Reklama

"Chce się żyć": WYWIAD Z REŻYSEREM MACIEJEM PIEPRZYCĄ

"Chce się żyć" to nie jest komedia, tylko dramat, co nie zmienia faktu, że ma pozytywny wydźwięk".

- W "Chce się żyć" dotykasz poważnego problemu: pokazujesz życie osoby niepełnosprawnej z jej perspektywy. Chociaż temat zakłada, że gatunkową konwencją będzie dramat, zdecydowałeś się przełamać go komizmem.

- My, Polacy mamy tendencję do robienia smutnych filmów. W ostatnim czasie, jeśli jakiś nasz film nie jest smutny i ma choć odrobinę humoru, mówi się, że reżyser naśladuje czeskie kino, co jest dużym uproszczeniem. Lubię kino czeskie, lubię też brytyjskie, oni też lubią łamać poważne treści humorem. Mówi się, że nie ma prawdziwego dramatu bez komedii. Te wartości się dodają - życie nigdy nie jest ani tylko smutne, ani tylko wesołe. Te tonacje mieszają się. Dla mnie od początku było jasne, że nie chcę robić tego filmu na smutno. Z takim założeniem przystąpiłem do pisania scenariusza. Chciałem, żeby powstał taki film, jaki sam chciałbym obejrzeć. Bo w pierwszej kolejności jestem przecież widzem, a dopiero później reżyserem. Prawdę mówiąc, miałbym problem by znieść tę historię, gdyby to były dwie godziny filmu tylko o ciężkim losie głównego bohatera, bez odrobiny humoru czy optymizmu. Oczywiście, "Chce się żyć" to nie jest komedia, tylko dramat, co nie zmienia faktu, że ma pozytywny wydźwięk. Na tym mi zależało, bo też osoba, której życiem ten film jest inspirowany, pomimo kalectwa i ciężkiego losu, ma ogromne poczucie humoru i potrafi śmiać się z siebie i ze swojej niepełnosprawności. Główny bohater, którego ja stworzyłem, też taki jest. Chciałem, żeby to był inteligentny, fajny chłopak z poczuciem humoru.

Reklama

Inspirując się rzeczywistą postacią, stanąłeś przed trudnym zadaniem uczynienia swojej historii realistyczną. Jak udało ci się osiągnąć ten efekt?

- Robiłem dość długą dokumentację, która trwała prawie rok. Odwiedzałem ośrodki, w których przebywają osoby z porażeniem mózgowym. Rozmawiałem z pierwowzorem mojego bohatera, a także z rodzinami, które mają dzieci z porażeniem mózgowym. Nasłuchałem się wielu historii i gdzieś one zostały przetworzone przez moją wyobraźnię. W taki właśnie sposób narodził się ten film. "Chce się żyć" jest inspirowany losem jednego chłopaka, który był zaczynem całej mojej pracy, ale to nie jest jego historia oddana w proporcji 1:1. Może 30% to prawda, a reszta to fantazja, ale bardzo mocno osadzona w rzeczywistości, którą poznałem.

W filmie przekonująco wypadają skomplikowane relacje rodziny bohatera: rodzice nieumiejący po równo obdzielić dzieci miłością, zazdrość siostry...

- Taka sytuacja jest bardzo powszechna. Często rodziny, które mają dzieci zdrowe i kalekie, tak bardzo koncentrują swoją miłość na tych drugich, że zapominają o reszcie potomstwa. Zdrowe dzieci cierpią na tym. Starałem się umieścić ten podział w filmie. Mateusz ma dobre relacje z bratem, ale nie z siostrą, bo ta cierpi z tego powodu, że miłością rodzice obdarzają właśnie Mateusza, a przecież ona też potrzebuje ich uczucia i atencji. Jest najstarsza - zanim urodził się Mateusz była przecież kimś najważniejszym dla rodziców.

Jednak jej niechęć ma się nijak do zachowań obcych ludzi napotkanych na ulicy, których charakteryzuje albo prymitywna agresja, albo litość wyrażana w równie prymitywny sposób.

- Osoby niepełnosprawne są bardzo często traktowane przez społeczeństwo jak dzieci. Oni tego nie znoszą. Ktoś do nich podchodzi i robi miny jak do dwuletniego dziecka. Nie lubią tego, jak się ich próbuje specjalnie traktować. Nie chcą, żeby uważano ich za wyjątkowych. Potrzebują normalności. Mają potrzeby, jak normalni ludzie: zakochują się, cierpią, podniecają się. Ich podejście do seksu jest takie samo, jak u osób pełnosprawnych. Zrobiłem film o osobie niepełnosprawnej, ale traktując ją jak normalnego faceta. Jednak tendencja jest taka, że bardzo często oceniamy ludzi po wyglądzie. Mojego bohatera przez wygląd zewnętrzny oceniano jako osobą niepełnosprawną także intelektualnie, dopóki nie udało się z nim skomunikować. Dopiero wtedy jego życie naprawdę się zmieniło.

Dlatego zdecydowałeś się na narrację pierwszoosobową?

- Chciałem oddać wnętrze, osobowość i poczucie humoru głównego bohatera. Od początku wiedziałem, że będę się starał opowiedzieć film przez off. Długo pracowałem nad proporcjami, ile tego głosu ma być. Niektórzy uważają, że taka narracja jest zbyt literacka, ale ja lubię taki sposób opowiadania. Chociaż muszę przyznać, że jest on bardzo trudny. Trzeba bowiem unikać tego, żeby bohater mówił o tym, co widać na ekranie. Ale jestem zadowolony z efektu.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Chce się żyć
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy