Reklama

"Chopin - Pragnienie Miłości": BOŻENA STACHURA - SOLANGE

Co oznacza, Pani zdaniem, tytuł "Chopin – Pragnienie Miłości"?

W tym tytule mieści się rodzinny dramat domu w Nohant. Mimo że druga część rozgrywająca się w Nohant, nie jest jedyna w filmie, ma kluczowe znaczenie dla fabuły. Najważniejsza staje się czwórka bohaterów: dorastające dzieci i George Sand, pogubiona między dziećmi i Chopinem, który jest coraz bardziej chory

i nieznośny. Każda z tych czterech osób odczuwa to samo – jest niekochana i walczy o tę miłość, czasem wręcz agresywnie. Myślę, że ten tytuł najpełniej oddaje dramat całej czwórki bohaterów, że nie dyskwalifikuje żadnej z tych osób, które jednakowo pragną akceptacji i miłości.

Reklama

Jaka jest Solange w tym filmie?

To dziewczyna o południowym charakterze. Jeśli kocha, to dla tej miłości jest

w stanie poświęcić wszystko. Jest żywiołowa, spontaniczna, nie kryje uczuć, szczera do bólu. Wszystko, co robi, robi bardzo emocjonalnie. Niestety los jej nie sprzyja, jest nieszczęśliwa w miłości, ma konflikt z matką. Jest bardzo, bardzo samotna.

Jak Pani sądzi, dlaczego właśnie Pani dostała rolę Solange?

Do rąk Państwa Antczaków dotarło moje czarno-białe zdjęcie, na którym, jak mówią, „zauważyli u mnie podobieństwo do Danuty Stenki i południową urodę”. Przyszli zobaczyć Wesele w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego do Teatru Narodowego, gdzie gram druhnę Kasię. Zaraz na drugi dzień Pan Jerzy Antczak osobiście zadzwonił do mnie z gratulacjami i zaprosił mnie na spotkanie z Danutą Stenką. Chciał nas posłuchać, zobaczyć, czy pasujemy do siebie wizualnie, czy mogłabym grać jej córkę. Przeczytałyśmy kilka scen. Czytałam też sceny z kandydatem na Chopina – szukano wtedy aktora i jeszcze nie był to Piotr Adamczyk. Kilka dni później dowiedziałam się, że zagram Solange. Pan Antczak chyba nie wie, że zadzwonił do mnie pierwszy raz dokładnie w moje imieniny, dlatego angaż do jego filmu to najpiękniejszy imieninowy prezent, jaki dostałam!

Zdjęcia poprzedzały próby, co jest dość niezwykłe przy kręceniu polskich filmów. Jak wyglądała współpraca z reżyserem podczas tych prób?

W pracy z aktorem Jerzy Antczak jest mistrzem. Przede wszystkim zależy mu na kontakcie z człowiekiem, nikogo nie traktuje instrumentalnie. Nie daje aktorowi poczucia, że ten ma się tylko nauczyć na pamięć tekstu i sprawnie go powiedzieć. Zanim przystąpiliśmy do kręcenia filmu, mieliśmy próby, co jest raczej rzadkością

w polskim filmie. Najpierw były próby czytane. Mogliśmy ingerować w scenariusz, zmieniać go, czasem improwizować! Potem normalne aktorskie próby, ale reżyser nigdy nie pozwalał nam grać „do końca”. „To zostawcie przed kamerę” – mówił. Myślę, że do zdjęć przystąpiliśmy dobrze przygotowani. I najważniejsze, mieliśmy okazję poznać się nawzajem, dzięki czemu łatwiej mi było stanąć przed kamerą.

Czy podczas kręcenia filmu, mimo przygotowania, zdarzało się Pani zmieniać interpretację scen?

O tak! Na przykład gdy kręciliśmy scenę w rzece. Scenariuszowo klimat tej sceny szedł w inną stronę, niż wyszło to w filmie. Scena miała być bardziej zabawna. Solange wskakuje do wody, niekompletnie ubrana, pląsa przed Chopinem, pyta go, czy jest ładna, zgrabna. W filmie nabrało to zupełnie innego klimatu. Solange przestała tańczyć i wygłupiać się. Prawie płacząc, pyta Chopina, jaka jest – a między jej słowami pojawia się prośba: „Słuchaj mnie, pokochaj mnie”. A on – zupełnie bezradny, wzruszony, rozbity – stoi tylko i mówi, żeby się ubrała. Solange zostaje w wodzie zrozpaczona. „Dlaczego nie widzisz tego, co podaje ci się na tacy? Dlaczego nie chcesz być ze mną?” – chciałaby zapytać, ale nie ma odwagi. I z czegoś, co w scenariuszu było frywolnym kawałkiem, zrobiła się dość tragiczna scena. A reżyser, który umie wsłuchiwać się w aktora, to zaakceptował.

Czy właśnie ta scena była dla Pani najtrudniejsza?

Pod względem realizacji tak. Była to ogólnie dość „zjawiskowa” scena dla całej ekipy, z licznymi przygodami. Kręciliśmy na łąkach lubartowskich, w okolicach Kozłówki. Na plan przyszłam pełna obaw, bo nie wiedziałam, jak kąpiel w rzece będziemy filmować. Oczywiście, męska część ekipy stawiła się tego dnia w komplecie, a na dodatek zleciało się pół wsi, aby nam kibicować! Potem głowy podglądaczy wystawały z szuwarów, które były w kadrze. Pogoda też płatała nam figle, co chwila chmurzyło się i musieliśmy czekać na słońce. Kręciliśmy wiele dubli i dość długo moczyłam się w bardzo zimnej wodzie, ubrana tylko w cienką, mokrą koszulę. Wszyscy byli przerażeni, że zachoruję i stracimy dni zdjęciowe. Nacierano mi całe ciało jakimś rozgrzewającym tłuszczem, dzięki temu wchodząc do wody, nie czułam tak bardzo zimna. Dostawałam też „wzmocnioną” herbatkę. Był to dla mnie prawdziwy „chrzest bojowy” na planie i od tego czasu zyskałam życzliwość ekipy. Już nie mówiąc o tym, że kto chciał się napatrzeć, to się napatrzył, bo po każdym wyjściu z rzeki zmieniano mi koszulę na suchą. Ponieważ każda minuta była na wagę złota, nie było czasu biegać do garderoby i przed kolejnym dublem przebierałam się nad samym brzegiem rzeki.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Chopin - Pragnienie Miłości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy