"Chińczyk na wynos": WYWIAD Z REŻYSEREM
"Chińczyk na wynos" jest wciągającą komedią z dużą dawką subtelnego czarnego humoru. Oto rozmowa z reżyserem Sebastianem Borenszteinem o jego filmie:
- Gdzie można odkryć prawdziwą wiadomość o "latających krowach"?
Wiadomość, że krowa spadła z samolotu na łódź rybacką, przewracając ją, przeczytałem pierwszy raz w krajowej gazecie "Clarin Argentina", wyciąłem ją i wiedziałem: ta scena rozpocznie mój kolejny film! To był kamień, który wprawił wszystko w ruch. Dopiero potem wymyśliłem historię, która uzasadnia początek.
- Czy "Chińczyk na wynos" jest bardziej o samotności czy o solidarności?
Absolutnie o samotności. Solidarność zaczyna się dopiero, kiedy samotność zaczyna pękać.
- Czas w twojej historii odgrywa ważną rolę. Dlaczego?
Postać Roberto jest zatrzymana w czasie. Jego dom, jego dobytek, jego samochód, nawet jego ubrania są całkowicie anachroniczne. Jedyną nowoczesną rzeczą w domu Roberta jest telewizor, do oglądania jego kolekcji filmowej. Roberto jest człowiekiem z przeszłości. Nawet jego humanizm jest elementem społeczeństwa, które już nie istnieje, tak jak indywidualizm. Dziś jest odwrotnie.
- Czy otrzymałeś jakieś wsparcie od strony chińskiej dla swojej produkcji?
Chiński konsulat w filmie był tylko tłem. Argentyna nie ma żadnego kontaktu z Chinami i wiem, że trudno jest pokazać tam nasz film. Jest stosunkowo mało zagranicznych
produkcji w Chińskiej Republice Ludowej, bo muszą również przejść przez formalny filtr, aby mogły zostać zatwierdzone.
- Jak udało ci się przekonać gwiazdę - Ricardo Darina - do zagrania zrzędliwego Roberta? I jak znalazłeś aktora grającego Juna?
Ricardo to mój stary przyjaciel. Kiedy przeczytał scenariusz, zakochał się w nim i w roli. Ignacio Sheng Huang był pierwszym azjatyckim aktorem, który stawił się na przesłuchanie. Od razu wiedziałem, że znalazłem mojego bohatera.
- Dlaczego umieściłeś w swoim filmie konflikt o Falklandy pomiędzy Wielką Brytanią a Argentyną?
Ta wojna zniszczyła życie Roberta. Uzasadnia jego działania w teraźniejszości. Dla mnie ten konflikt był tematem, o którym od dawna chciałem coś powiedzieć, ale bez konieczności nakręcenia filmu wojennego. Wojna o Falklandy była wojną mojego pokolenia. Dotknęła mnie osobiście, choć nie byłem na froncie; jednak moi przyjaciele nie mieli tak dobrze. Jako filmowiec mam otwarte konto i uważam, że trzeba mówić o tym, co pozostało po wojnie i jakie były jej skutki dla dzisiejszego państwa i społeczeństwa.
- Czy istnieje wiele sklepów żelaznych, takich jak sklep Roberto w Buenos Aires?
Tak, ciągle można spotkać wiele tego typu sklepów na terenie samego Buenos Aires, jak i całego kraju.
Źródło: Kino-news.de