"Cichy Chaos": KILKA SŁÓW O FILMIE:
NANNI MORETTI:
Staraliśmy się pozostawić znaczenie książki, jej rdzeń, emocje, jednocześnie upraszczaliśmy wiele zdarzeń, bo powieść składa się z wielu wtrąceń, wspomnień, dialogów wewnętrznych Pietro. Zostawiliśmy jego uczucia i emocje. W jakiś sposób uprościliśmy opowieść.
Wydaje mi się, że nie byłbym w stanie stworzyć postaci Pietro, gdybym sam reżyserował. Byłbym znacznie bardziej zmęczony, zdenerwowany, zlękniony i mniej skoncentrowany na aktorstwie. Teraz wiem, czemu nie chciałem podjąć się reżyserii.
ANTONELLO GRIMALDI:
Usunąłem ze scenariusza prawie wszystkie sceny, w których nie pojawiał sie główny bohater, Pietro Paladini. Początkowo było ich znacznie więcej. Pozostały zaledwie trzy: jedna, kiedy brat Pietro spotyka go na skwerze, druga w Wenecji i ostatnia, w której pojawia się żona Jeana Claude'a. A to dlatego, że cała filmowa opowieść jest widziana oczami Pietro, jego emocjami w danej sytuacji. Większość tego, co przeżywa, wydarza się na skwerze. Powoli zaczyna znać ten skwer i vice versa. (?) Dla mnie to trochę tak, jakby ten skwer był "żywy", jakby ostrzegał Pietro, chronił przed niebezpieczeństwem.
Największym wyzwaniem w pracy nad filmem było połączenie roli głównego bohatera, związanego z jednym miejscem i jednoczesnego pozbycia się wrażenia stateczności obrazu. Pomysł ściągnąłem z książki Veronesi'ego: Pietro siedzi przed szkołą nie tylko po to, żeby obserwować córkę, ale po to, by z dystansem spojrzeć na swoje życie.
Pietro jest punktem wyjścia dla każdej sceny, w sensie metaforycznym i dosłownym. Jest narratorem filmowej opowieści. W sensie technicznym, posługiwałem się tak kamerą, bym mógł opisać jego emocje, respektując jego niechęć do okazywania smutku.
Wydaje mi się, że udało mi się sportretować czekanie, prawidłowo odtworzyć to, co było tak dobrze opisane w powieści: myśl, że dzisiejsi ludzie stają twarzą w twarz ze śmiercią, ale nie są zdolni uwierzyć żadnej religii czy tradycji.