczego przekonywać. Ten film jest z jednej strony nieskomplikowaną rozrywką, z drugiej, jeśli ktoś chce się nad nim zastanowić, to materiał do dyskusji na tematy filozoficzne. Ale pozwólcie, że najpierw was przerazimy, dopiero potem szukajcie odpowiedzi na zadane przez nas pytania.