"Chopin - Pragnienie Miłości": DANUTA STENKA - GEORGE SAND
Reżyser nie miał ponoć żadnych wątpliwości i od razu wskazał Panią jako najlepszą kandydatkę do roli George Sand. Czy wyjawił, jakie względy o tym zadecydowały?
O ile mi wiadomo, pan Antczak widział jedną z moich ról w Teatrze Telewizji i to chyba zdecydowało o jego pierwszym telefonie i naszym spotkaniu. No i widocznie spotkanie wypadło na tyle satysfakcjonująco, że zdecydował się obsadzić mnie w tej roli.
Grała Pani George Sand kilka lat temu w sztuce Teatru Telewizji Kochankowie z klasztoru Valdemosa. Czy pomogło to Pani w pracy nad rolą w filmie Jerzego Antczaka?
Fakt, że zagrałam wcześniej Sand, miał niewielki wpływ na moją pracę w Chopinie. Być może pomogło mi to podczas pierwszych lektur scenariusza i przy pierwszych rozmowach z reżyserem, zanim jeszcze zaczęłam się przygotowywać do tej roli. Fabuła sztuki dotyczyła głównie okresu spędzonego przez George Sand i Chopina na Majorce. Bardzo byłam ciekawa, jak na to spojrzę po latach. Kiedy przeczytałam scenariusz, okazało się, że ja i reżyser odbieramy postać George bardzo podobnie. Moje myślenie o niej nie zmieniło się od czasu, gdy grałam ją w Teatrze Telewizji.
Jakie wrażenia wyniosła Pani z prób, które odbywały się u Państwa Antczaków przed rozpoczęciem zdjęć do filmu? Czy taka forma przygotowań, bliska raczej teatrowi, sprawdza się w kinie?
Sądzę, że takie próby mają sens. Wcześniej, ilekroć przystępowałam do pracy w filmie, najczęściej okazywało się, że niestety spotykaliśmy się wszyscy dopiero na planie, i zazwyczaj wiele czasu upływało, zanim udawało nam się znaleźć wspólny język. Próby przed rozpoczęciem zdjęć do Chopin – Pragnienie Miłości były nieocenione. Pamiętam siebie z pierwszych naszych spotkań, kiedy złapałam się na tym, że jestem mocno speszona sytuacją, w której muszę się wdzięczyć do mojego młodszego kolegi (Piotra Adamczyka). Zdecydowanie nie mam skłonności w tym kierunku – w przeciwieństwie do George Sand (śmiech) – i było to dla mnie piekielnie krępujące. Wydaje mi się, że gdyby spadło to na mnie na planie podczas pierwszego dnia zdjęciowego, straciłabym pewnie połowę czasu i energii na wydobycie się z tej sytuacji. Dlatego bardzo cenię sobie ten czas oswojenia, poszukiwań, wymiany poglądów, pomysłów, szukania wspólnego języka.
Jak pracowało się Pani przy angielskiej wersji filmu?
To interesujące doświadczenie. Do tej pory grając w języku angielskim, francuskim, rosyjskim czy niemieckim, pracowałam tylko nad jedną wersją językową. Tym razem miałam możliwość zagrania tej samej roli równocześnie w dwu językach. Okazało się, że łatwiej, o dziwo, grało się w języku angielskim. Zastanawiałam się, na czym to polega. Być może działo się tak dlatego, że język angielski jest bardziej syntetyczny, a do wypowiedzenia tej samej myśli po polsku trzeba było użyć znacznie więcej słów.
Ale pewnie i dlatego, że nie przywiązywałam wagi do osobnych słów, nie rozbierałam kwestii na czynniki pierwsze, traktowałam je jako całość, gotowe myśli, skupiając się przede wszystkim na emocjach.
Który moment jest według Pani kluczowy, jeśli chodzi o postać George Sand i jej związek z Chopinem?
Na pewno jest to ostatnia scena na Majorce, tuż po groźbie Maurycego, że wróci do ojca. Wtedy Sand po raz pierwszy stawia sprawę jasno, mówiąc Chopinowi – o ile sobie dobrze przypominam tę kwestię: „Nie przyjechałeś tu na miejsce moich dzieci. Jesteś obok nich”, i daje mu wyraźnie do zrozumienia, że nie jest dla niej jedyną, najważniejszą osobą na świecie. Myślę, że to jest ważny moment nie tylko w związku z Chopinem, ale i w całym życiu Sand. Od tej chwili tak naprawdę rozpoczyna się jej bardzo intensywna walka o miłość Solange i Maurycego. W tym momencie zaczyna się wielka tragedia – walka o uczucie dzieci i utrzymanie związku z Chopinem.
George Sand nie ma zbyt dobrych notowań u biografów Chopina. Wystarczy wspomnieć chociażby Iwaszkiewicza, który używa sobie na niej do woli. Pani stara się bronić Sand. Czy to tylko wyraz ponadczasowej kobiecej solidarności, czy też uważa Pani, że prawdziwa rola Sand w związku z Chopinem została wypaczona?
To naturalne, że jeśli ktoś zabiera się do pisania o życiu Chopina, musi się jakoś emocjonalnie z nim związać. I następuje wtedy – domyślam się – pewna zależność między pisarzem i opisywaną przez niego postacią. Jak pomiędzy aktorem a rolą, którą gra. Ktoś kiedyś powiedział, że dobrym aktorom nie wolno dawać ról złych ludzi, bo oni na pewno zrobią wszystko, żeby ich wytłumaczyć wobec świata. Zdaniem tych biografów, którzy umiłowali sobie Chopina, to Sand była sprawczynią wszystkiego co złe w jego życiu. Nie kochała go i napsuła mu krwi. Ale ja w to nie wierzę. To prawda, że Sand zmieniała facetów jak rękawiczki, ale starała się być w takich sytuacjach uczciwa. W momencie kiedy wygasało uczucie i namiętność – odchodziła. W latach związku z Chopinem była przecież jeszcze młodą kobietą. Gdyby rzeczywiście go nie kochała, nie decydowałaby się na kilkuletnią wstrzemięźliwość seksualną i rozstałaby się z nim. Chopin, histeryczny z natury, na pewno by się obraził i uciekł od niej. A ona przecież robiła wszystko, żeby się nim opiekować, być z nim i pozwolić mu tworzyć pod swoimi skrzydłami. Była filarem tego związku.
Chopin pokazany w tym filmie daleki jest od wyidealizowanego geniusza
-patrioty, którego znamy z podręczników...
Człowiek odarty z maski, którą mu się nakłada z rozmaitych powodów, jest zawsze ciekawy. Nasz film to uniwersalna opowieść o ludziach, do której pretekstem są konkretne postaci historyczne, konkretna, znana nam historia. Człowiek staje się naprawdę interesujący, kiedy można zajrzeć w niego głębiej. Mało tego. Jeśli ukazuje nam się on nie jako ideał – wielki, piękny, mądry i inteligentny, tylko z ułomnościami – to łatwiej go pokochać, wszyscy bowiem jesteśmy na swój sposób ułomni. I szukamy naszej ułomności w innych ludziach, zwłaszcza tych z piedestału. Szukamy w nich potwierdzenia swego człowieczeństwa. Poza tym – Boże drogi – jak długo można wytrzymać z facetem stojącym przez cały film na pomniku. Przecież to by było piekielnie nudne...