"Cisza": NA SKRZYŻOWANIU LUDZKICH LOSÓW
„Cisza” to spotkanie dwóch znaczących osobowości polskiego kina. Krzysztof Piesiewicz to współtwórca światowego sukcesu Krzysztofa Kieślowskiego: współautor kilkunastu scenariuszy do jego filmów - od „Bez końca” poprzez „Dekalog” i „Podwójne życie Weroniki” po „Trzy kolory”, bodaj najbardziej znany na świecie polski scenarzysta, członek hollywoodzkiej Akademii Filmowej, a przy tym - prawnik, polityk, niekwestionowany autorytet moralny. Dorobek Michała Rosy, twórcy „Gorącego czwartku” i „Farby”, jest znacznie skromniejszy, ale również interesujący. Dzieli ich wiek i doświadczenie, a także sposób opowiadania o otaczającej nas współczesności. Łączy natomiast skłonność do refleksji, wrażliwość na drugiego człowieka, umiejętność opisu rzeczywistości i budowania na nim wniosków o charakterze uniwersalnym. Ich spotkanie było nieuniknione.
„Cisza” to pierwszy utwór z zakrojonego na osiem autonomicznych filmów projektu „Naznaczeni” autorstwa Piesiewicza. W zamiarze scenarzysty będzie to zbiorowy portret współczesnych młodych Polaków - uczestniczących w zachodzących w naszym kraju przemianach, szukających swego miejsca, swojej tożsamości, uczących się patrzenia na świat i jego oceny, broniących wartości, o których inni, poddający się narastającemu tempu codziennego życia, wolą nie pamiętać. Zagłębiając się w „Ciszę” można sobie wyobrazić całość cyklu jako rodzaj przewodnika na początek nowego milenium - przewodnika po świecie bezwzględnym, unifikującym, niszczącym wszelką indywidualność. W sytuacji wymagającej od jednostki niezwykłego hartu i siły ducha, przewodnik Piesiewicza pokazuje, jak bronić swej tożsamości, skąd czerpać odwagę do przeciwstawienia się powszedniości, dlatego należy opowiedzieć się za tradycyjnym systemem wartości - mało może oryginalnym, lecz w swej istocie nie tracącym na swej atrakcyjności.
To wszystko można odnaleźć w „Ciszy”. Jej bohaterowie reprezentują dwa światy, koegzystujące a nawet wzajemnie się przenikające we współczesnej Polsce, choć żyjący w nich ludzie nie do końca zdają sobie sprawę z tej koegzystencji.
Mimi kieruje działem sprzedaży prężnej firmy kosmetycznej, wszystko podporządkowała karierze: bezwzględna wobec siebie samej, równie bezlitosna potrafi być dla swoich pracowników, a nawet - dla najbliższej rodziny. Całe jej życie to nieubłagane parcie do przodu, bez oglądania się na innych: duże mieszkanie, luksusowy samochód, drogie ciuchy. Bezgraniczne poświęcenie się pracy i brak zrozumienia dla tych, którzy nie potrafią przyjąć takiej postawy za własną. I jeszcze jedno: tak samo intensywne spędzanie czasu wolnego - techno, równie mechaniczny seks. Pełny automatyzm, działanie według ściśle określonego schematu i brak refleksji.
Szymon wydaje się jej przeciwstawieniem. Maszynista pociągów towarowych, wynajęte mieszkanie, niewielka pensja, skromne samotne życie bez rozrywek. A przy tym zainteresowanie losem innych, dyktowane pragnieniem spokoju i harmonii, których sam nigdy nie zaznał. Bynajmniej nie z powodu lichej sytuacji materialnej - ścieżki Szymona i Mimi już się kiedyś przecięły. To on był - mimowolnym, chociaż nie jedynym, ale zawsze - sprawcą wypadku drogowego, w którym zginęli jej rodzice. Od tamtej tragicznej chwili minęło około 20 lat. Miałoby więc życie Szymona być pokutą za tamten czyn? Niekoniecznie. To życie z misją - misją ocalenia dziewczyny, która znalazła się na krawędzi pośrednio z jego winy. „Cisza” to opowieść o tym, jak ta misja się wypełnia.
W pewnym sensie „Cisza” jest filmem o Aniele Stróżu. Szymon odnajduje Mimi w tłumie, powstrzymuje w jej pędzie, każe zastanowić się nad codziennym postępowaniem, zmusza do zainteresowania się swoimi korzeniami i swoim - odsuniętym na boczny tor - dzieckiem. Dziewczyna broni się przed tą ingerencją w swoje życie, ale w końcu ulega: dokonywane impulsywnie zmiany w jej życiu mają zrazu charakter powierzchowny, z czasem jednak stają się coraz bardziej stałe... Ale „Cisza” jest zarazem opowieścią o tym, jak los kpi z najbardziej nawet szczytnych idei. I o tym, że człowiek nie powinien na siebie brać spraw boskich, skoro nie ma dość hartu, by oddzielić ludzkie od boskiego. Skoro nie ma dość hartu? Przecież zazwyczaj nie ma dość hartu: sprawy komplikują się, przybierają czasem tragiczny, a czasem wręcz groteskowy obrót. Na szczęście, wcześniej była ta chwila ciszy, wsłuchanie się w samą siebie, i refleksja, która pozwoli zatrzymać się, może zawrócić a może zacząć wszystko od nowa, która zaowocuje dojrzałością i da siłę, by stawić czoło wyzwaniom otaczającego świata.
Dwoje bohaterów, dwa światy, dwa różne style obrazowania. Michał Rosa zbudował na podstawie scenariusza Krzysztofa Piesiewicza ekwiwalent naszej, polskiej rzeczywistości. „Cisza” wpisuje się w ten nurt polskiego kina, który opowiadając o losach jednostek odwołuje się do doświadczeń nas wszystkich. Nurt, którego wielkim reprezentantem był Krzysztof Kieślowski, a który po jego śmierci zbyt rzadko wypełnia się nowymi dziełami. Film Rosy i Piesiewicza - dynamiczny i pulsujący mocnym rytmem a zarazem dotykający spraw wymagających ciszy i spokoju - budzi nadzieję na odnowienie tej tradycji polskiego kina.