"Comic-Con Epizod V: Fani kontratakują": REŻYSER O FILMIE
Latem 2009 roku wybrałem się na mój pierwszy w życiu Comic-Con do San Diego. Od dawna obiecywałem sobie tę podróż, moją osobistą pielgrzymkę do Mekki geekostwa, ale zawsze coś stawało mi na drodze. Kręciłem właśnie "Simpsons 20th Anniversary Special" i pojechałem tam, by znaleźć najbardziej szalonych i oddanych fanów tego serialu. A tak naprawdę odnalazłem świat,
który poruszył we mnie najczulsze struny.
Dorastałem w Zachodniej Wirginii i byłem geekiem. Pożerałem wręcz komiksy, horrory i kolejne numery magazynu "Mad". Tak, jakby to tylko one utrzymywały mnie przy życiu. I na swój sposób tak właśnie było. Nie byłem po prostu fanem. Byłem uzależniony. I te książki, te opowieści dostarczały mojemu mózgowi i mojej duszy wszystkiego, czego one potrzebowały do życia - widok
na świat, do którego nie miałem dostępu, a co najważniejsze świadomość tego, że gdzieś tam są inni ludzie wyautowani i zagubieni i pokręceni zupełnie jak ja.
A teraz, w końcu, byłem tam! Sen stał się rzeczywistością. Przez pierwszą godzinę na Comic-Con rozpływałem się w ekstazie. Zostałem przeniesiony z powrotem do ciała tego dwunastolatka, gapiącego się szeroko otwartymi oczami i z niedowierzaniem na swoich idoli i wielkie inspiracje - Sergio Aragonesa, Franka Millera i Stana Lee we własnej osobie.
Ściskając rękę tego ostatniego, dziękowałem mu za to, że dał temu młodemu chłopakowi pewność siebie i obudził w nim pragnienie opowiadania historii. Dziękowałem mu za to, że pomógł mi zostać tym, kim dzisiaj jestem. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się tym swoim słynnym uśmiechem Stana Lee i powiedział: "Wiesz co, Morgan? Powinniśmy zrobić razem film. Powinniśmy zrobić razem film dokumentalny! Powinniśmy razem zrobić film dokumentalny o Comic-Con!".
Przez ostatnie dwie dekady prawie każdego roku filmowcy próbowali zrobić film, który opowiadałby historię tego miejsca, tego małego konwentu, na który kiedyś przyjechało kilkaset osób, a dziś odwiedza go blisko 150 000 fanów. Miejsca, które ma wpływ na każdy segment branży rozrywkowej. I zawsze słyszeli jedną odpowiedź: "nie". Ale tym razem było inaczej.
Połączyłem swoje siły ze Stanem Lee, Jossem Whedonem, założycielem Legendary Pictures Thomasem Tullem oraz królem wszystkich fanboyów Harry Knowlesem i stworzyliśmy geekowską "Drużynę Marzeń", by opowiedzieć o tej niezwykłej imprezie, jaką jest Comic-Con. Każdy z nas wybrał to, co jest na niej najważniejsze według niego, ale na końcu i tak wszystko wracało do fanów. Do tych, którzy przyjeżdżają tu co roku, ale też tych, którzy żyją głęboko w każdym z nas.
Comic-Con został zbudowany na naszej miłości i pasji i dzięki nim przetrwał. Każdy znajdzie tam dla siebie coś, co sprawi, że przypomni nam się, jak to było być dzieckiem. Czy jesteśmy kolekcjonerami, czy cosplayowcami, artystami czy geekami. To miejsce, które przypomina nam, jak ważne jest, by marzyć. Comic-Con to nawet nie wydarzenie... to stan umysłu. I ten film pokazuje dlaczego tak bardzo go kochamy, a wszystkim innym uświadamia co tracą.